wtorek, 19 czerwca 2012

#6


   Wizyta Kathy. Czyli to czego się obawiałam najbardziej. Ciekawa byłam zachowania Jareda, tego co ma do powiedzenia ta młoda. Jak to będzie wyglądało. Dlatego zanim się jeszcze pojawiła, postanowiłam się odprężyć i wziąć gorący prysznic,ulga po długim spacerze. Mając pewność, że Jay jest na dole i dalej będzie przeglądał jakieś duperelki w sieci zostawiłam uchylone drzwi do łazienki. Pozbyłam się ubrania i stojąc w samej bieliźnie dokładnie zmyłam makijaż. Gdy 'walczyłam' z zapięciem stanika usłyszałam za sobą głos i aż odskoczyłam na bok.
-Pomóc? - stał w drzwiach, opierając się o futrynę z zawadiackim uśmiechem.
-Jared! Przestraszyłeś mnie. - Zaczęłam chichotać i zostawiłam czynność, którą mi przerwał na później. Czułam na sobie jego wzrok, który lustrował mnie od góry do dołu i z powrotem. -  Potrzebujesz czegoś?
-No nie wiem właśnie.. - Podszedł do lustra i poklepał się po policzku. - Może powinienem się ogolić? Nie przeszkadzaj sobie, nie zwracaj na mnie uwagi. Nic nie widzę, nic nie słyszę! - Najpierw zakrył dłonią oczy potem uszy a na jego twarzy kręciła się podstępna mina.
-Wiesz, chyba jednak troszkę przeszkadzasz.. - Zaśmiałam się, i przyglądałam z jaką dokładnością Jay oglądał swoją twarz. Na pierwszy rzut oka widać było, że robił to jedynie na pokaz. Ale jak kto lubi.
-Tak uważasz? Przecież nic takiego nie robię.. Lusterko nie protestuję.
-Ale ja protestuję. - Wskoczyłam ze śmiechem na szafkę i zgarnęłam włosy na lewą stronę.
-Zaraz coś na to poradzimy. - Odwrócił się w moją stronę powoli do mnie podchodząc. Kiedy znalazł się odpowiednio blisko, dłonie położył po obu stronach zatapiając wzrok w moich tęczówkach. Boże, dlaczego?! Dlaczego on patrzył na mnie takim wzrokiem?! Kolor jego tęczówek dorównywał błękitnemu niebu, w którym można się było zatracić.
-Nie patrz tak na mnie! - Znowu zaczęłam chichotać i go od siebie odpychać. Jednak moje starania poszły na nic, bo był dużo silniejszy ode mnie.
-Jeśli nie przestanę to czeka mnie jakaś kara?
-Może tak, może nie!
-To nie przestaję.. Ciekawy jestem co wymyślisz.
-Coś czego pożałujesz, panie Leto!
-Ahh.. już się boję! Widzisz? Cały się trzęsę! - Zamachnęłam się aby walnąć go z pięści w ramię ale złapał moją rękę kiwając przecząco głową. - Nie nauczyli panienki, że nie wolno używać przemocy?
-Niee. - Zaprzeczyłam wzruszeniem ramion i uśmiechnęłam się kącikiem ust.
-Trzeba to zmienić.. - Po wypowiedzeniu tego na chwilę się zamyślił i nagle mnie pocałował. Jak dawno nie czułam smaku jego ust! Natychmiast odwzajemniłam ten czuły gest. Chyba obydwoje nie potrafiliśmy powstrzymać uczuć. Nie potrafiłam powiedzieć: nie. Jay objął mnie w pasie, i jedną dłonią sprawnie odpiął mój biustonosz. Wcisnęłam między nas rękę i przytrzymałam go aby się nie zsunął. Odsunęłam się od mężczyzny, spoglądając mu w oczy. Mój wzrok jednoznacznie mówił: nie teraz. Za wcześnie. Jakaś część mnie chciała tego, ale ta druga.. Przecież mieliśmy budować poważny związek, który nie miał opierać się wyłącznie na sexie jak poprzedni układ. Nie, nie, nie.
-Nie mogę, wybacz. - Zdołałam jedynie tyle powiedzieć. Zeskoczyłam z szafki, narzuciłam na siebie jakaś bluzę, zdjętą z wieszaka i zamknęłam za Jaredem drzwi. Głośno westchnęłam i gdy doprowadziłam rozszalałe myśli do porządku mogłam spokojnie wziąć prysznic, który teraz na prawdę pomógł mi się uspokoić.

