Wizyta Kathy. Czyli to czego się obawiałam najbardziej. Ciekawa byłam zachowania Jareda, tego co ma do powiedzenia ta młoda. Jak to będzie wyglądało. Dlatego zanim się jeszcze pojawiła, postanowiłam się odprężyć i wziąć gorący prysznic,ulga po długim spacerze. Mając pewność, że Jay jest na dole i dalej będzie przeglądał jakieś duperelki w sieci zostawiłam uchylone drzwi do łazienki. Pozbyłam się ubrania i stojąc w samej bieliźnie dokładnie zmyłam makijaż. Gdy 'walczyłam' z zapięciem stanika usłyszałam za sobą głos i aż odskoczyłam na bok.
-Pomóc? - stał w drzwiach, opierając się o futrynę z zawadiackim uśmiechem.
-Jared! Przestraszyłeś mnie. - Zaczęłam chichotać i zostawiłam czynność, którą mi przerwał na później. Czułam na sobie jego wzrok, który lustrował mnie od góry do dołu i z powrotem. - Potrzebujesz czegoś?
-No nie wiem właśnie.. - Podszedł do lustra i poklepał się po policzku. - Może powinienem się ogolić? Nie przeszkadzaj sobie, nie zwracaj na mnie uwagi. Nic nie widzę, nic nie słyszę! - Najpierw zakrył dłonią oczy potem uszy a na jego twarzy kręciła się podstępna mina.
-Wiesz, chyba jednak troszkę przeszkadzasz.. - Zaśmiałam się, i przyglądałam z jaką dokładnością Jay oglądał swoją twarz. Na pierwszy rzut oka widać było, że robił to jedynie na pokaz. Ale jak kto lubi.
-Tak uważasz? Przecież nic takiego nie robię.. Lusterko nie protestuję.
-Ale ja protestuję. - Wskoczyłam ze śmiechem na szafkę i zgarnęłam włosy na lewą stronę.
-Zaraz coś na to poradzimy. - Odwrócił się w moją stronę powoli do mnie podchodząc. Kiedy znalazł się odpowiednio blisko, dłonie położył po obu stronach zatapiając wzrok w moich tęczówkach. Boże, dlaczego?! Dlaczego on patrzył na mnie takim wzrokiem?! Kolor jego tęczówek dorównywał błękitnemu niebu, w którym można się było zatracić.
-Nie patrz tak na mnie! - Znowu zaczęłam chichotać i go od siebie odpychać. Jednak moje starania poszły na nic, bo był dużo silniejszy ode mnie.
-Jeśli nie przestanę to czeka mnie jakaś kara?
-Może tak, może nie!
-To nie przestaję.. Ciekawy jestem co wymyślisz.
-Coś czego pożałujesz, panie Leto!
-Ahh.. już się boję! Widzisz? Cały się trzęsę! - Zamachnęłam się aby walnąć go z pięści w ramię ale złapał moją rękę kiwając przecząco głową. - Nie nauczyli panienki, że nie wolno używać przemocy?
-Niee. - Zaprzeczyłam wzruszeniem ramion i uśmiechnęłam się kącikiem ust.
-Trzeba to zmienić.. - Po wypowiedzeniu tego na chwilę się zamyślił i nagle mnie pocałował. Jak dawno nie czułam smaku jego ust! Natychmiast odwzajemniłam ten czuły gest. Chyba obydwoje nie potrafiliśmy powstrzymać uczuć. Nie potrafiłam powiedzieć: nie. Jay objął mnie w pasie, i jedną dłonią sprawnie odpiął mój biustonosz. Wcisnęłam między nas rękę i przytrzymałam go aby się nie zsunął. Odsunęłam się od mężczyzny, spoglądając mu w oczy. Mój wzrok jednoznacznie mówił: nie teraz. Za wcześnie. Jakaś część mnie chciała tego, ale ta druga.. Przecież mieliśmy budować poważny związek, który nie miał opierać się wyłącznie na sexie jak poprzedni układ. Nie, nie, nie.
-Nie mogę, wybacz. - Zdołałam jedynie tyle powiedzieć. Zeskoczyłam z szafki, narzuciłam na siebie jakaś bluzę, zdjętą z wieszaka i zamknęłam za Jaredem drzwi. Głośno westchnęłam i gdy doprowadziłam rozszalałe myśli do porządku mogłam spokojnie wziąć prysznic, który teraz na prawdę pomógł mi się uspokoić.
