czwartek, 23 sierpnia 2012

#7


   -Gdzie masz córeczkę? - spytałam gdy tylko po przekroczeniu progu pokoju zobaczyłam Jareda samego. Pierwsza minuta, druga, i kolejna. Oho, ktoś się na mnie obraził. A myślałam, że mu przejdzie. Widocznie nie wziął do siebie moich słów i niczego nie przemyślał. - Shannon powiedział, że wpadnie do Ciebie później.- Mój Boże! Co ja takiego powiedziałam?! Minę miał jakbym zabrała mu blackberry i nie chciała oddać. Nie wspomnę już o chłodnym wzroku od którego przeszedł mnie dreszcz.Tak, pewnie teraz wyobrażał sobie nie wiadomo jakie, nie stworzone historie, w roli głównej ze mną i z Shannonem. Nie musiał nic mówić, ale ja i tak wiedziałam ,że o tym myślał. - Mylisz się. Zwykła koleżeńska pogawędka. Jak nie masz mi nic do powiedzenia, nie będę Ci przeszkadzała. Pewnie musisz ułożyć harmonogram spotkań z Kathy.
-Tak bardzo jej nie lubisz? Czy jesteś, aż taka zazdrosna? Bo jak to drugie to nie rozumiem. W końcu to tylko jak to określiłaś: córeczka. Z resztą gdzie tu o zazdrości.. jak mnie tylko od siebie odpychasz.
-Ha! Zabawne.. Jesteś dupkiem Leto. Seksistowską świnią, tyle Ci powiem, bo może powiedziałabym o słowo za dużo, a przecież nie można najeżdżać na ego Jareda, no jakże bym mogła! Ah. I jeszcze jedno. Jak podobno Cię nie chcę, jadę do siebie. Możesz zaprosić sobie Kathy, nie będziesz sam. A ona to Cię bardzo potrzebuje, chyba. - Nie mogłam tak dłużej. To było tylko kilka dni.. Ale w ciągu nich zdążyliśmy się pokłócić tysiąc razy! Nie miałam na to siły i przede wszystkim  ochoty.  Rzuciłam na stolik klucze od jego mieszkania, które przypadkiem spadły. Może powinniśmy od siebie odpocząć. Może to nie był odpowiedni czas. A może wcale go dla nas nie było! Może do siebie nie pasowaliśmy!
-Nie zachowuj się jak dziecko Elizabeth!
-Halo, halo! Co tu się dzieje moi drodzy?! Kilka dni nie było Tomo w mieście i takie cyrki? O co Wy się znowu kłócicie? Bo jak o to samo to Was nie rozumiem, jedna kłótnia nie wystarczyła?- Do domu, bez pukania co było u niego normą wszedł Tomo, przyjaciel Jareda no i mój, uniemożliwiając dalszą wymianę zdań, bo rozmową bym tego nie nazwała, a do kłótni odrobinkę brakowało.
-No proszę! Babu, Terry, Jamie, Emma i cała reszta też wie o naszych problemach?!
-Też miło mi Was widzieć. Spokojnie kochana, tylko spokojnie. - Chłopak, który stał obok mnie objął mnie ramieniem i posłał przyjazny uśmiech.
-Kiedy się nie da. Jak ja mam być spokojna, przy nim. - Tutaj posłałam posępne spojrzenie w stronę Jareda. Z nim to na prawdę gorzej niż z dzieckiem a to mi kazał się nie zachowywać dziecinnie.
-Ty masz Meg, to ja nie mogę się kumplowi wygadać? To działa tak samo.
-Mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć jak coś do mnie mówisz!
-Cisza! Jared Ty nic nie mów, z Tobą już rozmawiałem. Lizzy a Ciebie mogę prosić na słówko?
-Jasne. - Wyszłam z Tomo przed dom i usiadłam na schodach. - Słucham więc.
-Wyjaśnij mi co się dzieje.
-Podobno Leto Ci wszystko powiedział, to po co Ci moja wersja?
-Bo może masz coś do dodania?
-Tylko to, że mam go dość! I jego i tej zasranej Kathy. To wszystko przez nią te kłótnie.
-To trudna sytuacja, przyznaję. Jared i dziecko. Śmiać mi się chcę na samą myśl.