   Dlaczego w takiej chwili, Meg musi być w pracy i nie może odebrać? Natychmiast musiałam z nią porozmawiać. To sprawa wysokiej wagi! Musiałam się jej wygadać.. Chyba i tak bym nie zdążyła bo po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Domyśliłam się, że to rzekoma córka Jaya i zeszłam na dół. Oboje wchodzili właśnie do salonu. Podeszłam do dziewczyny i wyciągnęłam w jej stronę rękę. Przynajmniej chciałam spróbować być miłą.
-Widziałyśmy się już wczoraj.. Ale nie było okazji się poznać. Elizabeth.
-Katherine. - Rzuciła jakby od niechcenia i uścisnęła moją dłoń. Aha, czuję, że z tą małą będa problemy. Chyba nie bardzo mnie polubiła, nawet nie udawała, że jej zależy na dobrych relacjach. Spojrzałam znacząco na Jareda, który wzruszył ramionami.
-Opowiesz nam coś o sobie? - Musiałam przerwać w końcu tą denerwująca ciszę i pierwsza się odezwałam, chociaż wiedziałam, że jej się to nie spodoba, a Jared najwidoczniej nie wiedział od czego zacząć.
-Chciałabym porozmawiać z tatą. - Na ostatnie słowo dała nacisk i krzywo na mnie spojrzała. A we mnie, aż się gotowało. Co ta gówniara sobie myślała? Nie było nawet pewne, czy jest jego córką!
-Wybacz ale Ja i Lizzy jesteśmy razem, więc musisz ją tolerować czy tego chcesz czy nie. Jest częścią mojego życia, i również jej dotyczy ta cała sytuacja.
-Dziękuje, Jay. - Na mojej twarzy zagościł łagodny, triumfalny uśmiech. Ucieszyły mnie słowa Jareda. A ona niech się nie uważa za panią i władczynię.
 -No, super. Ale ja będę decydować wobec kogo być miła a wobec kogo nie. Kogo mam tolerować a kogo nie. Z kim rozmawiać z kim nie. - No ja po prostu nie wierzę. Bardziej pyskata być nie mogła? O to teraz powinna się zrodzić Jaredowa ojcowska moc. Jak to w ogóle brzmi? Jared ojcem. Jedno nie pasuje do drugiego. Ale to serio ciekawe jak poradzi sobie pan Leto.
-Jeżeli coś Ci się nie podoba wyjdź. Wiesz gdzie są drzwi. Wróć jak już zmienisz nastawienie.- Brawo Jay! Tak trzymaj. Nie no co ja w ogóle robię. Haha. Ale fakt, dobrze jej powiedział. Nie będzie robiła cyrków. W końcu chyba przyszła poznać 'ojca', więc powinna się zachowywać inaczej. Poza tym cieszyłabym się gdyby wyszła, bo była podejrzana. Zupełnie różniło się moje wyobrażenie nieznanej przez lata córki, która zapragnęła spotkać tatusia z rzeczywistością. A może po prostu ja źle to sobie wyobrażałam?
-Nie no dobra sorry, nie? - Wyrażać też mogłaby się inaczej. Nie wyglądała na taką, była dobrze ubrana, uczesana, zadbana. Brakowało jej jednie ogłady i wychowania. - Możemy pogadać.
-Opowiedz coś o swojej matce. Chciałbym się z nią spotkać.
-Może lepiej nie.. Ona, no ten tego.. Nawet nie wie, że tu jestem, nie. - Może i nie podobało mi się, że Jared chciał spotkać tą kobietę no, ale przecież dla dobra ich dziecka. Tylko tu pojawiało się kolejne 'ale'. Znowu coś co mi nie pasowało!
-No to chyba powinna wiedzieć, nie? Chyba, że to, że jesteś córką sławnego piosenkarza, lidera zespołu, aktora, etc. jest tylko ściemą i chcesz tylko kasy albo dobrać się do jego tyłka?
-Liz, proszę Cię uspokój się.
-Nie uspokajaj mnie Jared. Nie widzisz, że ona coś kręci? Mamusia nic nie wie. To tamto. I to całe jej zachowanie? Udaję wielką primadonnę, która potrafi się każdemu odszczekać i myśli, że powie coś mądrego? Nie tak to działa. - Nie obchodziło mnie co sobie teraz o mnie pomyśli i tak mnie nie lubiła, to dało się wyczuć i zauważyć. Ani nie obchodziło mnie to, co powie Jared, może się na mnie nawet obrażać. A może akurat natrafiłam na Piętę Achillesa i pozbędziemy się jej szybciej niż myślałam?