Dlaczego w takiej chwili, Meg musi być w pracy i nie może odebrać? Natychmiast musiałam z nią porozmawiać. To sprawa wysokiej wagi! Musiałam się jej wygadać.. Chyba i tak bym nie zdążyła bo po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Domyśliłam się, że to rzekoma córka Jaya i zeszłam na dół. Oboje wchodzili właśnie do salonu. Podeszłam do dziewczyny i wyciągnęłam w jej stronę rękę. Przynajmniej chciałam spróbować być miłą.
-Widziałyśmy się już wczoraj.. Ale nie było okazji się poznać. Elizabeth.
-Katherine. - Rzuciła jakby od niechcenia i uścisnęła moją dłoń. Aha, czuję, że z tą małą będa problemy. Chyba nie bardzo mnie polubiła, nawet nie udawała, że jej zależy na dobrych relacjach. Spojrzałam znacząco na Jareda, który wzruszył ramionami.
-Opowiesz nam coś o sobie? - Musiałam przerwać w końcu tą denerwująca ciszę i pierwsza się odezwałam, chociaż wiedziałam, że jej się to nie spodoba, a Jared najwidoczniej nie wiedział od czego zacząć.
-Chciałabym porozmawiać z tatą. - Na ostatnie słowo dała nacisk i krzywo na mnie spojrzała. A we mnie, aż się gotowało. Co ta gówniara sobie myślała? Nie było nawet pewne, czy jest jego córką!
-Wybacz ale Ja i Lizzy jesteśmy razem, więc musisz ją tolerować czy tego chcesz czy nie. Jest częścią mojego życia, i również jej dotyczy ta cała sytuacja.
-Dziękuje, Jay. - Na mojej twarzy zagościł łagodny, triumfalny uśmiech. Ucieszyły mnie słowa Jareda. A ona niech się nie uważa za panią i władczynię.
-No, super. Ale ja będę decydować wobec kogo być miła a wobec kogo nie. Kogo mam tolerować a kogo nie. Z kim rozmawiać z kim nie. - No ja po prostu nie wierzę. Bardziej pyskata być nie mogła? O to teraz powinna się zrodzić Jaredowa ojcowska moc. Jak to w ogóle brzmi? Jared ojcem. Jedno nie pasuje do drugiego. Ale to serio ciekawe jak poradzi sobie pan Leto.
-Jeżeli coś Ci się nie podoba wyjdź. Wiesz gdzie są drzwi. Wróć jak już zmienisz nastawienie.- Brawo Jay! Tak trzymaj. Nie no co ja w ogóle robię. Haha. Ale fakt, dobrze jej powiedział. Nie będzie robiła cyrków. W końcu chyba przyszła poznać 'ojca', więc powinna się zachowywać inaczej. Poza tym cieszyłabym się gdyby wyszła, bo była podejrzana. Zupełnie różniło się moje wyobrażenie nieznanej przez lata córki, która zapragnęła spotkać tatusia z rzeczywistością. A może po prostu ja źle to sobie wyobrażałam?
-Nie no dobra sorry, nie? - Wyrażać też mogłaby się inaczej. Nie wyglądała na taką, była dobrze ubrana, uczesana, zadbana. Brakowało jej jednie ogłady i wychowania. - Możemy pogadać.
-Opowiedz coś o swojej matce. Chciałbym się z nią spotkać.
-Może lepiej nie.. Ona, no ten tego.. Nawet nie wie, że tu jestem, nie. - Może i nie podobało mi się, że Jared chciał spotkać tą kobietę no, ale przecież dla dobra ich dziecka. Tylko tu pojawiało się kolejne 'ale'. Znowu coś co mi nie pasowało!
-No to chyba powinna wiedzieć, nie? Chyba, że to, że jesteś córką sławnego piosenkarza, lidera zespołu, aktora, etc. jest tylko ściemą i chcesz tylko kasy albo dobrać się do jego tyłka?
-Liz, proszę Cię uspokój się.
-Nie uspokajaj mnie Jared. Nie widzisz, że ona coś kręci? Mamusia nic nie wie. To tamto. I to całe jej zachowanie? Udaję wielką primadonnę, która potrafi się każdemu odszczekać i myśli, że powie coś mądrego? Nie tak to działa. - Nie obchodziło mnie co sobie teraz o mnie pomyśli i tak mnie nie lubiła, to dało się wyczuć i zauważyć. Ani nie obchodziło mnie to, co powie Jared, może się na mnie nawet obrażać. A może akurat natrafiłam na Piętę Achillesa i pozbędziemy się jej szybciej niż myślałam?
-Zostaw mnie w spokoju! Nic o mnie nie wiecie! Nic! Nie wiecie jak jest w moim domu, co przechodzę każdego dnia! W jakich warunkach muszę żyć!