-Sam widzisz. Ja bym zrozumiała i go w tym wspierała jakby się inaczej zachowywał. Ale ta młoda łże w żywe oczy! I coś kręci, ale on oczywiście komu wierzy? Nie, nie mi! Tylko jej, i to ja jestem ta winna. Ją zna ile? Niewiele. Właśnie, a mnie? Kilka dobrych lat. To do czegoś zobowiązuje. Zawsze był na swój sposób niedojrzały, szalony, dziwny.. Ale w tym momencie to działa na jego szkodę. Więc dopóki tego nie poprawi, i nie załatwi sprawy z córką, na mnie niech nie liczy.
-On sobie nie poradzi. Znasz go i znam go ja. Pod maską tego nerwusa z pojebanymi pomysłami kryję się cząstka czułego faceta.
-W tej chwili to nie mój problem. Tomo to tylko mi szkodzi, to toksyczny związek. Nie zasłużył sobie na moją pomoc.
-Ale nie rezygnuj tak szybko. Nie warto. Może da się  mu coś wpoić do tego łba. Chociaż spróbuj.
-Próbowałam.
-Lizzy, ale to Leto. Przejął się tym, że ma podobno córkę.
-Broń kumpla, broń. Będzie Ci za to wdzięczny.
-Ja chce Wam po prostu pomóc! On sam też ma dość tych waszych kłótni, i chciałby je zakończyć.
-To czemu nic z tym nie zrobi?!
-Jak na niego to za dużo. Nie chcę Cię stracić i się sam pogubił.
-To brzmi tak jakby poprosił Cię o to, żebyś tu przyszedł i ze mną pogadał.
-Nie, nie. Takie ustawki to nie dla mnie. Jak mi się żalił przez telefon, stwierdziłem, że nie można Was zostawić samych bo szybciej się pozabijacie niż dojdziecie do porozumienia. Obydwoje jesteście takimi chodzącymi bombami.
-Z tym ostatnim to się zgodzę.
-Wracamy do środka i próbujemy pogadać z tym dzieciakiem? Znaczy Ty spróbujesz.
-Ewentualnie mogę się zgodzić.
-No i gra. Teraz tylko uśmiech po proszę! - Tomo zrobił głupią minę na co od razu zaczęłam się śmiać.
-Te, Letoś! - Jared nigdy nie lubił gdy Tomo tak na niego wołał, dlatego odkładając telefon na stolik spojrzał na kolegę zimnym wzrokiem, a ja tylko się zaśmiałam widząc jego wściekłą minę.
-Tylko nie gryź, bo zacznę się bać. - Powiedziałam z lekką ironią ale szybko się zamknęłam.
-Jeśli wróciliście aby sobie żarciki stroić chyba nie mamy o czym rozmawiać.
-Wydaje mi się, że Ty powinieneś powiedzieć coś pierwszy.. Może jakieś słowo na 'p'?
-Lizzy, tylko spokojnie.
-Widzisz Tomo, nie da się! Mówiłam. - Chłopak tylko pokręcił wzrokiem i rozsiadł się wygodnie na fotelu, mniej więcej po środku pokoju tak, że był pomiędzy mną i Jared'em.
-Wydaje mi się, że nie tylko ja powinienem to powiedzieć.
-Tak oczywiście, już krzyczę! Słyszysz? Ja grzecznie spytałam i poinformowałam ty na mnie najechałeś.
-Dzisiaj może tak. Ale nie tylko ja zaczynam te wszystkie kłótnie.
-A czy ja powiedziałam, że jestem bez winy? Człowieku weź się zastanów nad sobą.
-Stop! Nie tak to miało wyglądać! - Tomo wstał, spojrzał na mnie, po czym na Jareda. - Nie mieliście się kłócić tylko spokojnie powiedzieć co wam nie pasuje. I znaleźć jakiś kompromis. Nie wyjdę dopóki się nie pogodzicie. - Ponownie zajął swoje poprzednie miejsce i się nie odzywał.
-Oj, to chyba pójdę przygotować Ci pokój gościnny. Chyba, że Jared pozwoli Ci spać razem z nim.
-Elizabeth, mogłabyś przestać? - Robi się poważnie! Nie często mówił do mnie Elizabeth. No no. - Jak mamy rozmawiać to zróbmy to.
-A co niby teraz robimy? Tańczymy? Śpiewamy? A może jajka smażymy?
-Na poważnie, do cholery jasnej!