-Zostaw mnie w spokoju! Nic o mnie nie wiecie! Nic! Nie wiecie jak jest w moim domu, co przechodzę każdego dnia! W jakich warunkach muszę żyć!
-Łoho. Na litość możesz wziąć nauczycielkę, gdy chcę wstawić Ci jedynkę a nie mnie.
-Lizzy, przestań! Zobacz co zrobiłaś? Doprowadziłaś ją do płaczu. - Oh really? Nie zauważyłabym.
-Jared i Ty jej wierzysz? Widziałam ją dzisiaj z Megan. Chodziła sobie uśmiechnięta od ucha do ucha po centrum handlowym, naładowana torbami z zakupami a teraz "nie wiecie jak muszę żyć"? Proszę Cię. Jesteś dorosłym facetem i długo żyjesz na tym świecie.
-Może ja już pójdę..
-Dowidzenia! - Krzyknęłam za nią, gdy wstała i skierowała się do wyjścia. Jared oczywiście: super bohater, poleciał za nią i ją zatrzymał. Wyszło na to, że to ja jestem tą złą! No pięknie. Nie czuję się winna. Przynajmniej powiedziałam to co myślę. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że znowu się pokłóciliśmy. Los chyba nam nie sprzyjał i był przeciwko nam. Boże, gdyby nie ta młoda pewnie udało by się tego uniknąć. Ale nic nie poradzę na to jaki mam charakter, prawda? Mówię co myślę, czasem za dużo, jednak nie zmienię tego.
-Zostań tutaj Kathy, a Ciebie Liz, mogę na chwilę prosić? - Wróciła? Co tu jest do cholery grane? Nie, nie będę w tym uczestniczyła, nie ma mowy. Zebrałam się z kanapy i poszłam z Jaredem do innego pokoju.
-Tak?
-Przesadziłaś i dobrze o tym wiesz. Specjalnie chciałem żebyś była przy tym spotkaniu, abyśmy mogli ją poznać, razem. Rozumiesz o czym mówię? Tylko Ty musiałaś to zepsuć.
-Tak, tak oto ja. - Posłałam mu ironiczny uśmiech.
-Bawi Cię to? To co powiedziałaś tej dziewczynie i nasza kłótnia?
-Nie, nie bawi. Ale ta cała sytuacja jest idiotyczna. Pomyśl logicznie, i dopiero potem się zabieraj do jakiej kolwiek rozmowy. Przemyśl może to co ona powiedziała, i co robiła. Poukładaj to sobie w fakty a przejrzysz na oczy. Ja nie potrzebowałam na to wiele czasu. A teraz wybacz, nie mam ochoty się w to bawić. - Wyszłam trzaskając drzwiami i skierowałam się na górę, gdzie zabrałam tylko torbę telefon i zbiegając ze schód opuściłam dom.
-Lizzy! Do cholery!

Na podjeździe spotkałam Shannona, jakie miłe spotkanie. Czy wszystko mnie dzisiaj denerwowało? Zupełnie zapomniałam o słowach lekarza: Nie powinna się pani denerwować. Sranie w banie, bo się chyba nie dało.
-Jeny Lizzy, co taka nerwowa jesteś?
-No cześć, Shann. Aż tak widać?
-Oj tak, złość biję od Ciebie na kilometr.
-Wejdź do środka a sam się przekonasz. I poznasz swoją BRATANICĘ!
-Czekaj... kogo?
-No wiesz. Córka Twojego brata to Twoja bratanica prawda?
-Tak, i co w związku z tym?
-To, że ją poznasz. Trudno to zrozumieć? Boże Wy faceci jesteście tacy ciemni.
-Na prawdę dobry żart. - Niby się tylko zaśmiał, a cieszyła mu się cała twarz.
-To nie jest żart.
-Przecież Jared nie ma dzieci!
-A jednak Shannonku. - Poklepałam go po ramieniu i wyminęłam idąc przed siebie. - Miłego spotkania z Kathy.
-Zaczekaj! Co się właściwie wydarzyło? - Spojrzałam na chłopaka, który szedł ze mną ramię w ramię i westchnęłam.
-Nie mam ochoty o tym gadać. Poza tym, już Ci powiedziałam idź do środka to się dowiesz. Proste.
-Spokojnie, nie gryź.
-Połknę w całości.
-Uhu. Mój braciszek musi być ostrożny.
-Nawet mi o nim nie wspominaj.