-Łoho. Na litość możesz wziąć nauczycielkę, gdy chcę wstawić Ci jedynkę a nie mnie.
-Lizzy, przestań! Zobacz co zrobiłaś? Doprowadziłaś ją do płaczu. - Oh really? Nie zauważyłabym.
-Jared i Ty jej wierzysz? Widziałam ją dzisiaj z Megan. Chodziła sobie uśmiechnięta od ucha do ucha po centrum handlowym, naładowana torbami z zakupami a teraz "nie wiecie jak muszę żyć"? Proszę Cię. Jesteś dorosłym facetem i długo żyjesz na tym świecie.
-Może ja już pójdę..
-Dowidzenia! - Krzyknęłam za nią, gdy wstała i skierowała się do wyjścia. Jared oczywiście: super bohater, poleciał za nią i ją zatrzymał. Wyszło na to, że to ja jestem tą złą! No pięknie. Nie czuję się winna. Przynajmniej powiedziałam to co myślę. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że znowu się pokłóciliśmy. Los chyba nam nie sprzyjał i był przeciwko nam. Boże, gdyby nie ta młoda pewnie udało by się tego uniknąć. Ale nic nie poradzę na to jaki mam charakter, prawda? Mówię co myślę, czasem za dużo, jednak nie zmienię tego.
-Zostań tutaj Kathy, a Ciebie Liz, mogę na chwilę prosić? - Wróciła? Co tu jest do cholery grane? Nie, nie będę w tym uczestniczyła, nie ma mowy. Zebrałam się z kanapy i poszłam z Jaredem do innego pokoju.
-Tak?
-Przesadziłaś i dobrze o tym wiesz. Specjalnie chciałem żebyś była przy tym spotkaniu, abyśmy mogli ją poznać, razem. Rozumiesz o czym mówię? Tylko Ty musiałaś to zepsuć.
-Tak, tak oto ja. - Posłałam mu ironiczny uśmiech.
-Bawi Cię to? To co powiedziałaś tej dziewczynie i nasza kłótnia?
-Nie, nie bawi. Ale ta cała sytuacja jest idiotyczna. Pomyśl logicznie, i dopiero potem się zabieraj do jakiej kolwiek rozmowy. Przemyśl może to co ona powiedziała, i co robiła. Poukładaj to sobie w fakty a przejrzysz na oczy. Ja nie potrzebowałam na to wiele czasu. A teraz wybacz, nie mam ochoty się w to bawić. - Wyszłam trzaskając drzwiami i skierowałam się na górę, gdzie zabrałam tylko torbę telefon i zbiegając ze schód opuściłam dom.
-Lizzy! Do cholery!
Na podjeździe spotkałam Shannona, jakie miłe spotkanie. Czy wszystko mnie dzisiaj denerwowało? Zupełnie zapomniałam o słowach lekarza: Nie powinna się pani denerwować. Sranie w banie, bo się chyba nie dało.
-Jeny Lizzy, co taka nerwowa jesteś?
-No cześć, Shann. Aż tak widać?
-Oj tak, złość biję od Ciebie na kilometr.
-Wejdź do środka a sam się przekonasz. I poznasz swoją BRATANICĘ!
-Czekaj... kogo?
-No wiesz. Córka Twojego brata to Twoja bratanica prawda?
-Tak, i co w związku z tym?
-To, że ją poznasz. Trudno to zrozumieć? Boże Wy faceci jesteście tacy ciemni.
-Na prawdę dobry żart. - Niby się tylko zaśmiał, a cieszyła mu się cała twarz.
-To nie jest żart.
-Przecież Jared nie ma dzieci!
-A jednak Shannonku. - Poklepałam go po ramieniu i wyminęłam idąc przed siebie. - Miłego spotkania z Kathy.
-Zaczekaj! Co się właściwie wydarzyło? - Spojrzałam na chłopaka, który szedł ze mną ramię w ramię i westchnęłam.
-Nie mam ochoty o tym gadać. Poza tym, już Ci powiedziałam idź do środka to się dowiesz. Proste.
-Spokojnie, nie gryź.
-Połknę w całości.
-Uhu. Mój braciszek musi być ostrożny.
-Nawet mi o nim nie wspominaj.
-Nie chcę się wtrącać Liz.. ale wszystko gra? - Proszę tylko nie to. Ja rozumiem on jest bratem Jay'a. Moim przyjacielem.. Ale po tym co było.. Nie chcę aby wtrącał się w nasze życie. Za dużo się przez to wydarzyło. Shannon chyba wyczuł, że nie podobało mi się to pytanie i szybko zmienił temat. Na szczęście, dla niego. - Jak na studiach? Kiedy przeprowadzisz z nami pierwszy oficjalny wywiad jako pani redaktor?