-No to mów, co masz do powiedzenia.
-Zaczyna wkurwiać mnie, że się o wszystko czepiasz! Że się od razu denerwujesz i unosisz.
-To powiedz mi teraz jak mam się nie denerwować jak jesteś taki naiwny? Ślepo zapatrzony w tą małą kłamczuchę. Nie słuchasz bliskich osób.
-Nie codziennie się człowiek dowiaduje, że ma dziecko!
-Też nie codziennie się człowiek dowiaduje, że stracił dziecko, Jared. - Starałam się, aby nie załamać głosu, co prawda ze wszystkim się pogodziłam, i doszłam do wniosku, że to na prawdę nie był odpowiedni czas, ale jednak czasami jak o tym pomyślałam, robiło mi się na sercu tak dziwnie?
-Czyli o to Ci chodzi? Boli Cię utrata dziecka, i nie możesz zaakceptować, że możliwe jest to, że mam je z inną.
-Nie, nie o to. Owszem, ciężko zapomnieć ale sobie z tym sama poradziłam. Chodzi o to, że zaufałeś obcej osobie tak o! Przyszła powiedziała i ty jej już wierzysz. Po tylu latach! W to, że matka nie wie też wierzysz? Niczego nie sprawdziłeś, niczego nie spróbowałeś się dowiedzieć z innego źródła. Sprawdzić ją. Nic. Mnie nie boli to, że to może być Twoja córka, spoko. Ale się martwię o Ciebie że możesz się zawieść. Że ona może Cię oszukać.
-To nie mogłaś mi tego powiedzieć? Tylko się wyżywałaś na wszystkich dookoła?!
-Nie, bo nie pozwoliłeś na to. Jak powiedziałam coś o Kathy to ja byłam ta zła, najgorsza. I ciągle się kłóciliśmy. A pamiętasz o czym rozmawialiśmy po wypadku? Jakie mieliśmy postanowienia? Bo wydaje mi się, że zapomniałeś. Jared.. Ja chcę mieć kogoś z kim mogę wypić poranną kawę. Kogoś kto nocą okryje mnie kołdra, gdy moje nagie ramiona zmarzną.. Kogoś z kim mogę godzinami siedzieć w milczeniu ale i przegadać cały dzień i zarwać na rozmowy noc. Kogoś komu mogę ufać ale żeby ten ktoś ufał mi. Kogoś kto będzie przy mnie na dobre i złe. Kogoś z kim będę po prostu szczęśliwa, a uśmiech będzie wkradał się na moją twarz bez powodu. A nie kogoś z kim każda rozmowa kończy się kłótnią.. Że jedno z nas śpi na kanapie albo ucieka od spotkań i rozmów.. - Jared z uwagą i w skupieniu słuchał moich słów. Gdy skończyłam i posłałam mu smutne spojrzenie ten uśmiechnął się i podszedł do mnie. Objął mnie w pasie, dłonią uniósł mój podbródek i spojrzał głęboko w oczy.
-Chciałbym być tym kimś. - Przytulił mnie zaciągając się moimi perfumami, musnął ustami moje ucho i szepnął: Wiesz, że pachniesz kobietą mojego życia Elizabeth?  - Słysząc to, poczułam jak moje serce zabiło szybciej, automatycznie się uśmiechnęłam a w oku zakręciła się drobna łza. To niby nic wielkiego, żadne oświadczyny ani nic w tym stylu, po prostu.. Teraz, w tym okresie kiedy się ciągle kłóciliśmy te słowa znaczyły dla mnie bardzo wiele. Mocno się do niego przytuliłam i cicho westchnęłam. - Przepraszam Liz..
-Cii.. Nic nie mów. Spróbuj rozkoszować się tą chwilą razem ze mną, dobrze? - W odpowiedzi dostałam sam szczery uśmiech.

   Po kilku minutach wreszcie się od siebie "odkleiliśmy" i dopiero wtedy zauważyliśmy, że nie ma Tomo. Musiał się cichaczem wymsknąć. Zabrałam z kanapy granatowy koc i wyszłam na taras, owijając się nim i siadając na drewnianej ławeczce, która stała po lewej stronie od wejścia. Powietrze było ciepłe, a lekki wiaterek powoli się uspokajał.  Po chwili dołączył do mnie Jared z butelką wina i dwoma kieliszkami.