-Nie chcę się wtrącać Liz.. ale wszystko gra? - Proszę tylko nie to. Ja rozumiem on jest bratem Jay'a. Moim przyjacielem.. Ale po tym co było.. Nie chcę aby wtrącał się w nasze życie. Za dużo się przez to wydarzyło. Shannon chyba wyczuł, że nie podobało mi się to pytanie i szybko zmienił temat. Na szczęście, dla niego. - Jak na studiach? Kiedy przeprowadzisz z nami pierwszy oficjalny wywiad jako pani redaktor?
-Jeszcze sobie trochę poczekacie. Z resztą mam urlop dziekański. bo chciałam wrócić do Londynu.
-Teraz to chyba już nie potrzebne?
-Nie wiem. Zaczynam wątpić czy mam zostać z LA.
-Ułoży się. Dłużej od Ciebie żyję na tym świecie, zobaczysz będzie ok.
-Dzięki wielkie, za pocieszenie. Poznałam ostatnio Melanie.. - uśmiechnęłam się, kątem oka zerkając na reakcje Leto.
-Tak?
-Bardzo miła z niej dziewczyna. Wydaje mi się, że skądś ją kojarzę, dobrze myślę?
-Możliwe. Była modelką, pewnie widziałaś jej jakieś zdjęcia, albo jakiś pokaz czy coś.
-Pewnie masz rację. Był czas jak z Meg chodziłyśmy na każdy w mieście, i przeglądałyśmy wszystkie magazyny o modzie.
-Co u niej?
-U Meg? - Halo, halo. Skąd to pytanie, mój drogi. Znają się. Jednak nigdy żadne z nich nie pytało o siebie. I cieszyłam się z tego. - Bardzo dobrze. Chyba się zakochała, chodzi jak zaczarowana! A co właściwie było między Tobą a Melanie? Nie chce być wścibska, ale Jay nie chciał mi nic powiedzieć. Jeśli też nie chcesz, nie naciskam.
-Coś Ty, nie ma problemu.  Nie należę do tych co skrywają przeszłość przed światem i gdy jest konieczność dzielę się tym z innymi. Byliśmy zaręczeni. Ale kariera górą. Z chłopakami mieliśmy trasę. Mel podpisała kontrakt z agencją. Miała lecieć do Paryża na pół roku. Nasze drogi i tak by się rozeszły więc wspólnie postanowiliśmy to zakończyć.
-Tak po prostu? Przecież widywalibyście się.
-Tak po prostu, bo to wcale proste nie było. Ona mówiła, że nie chce popełnić błędu z przed lat. A ja się ne upierałem. Chciała spełniać marzenia, droga wolna.
-A gdybyście dostali kolejną szansę? Wróciła do miasta, pracuję w szpitalu. Podobno skończyła  z modelingiem, więc nie będzie wyjeżdżać.
-A gdyby babcia miała wąsy to co? - Obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Zrozumiałam, że muszę pomóc Jaredowi wprowadzić jego plan w życie.
-Dasz się zaprosić na.. kawę?
-Z miłą chęcią.
Tak byłam od niej uzależniona. W ciągu dnia potrafiłam wypić minimum 4 filiżanki. Doszliśmy do Starbucks'a i po długim namyślę zamówiliśmy frappuccino. Odebraliśmy zamówienie i zajęliśmy miejsca na zewnątrz. Jak to się mówi: o wilku mowa. Kiedy zajęci byliśmy rozmową spostrzegłam, że z naprzeciwka idzie Melanie. Coś mi zaświtało i ją do nas zawołałam. Miałam tylko nadzieję, że Shann nie będzie na mnie zły.
-Hej! Przysiądziesz się do nas?
-Jeżeli Shannon nie będzie miał nic przeciwko..
-Na pewno nie. Człowiek delikatny jak owca. - Zaśmiałam się i spojrzałam po kolei na niego i na nią.
-Jak się czujesz Elizabeth?
-Dziękuje, bardzo dobrze. Szpital to nie przyjemne miejsce.
-Ale pożyteczne.
-Wiecie co.. przypomniało mi się, że miałam coś załatwić.. Nie obrazicie się jak zostawię Was samych? - Shann się zmieszał, ale to tylko dla ich dobra. Trzeba ich zeswatać i to jak najszybciej. Przecież tak ładnie ze sobą wyglądali!
-Powiedz Jaredowi, że do niego później wpadnę.
-Nie ma sprawy. Dziękuje za rozmowę. - Ucałowałam jego policzek i szepnęłam: "Powodzenia" uśmiechając się podstępnie. Pożegnałam się z dziewczyną i zostawiłam ich samych. Wierzyłam, że jak Shannon wpadnie do nas później usłyszę bardzo interesującą opowieść z przebiegu spotkania.