-Jeszcze sobie trochę poczekacie. Z resztą mam urlop dziekański. bo chciałam wrócić do Londynu.
-Teraz to chyba już nie potrzebne?
-Nie wiem. Zaczynam wątpić czy mam zostać z LA.
-Ułoży się. Dłużej od Ciebie żyję na tym świecie, zobaczysz będzie ok.
-Dzięki wielkie, za pocieszenie. Poznałam ostatnio Melanie.. - uśmiechnęłam się, kątem oka zerkając na reakcje Leto.
-Tak?
-Bardzo miła z niej dziewczyna. Wydaje mi się, że skądś ją kojarzę, dobrze myślę?
-Możliwe. Była modelką, pewnie widziałaś jej jakieś zdjęcia, albo jakiś pokaz czy coś.
-Pewnie masz rację. Był czas jak z Meg chodziłyśmy na każdy w mieście, i przeglądałyśmy wszystkie magazyny o modzie.
-Co u niej?
-U Meg? - Halo, halo. Skąd to pytanie, mój drogi. Znają się. Jednak nigdy żadne z nich nie pytało o siebie. I cieszyłam się z tego. - Bardzo dobrze. Chyba się zakochała, chodzi jak zaczarowana! A co właściwie było między Tobą a Melanie? Nie chce być wścibska, ale Jay nie chciał mi nic powiedzieć. Jeśli też nie chcesz, nie naciskam.
-Coś Ty, nie ma problemu. Nie należę do tych co skrywają przeszłość przed światem i gdy jest konieczność dzielę się tym z innymi. Byliśmy zaręczeni. Ale kariera górą. Z chłopakami mieliśmy trasę. Mel podpisała kontrakt z agencją. Miała lecieć do Paryża na pół roku. Nasze drogi i tak by się rozeszły więc wspólnie postanowiliśmy to zakończyć.
-Tak po prostu? Przecież widywalibyście się.
-Tak po prostu, bo to wcale proste nie było. Ona mówiła, że nie chce popełnić błędu z przed lat. A ja się ne upierałem. Chciała spełniać marzenia, droga wolna.
-A gdybyście dostali kolejną szansę? Wróciła do miasta, pracuję w szpitalu. Podobno skończyła z modelingiem, więc nie będzie wyjeżdżać.
-A gdyby babcia miała wąsy to co? - Obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Zrozumiałam, że muszę pomóc Jaredowi wprowadzić jego plan w życie.
-Dasz się zaprosić na.. kawę?
-Z miłą chęcią.
Tak byłam od niej uzależniona. W ciągu dnia potrafiłam wypić minimum 4 filiżanki. Doszliśmy do Starbucks'a i po długim namyślę zamówiliśmy frappuccino. Odebraliśmy zamówienie i zajęliśmy miejsca na zewnątrz. Jak to się mówi: o wilku mowa. Kiedy zajęci byliśmy rozmową spostrzegłam, że z naprzeciwka idzie Melanie. Coś mi zaświtało i ją do nas zawołałam. Miałam tylko nadzieję, że Shann nie będzie na mnie zły.
-Hej! Przysiądziesz się do nas?
-Jeżeli Shannon nie będzie miał nic przeciwko..
-Na pewno nie. Człowiek delikatny jak owca. - Zaśmiałam się i spojrzałam po kolei na niego i na nią.
-Jak się czujesz Elizabeth?
-Dziękuje, bardzo dobrze. Szpital to nie przyjemne miejsce.
-Ale pożyteczne.
-Wiecie co.. przypomniało mi się, że miałam coś załatwić.. Nie obrazicie się jak zostawię Was samych? - Shann się zmieszał, ale to tylko dla ich dobra. Trzeba ich zeswatać i to jak najszybciej. Przecież tak ładnie ze sobą wyglądali!
-Powiedz Jaredowi, że do niego później wpadnę.
-Nie ma sprawy. Dziękuje za rozmowę. - Ucałowałam jego policzek i szepnęłam: "Powodzenia" uśmiechając się podstępnie. Pożegnałam się z dziewczyną i zostawiłam ich samych. Wierzyłam, że jak Shannon wpadnie do nas później usłyszę bardzo interesującą opowieść z przebiegu spotkania.
Tak, tak możecie cieszyć się taką ilością rozdziałów, w tak krótkim czasie, ale odwiedziła mnie przemiła, przekochana wena i korzystam z jej zasobów ile tylko mogę :)