Tak, tak możecie cieszyć się taką ilością rozdziałów, w tak krótkim czasie, ale odwiedziła mnie przemiła, przekochana wena i korzystam z jej zasobów ile tylko mogę :) 

niedziela, 17 czerwca 2012

#5


   Słychać było jedynie stukot moich obcasów odbijający się o marmurową podłogę w Instytucie Mike'a. Kochany braciszek miał do mnie, podobno ważną sprawę, więc jak mogłam do niego nie przyjść. Jednak gdy dotarłam na 11 piętro szklanego wieżowca, kobieta za biurkiem jak mniemam nowa sekretarka poinformowała mnie, że jest konferencja i - pan Loordbok jest teraz zajęty, proszę poczekać przed gabinetem, pana dyrektora. Blah blah blah. Gdy pracowała tu Cass była milsza niż ten babsztyl w niemodnej koszuli i sianowatych włosach. Żeby jednak nie wyjść na nie wychowaną podziękowałam i odeszłam posyłając jej delikatny uśmiech. Postanowiłam zaczekać na niego na dole, w kawiarni jednak w momencie kiedy już wchodziłam do windy ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie namiętnie całując. Jay, co on tutaj robił?! Zaśmiałam się, ale nie zdołałam nic powiedzieć. Chłopak ciągnął mnie za sobą, że prawie biegłam przez korytarzy, który świecił pustkami i nie było na nim oprócz nas oczywiście, żywej duszy. Nagle zwolniliśmy i Jared wciągnął mnie do jakiegoś biura, jak po chwili spostrzegłam był to gabinet mojego brata. Rozejrzał się po pomieszczeniu i doprowadził mnie do ogromnego biurka. Posadził mnie na nim, nie zwracając uwagi na leżące na nim papiery. A ja tylko uśmiechałam się pod nosem. Cały Leto. Uwielbiałam go takiego. I to co miało się zaraz stać podobało mi się. 
-Wiesz, że ktoś może wejść? - puściłam mu oczko i złapałam za koszulkę przyciągając jeszcze bliżej siebie.
-Wiesz, że mnie to nie interesuje? Słyszałem, że jest jakaś konferencja, pewnie nie skończy się tak szybko.
-A, sekretarka?
-O nic się nie martw. - To były jego ostatnie słowa, po czym czułam już tylko zapach jego perfum, bliskość jego ciała i słodkie pocałunki. Zgrabnie odpiął guziczki mojej turkusowej koszuli, a ja pozbyłam się jego kurtki i t-shirtu. Dłonie zaciskał na moich udach, przemierzając moje ciało pocałunkami. Tego jeszcze nie było! Biuro! Wydawałam z siebie ciche pojękiwania. Czułam się taka podniecona! Świadomość, że w każdej chwili mógł ktoś wejść, a nawet i mój własny brat jeszcze bardziej mnie podkręcała. I chyba nie tylko mnie. Odpięłam pasek spodni Jareda. On zsunął moja spódniczkę. Oplotłam go nogami w pasie dłonie wplatając w jego włosy. Nie kazał mi długo czekać. Nie miał żadnych zahamowań. Gdy we mnie wszedł przejechałam językiem po jego podniebieniu a nasze usta znów połączyły się w pocałunku. Dłonią oparłam się o biurko, drugą przyciągałam go do siebie zwalając przy tym wszystko co tylko stanęło mi na drodze. Nasze biodra były jak w tańcu. Namiętnym i gorącym tańcu. W powietrzu czuć było atmosferę wirującego sexu! Po lokalu roznosiły się odgłosy naszych jęków. Mieliśmy przyspieszone oddechy. Już dawno nie czułam się tak wspaniale. Ukojenie naszych pragnień, było już tuż tuż. Kilka ruchów biodrami, małych ruchów. Wtuliłam się w mężczyznę muskając ustami jego tors, jednocześnie czując jak jego palce wędrują po moich pośladkach. FUCK YEAH! Krzyknęliśmy obydwoje, a nasze głosy zlały się w jedność, tak jak jednością były nasze ciała. 
-Leto skurwielu, czemu jesteś taki sexy?! - powiedziałam, próbując doprowadzić do normy oddech i przyspieszone bicie serca. 
-Dziękuje za komplement kochanie. - Uśmiechnął się robiąc minę typu: Jestem Jared Boski Lecą na mnie wszystkie Panny Leto. Nienawidziłam tego tak bardzo i on dobrze o tym wiedział. Dlatego też walnęłam go z pięści w tors. Może i jego byłym to nie przeszkadzało ale mi bardzo. Bo może i dużo osób twierdziło, że właśnie takim człowiekiem jest, zakochanym w sobie, wierzącym że podoba się każdej napotkanej kobiecie, 13 letniej uczennicy, 90 letnie staruszce. Stereotyp i plotki. Jeżeli się go zna, jest się z nim to wie się, że to nie prawda. 
-Nie sądzisz, że powinniśmy się zbierać? 
-Panna Elizabeth się boi?
-Nie wiem czego miałabym się bać! Podobno jest długa konferencja. - Zeskoczyłam z biurka, złapałam Jareda za rękę i popchnęłam go tak, że upadł na podłogę, po czym na nim usiadłam. Gdy nachylałam się aby go pocałować drzwi się otworzyły.. I się obudziłam. Obudziłam?! Zobaczyłam stojącego w drzwiach sypialni Jareda. Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że na powrót znajdę się w instytucie brata, w jego gabinecie po udanym sexie z Leto. Ale tak się nie stało. 
-Dzień dobry, i jak się spało? 
-Dobrze. - odpowiedziałam, zaspanym głosem, w którym chyba nie było czuć zawiedzenia? - O której się położyłeś? Długo Cię nie było.
-Około 3? Rozmawiałem z Kathy. A potem.. po prostu musiałem pomyśleć.
-Ah no tak. Córka. - Nie można było tego powiedzieć bez ironii. Po prostu nie można było. Jay spojrzał na mnie krzywym wzrokiem i usiadł na krzesełku.
-Myślałem, że porozmawiamy o tym na spokojnie.
-A pomyślałeś czy w ogóle chcę o tym rozmawiać? Jared, wczoraj dowiedziałam sie, że masz córkę. Jeżeli na prawdę nią jest. Przecież ta dziewczyna jest góra 5 lat ode mnie młodsza. Wyobrażasz to sobie? W ogóle jak Ty sobie to teraz wyobrażasz? Może już szykujesz dla niej pokoik? 
-Myślisz, że dla mnie to nie było zaskoczenie? Że skakałem z radości, tak? No chyba nie bardzo. Wierz mi czy nie.. z resztą. Widzę, że nie przeprowadzimy tej rozmowy bez kłótni. Miałaś się nie denerwować i odpoczywać. Lepiej pójdę. Wrócę za godzinę, jadę do Shannona. 
-A idź do diabła! - Rzuciłam się z powrotem na łóżku i położyłam na twarz poduszkę. Kurwa. Mieliśmy pracować nad naszym związkiem. Odbudować go. Jasne. A już się kłócimy!  Chciałam się spotkać z Meg, wygadać jej. Nie zawsze dowiadujesz się, że Twój facet ma dziecko. Gwałtownie wstałam z łóżka, jednak zakręciło mi się w głowie i musiałam usiąść. Chwilę odczekałam po czym wzięłam prysznic, zjadłam szybkie śniadanie i zadzwoniłam do przyjaciółki.

   -Rozumiesz? Nawet nie próbował tej rozmowy dalej ciągnąć. Od razu postawił na przegraną. I te jego słowa "Lepiej pójdę". Nawet nie kwapił się aby mi coś więcej powiedzieć albo wytłumaczyć. Nic. Wątpię nawet, żeby się o niej czegoś konkretnego dowiedział. 
-A Ty jak uważasz? Że to prawda? 
-Meg, nie wiem co mam uważać. Przecież tak może powiedzieć każdy. Każdy może się podszyć. Skąd mam wiedzieć z kim on się spotykał. Z kim spał. Ale zabolało mnie to,że pomimo wcześniejszych słów i przyżeczeń teraz odpuścił. I wyszedł. 
-Spróbuj z nim jeszcze pogadać. Nie tak to powinno wyglądać. Może i jego życie przewróciło się o 180 stopni, ale nie powinien zapominać o Tobie. Bo jesteś tego życia częścią. Zobaczysz ułoży się, a jak coś będzie nie tak.. Nie muszę Ci przypominać jaki mam numer telefonu? - Dziewczyna uśmiechnęła się a ja zrobiłam to samo. Na nią zawsze można było liczyć. Od pierwszego momentu kiedy przyleciałam do LA. - A teraz.. Na poprawę humoru idziemy na zakupy i lody! 
-Widzisz jak ja wyglądam? Czy Ty widzisz? 
-No jak? Pięknie jak zawsze. - Obydwie się zaśmiałyśmy. Dopiłyśmy kawę i odstawiłam kubeczki do zlewu. Zostawiłam Megan samą i poszłam się 'ogarnąć'. Ubrałam luźną koszulkę z nadrukami, spodenki z opuszczonymi szelkami i trampki. Modnie i przede wszystkim wygodnie. Przyjaciółka pomogła mi w zrobieniu delikatnych fal na włosach i byłyśmy gotowe do wyjścia. 
Od razu pojechałyśmy do ulubionego centrum handlowego i zaczęłyśmy buszować po sklepach. Dawno tego nie robiłyśmy to był moment, aby nadrobić cały stracony czas. Krążyłyśmy między wieszakami, przebieralniami i tak w kółko. Przymierzałyśmy tysiąc par butów świetnie się przy tym bawiąc. A na koniec, jak było w planie - poszłyśmy na dużą porcję lodów, z owocami, bita śmietaną i czekoladową polewą. Od razu czułam się lepiej a na mojej twarzy zagościł uśmiech. 
-Zgadnij kto dzwoni. - Skierowałam swoje słowa do przyjaciółki, gdy w kieszeni spodni poczułam wibrację i spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
-No nie mów, że Jared?
-Brawo.
-Daj ja z nim pogadam. 
-Nie, nie. Nie odbiorę. Po prostu, Wczoraj wieczorem też go nie było gdy go potrzebowałam. - wyłączyłam urządzenie wrzucając je na dno torby i z powrotem si uśmiechnęłam.- Nie pozwolę aby popsuł mi teraz humor. O mnie było sporo.. Może opowiedz co u Ciebie i tego pana doktorka? Nadal się spotykacie? Jaki on jest?
-Gdybym powiedziała, że nie to bym skłamała.. Lizzy, on jest cudowny! - Zachichotała, a w jej oczach widać było skaczące z radości iskierki. Cieszyłam się, że w końcu się jej układa i, że kogoś sobie znalazła po rozstaniu z Harry'm. - Taki romantyczny.. Wczoraj zabrał mnie na przejażdżkę za miasto. Opowiadał o swojej pracy. Mówiłam Ci, że jest pediatrą prawda? - Tylko przytakiwałam z uśmiechem wsłuchując się w opowieść przyjaciółki. - Jak on mówi o dzieciach. Rozpłynąć się można. 
-A jak no.. wiesz sprawy łóżkowe? 
-Liz! - Megan krzyknęła po czym zaczęła się śmiać. - Pervertko jedna. Zawsze musisz wkroczyć na ten temat nie? 
-Oj cicho. Opowiadaj.
-Jest dobry.
-Dobry? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Że jest dobry? 
-Bardzo..  dobry? Wystarczy?
-A jakieś pikantne szczegóły? Nie daj się namawiać. Najlepszej przyjaciółce nie powiesz?
-Wylądowaliśmy na plaży.. Nikogo nie było, pełnia księżyca i te sprawy.
-Robiliście to na.. plaży?! Meg tak się cieszę Twoim szczęściem! - uśmiechnęłam się rozradowana. Co fakt to fakt, po niej bym się tego nie spodziewała. 
-Nic wielkiego. Ale też się cieszę! Nawet nie wiesz jak.
-Wracając do tej plaży.. Jaki miałam dzisiaj sen. Po przebudzeniu, żałowałam, że nie stało się to naprawdę. 
Opowiedziałam Megan wszystko, no prawie wszystko a najlepszym komentarzem do tego był nasz śmiech. Kiedy się zbierałyśmy zauważyłam tą 'młodą'. Mniemaną córkę Jay'a i pokazałam ją przyjaciółce.
-Zobacz.. to jest Kathy. 
-Ile ona ma lat?!
-Wygląda na 17, może rok więcej.
-Nie wygląda też na uczciwą, grzeczną dziewczynkę.
-No nie, ale uwierz, że wczoraj przed Jaredem właśnie na taką wyglądała. A ten jej kolega.. Jakiś margines społeczny czy coś.
-Może podejdźmy do niej? 
-Po co? Co jej niby powiem? Cześć jestem Elizabeth, dziewczyna Twojego ojca. Rozmawiałaś ze mną? To nie jest dobry pomysł.
-Coś by się się na szybko wymyśliło. Ale ciekawe jak by zareagowała. Co by zrobiła. 
-Nie, nie Meg. Trzeba ją 'wybadać' tak. Jednak będę miała na nią oko jak przyjdzie do Jay'a. Jak się dowiem czegoś więcej jak ma na nazwisko, datę urodzenia to wtedy..
-Wtedy poprosimy Brad'a, żeby ją sprawdził.
-Dokładnie. - uśmiechnęłam się podstępnie na samą myśl, naszego małego śledztwa. 
Przyjaciółka podwiozła mnie do domu, do Jareda domu oczywiście, a sama pojechała do pracy. Od samego wejścia musiałam się tłumaczyć.
-Gdzie byłaś?
-Z Megan. 
-Dzwoniłem.
-Nie słyszałam. Co chciałeś? - rzuciłam torebkę na sofę w salonie i przeszłam do kuchni, wyjmując z lodówki butelkę wody.
-Pogadać? Przeprosić za rano.
-Przeprosiny przyjęte.
-Cały czas taka będziesz?
-Taka? Znaczy jaka?
-Obojętna. Na prawdę chciałem, i chcę nadal Ci to wytłumaczyć i przeprosić a Ty wydajesz się jakbyś wpuściła to jednym uchem i wypuściła drugim.
-Więc słucham. Możesz mówić. - usiadłam na wysokim taborecie opierając się o stolik i posyłając mu szybkie spojrzenie. Może i powinnam inaczej zareagować, w końcu chciał się wyjaśnić i przeprosić ale nie mogłam pokazać  uległości. Powiedział jedno słowo i miałam skakać z radości? Szansa mu się należała, ale niech nie myśli, że od początku zmienię stosunek. 
-Była kiedyś pewna kobieta. Dawno temu...
-Jak chcesz mi opowiadać z kim spałeś, Jared to proszę.. nie wysilaj się.
-Daj mi dokończyć i nie komplikuj sprawy! Nic dla mnie nie znaczyła, w sumie nawet jej dobrze nie pamiętam. Pracowała ze mną na planie. Spędziliśmy ze sobą nic nie znaczącą noc. Ciężko mi uwierzyć, że mógłbym mieć córkę..
-Że masz córkę. - Poprawiłam go i zamknęłam się popijając wcześniej wyjętą wodę, aby mógł mówić dalej. 
-Ona ma dzisiaj przyjść, żebyśmy porozmawiali. Wczoraj byłem za bardzo zszokowany. Chcę abyś przy tym była. 
-Dobrze.
-No i jeśli chodzi o poranek.. Nie powinienem był od razu się denerwować i wychodzić. Powinienem Cię zrozumieć. To pokręcona sytuacja. 
-Spokojnie. Może i ja powinnam inaczej na to spojrzeć. Co nie zmienia faktu, że źle się czuję z tą informacją. O Twoim dziecku.
-Nie mówmy teraz o tym.. Chociaż przez chwilę, co? 
-Pewnie. Załatwiłeś z Shannonem to co miałeś?
-Tak, tak. Nie miał wiele czasu ale się udało.
-Co się udało?
-Ty nic nie wiesz! Melanie, opowiadałem Ci o nich.
-No tak.. Nawet kazała go pozdrowić, jak była z wynikami.
-I o to się rozchodzi. Powiedziałem mu o tym. Dodałem bajkę, że o niego wypytywała, co prawda wypytywała ale nie aż tyle. Rozbudowałem trochę jej wypowiedzi i wjechałem na jego słaby punkt. Bardzo przeżył ich rozstanie. W sumie ja jako jedyną kochał. Co jak co ale znam swojego brata. Fajnie byłoby ich zeswatać.
-Zeswatać? - zaśmiałam się. On miał debilne pomysły. Przecież Shannon był dorosły i sam decydował o swoim życiu. Może gdyby po prostu się dowiedział o powrocie dziewczyny sam by coś postanowił. Miałam tylko nadzieję, że posunięcie Jareda nie doprowadzi do kłótni braci.
-Ehe, i chciałem, żebyś mi w tym pomogła.
-A co za to będę miała? 
-Co tylko zechcesz. A tak na zachętę.. - nachylił się nad stołem składając na moich ustach pocałunek. 
-Jeszcze się zastanowię. Musiałbyś się bardziej postarać.. - uśmiechnęłam się i cicho westchnęłam. Czy nie przyjemniej było bez nerwowych rozmów? - Co powiesz na spacer?
-Z Tobą na koniec świata i jeszcze dalej! 
-Lepiej tak nie mów,  bo Cie o taki poproszę i co zrobisz? 
-Z chęcią Cię na taki zabiorę. Wedle życzenia.
-To teraz spełnij moje życzenie i zmień koszulkę. Wiesz, że jej nie lubię.. - wymarudziłam i pokręciłam głową. Po niespełna dziesięciu minutach obydwoje byliśmy gotowi do wyjścia. 
Kierunek: przed siebie. Cel: spędzić miło czas, rozmawiając i ciesząc się z wzajemnej obecności.