-Mogę się do pani dosiąść?
-Jak się pan zmieści to proszę bardzo, zapraszam.
-Dziękuje. Bardzo pani uprzejma!
-Już nie świruj i siadaj głupku! - Chłopak przysunął mały stolik położył na nim to co ze sobą przyniósł i usiadł obok mnie, a ja się do niego przytuliłam. O tak. Tej chwili nie mógł nikt zniszczyć.- Pamiętasz jak się poznaliśmy?
-Myślisz, że mógłbym o tym zapomnieć? Zachowywałem się jak dupek! - Wybuchnęłam śmiechem na te słowa, ale fakt.. Grzechem by było gdybym zaprzeczyła. - Ale to trzeba mi wybaczyć, byłem wtedy... młody i głupi?
-Hahaha! Młody? No co Ty nie powiesz! Młody to ty byłeś jak ja byłam dzieckiem mój drogi.. Ups, nie chciałam.. - Zaśmiałam się i zrobiłam słodką minę. To musiało zaboleć. No ale, nie jest tak? Pomiędzy mną i Jaredem była pewna różnica wieku.
-Teraz to ja po prostu walne focha!
-Oj dobra no.. Może masz dużo wiosen na karku ale jesteś młody duchem i.. ciałem?
-O wiele lepiej, moja droga.
-A wracając do tematu naszego poznania.. Wiesz, że Cię nienawidziłam? Jak Cie widziałam, albo słyszałam, Twój głos zbierało mi się na wymioty. Wielka gwiazdeczka, która myśli, że każda laska na niego poleci! O mnie myślałeś to samo, i dążyłeś do tego, głupimi docinkami.
- Ze mną było tak samo. Wydawałaś mi się chamska i egoistyczna. Z resztą nie tylko wydawałaś bo początkowo nasze stosunki nie były dobre. Byłaś.. damską wersją mnie?
- Oj nie były. Ciągle sobie pociskaliśmy! Zwykłe 'cześć' przeradzało się w ostrą wymianę zdań, a każdy się z nas śmiał. Pamiętam jak się z nas śmiali, cały czas wołając: kto się czubi ten się lubi. Damską wersją Ciebie! Nigdy w życiu! Ja Cię nie chciałam przelecieć!
-Ale, ja nie żartuje! Nadal tak jest. Mamy prawie identyczne charaktery. A te zakłady! Ile czasu potrzeba, aby któreś z nas się przełamało i zaprosiło drugiego na randkę.
- Te to jeszcze nic.. Pamiętasz jak Tomo z Shannonem się wygadali, że obstawiali kiedy się prześpimy?
- Miałem wtedy ochotę przy wszystkich Cię pocałować i powiedzieć im, że jesteśmy razem tylko czekaliśmy z ogłoszeniem tego aż dadzą sobie spokój z głupimi 'konkursami'. Tylko po to aby sobie odpuścili.
-Nie uwierzyli by. Chociaż w sumie, kto ich tam wie.. Poza tym.. niedługo po tym i tak wylądowałam w Twoim łóżku. Bo mnie upiłeś!
-Ja Cię upiłem? Ja?!
-Tak na Twojej własnej imprezie!
-Kochanie, trzeba było nie mieszać drineczków pijąc ze wszystkimi. I to nie ja Cię upiłem tylko Tomo i Vickie!
-Jasne, jasne wykręcaj się.
-Ja byłem po prostu taki dobry i zaniosłem Cię do łóżka, bo Meg mnie o to prosiła. A gdy już to zrobiłem, sama mnie do siebie przyciągnęłaś i rozpięłaś moją koszulę, mówiąc, żebym został.
-Tak! Tylko, żebyś został a nie się rozbierał.. i mnie przy okazji. Ja twierdzę, że to był Twój plan. Może nie koniecznie miałeś go od samego początku, bo nie wiedziałeś czy przyjdę i nie wiedziałeś w jakim będę stanie ale jak już widziałeś mnie podpitą, wpadło Ci do głowy, że można to wykorzystać.
-Haha! Nie rozśmieszaj mnie Liz! Też nie byłem wtedy w pełni trzeźwy więc nie udało by mi się wpaść na coś takiego! Może uznajmy w zgodzie, że obydwoje jesteśmy winni?
-Możemy pójść na taki kompromis, ale.. nie zgadzam się,że nie byłeś w pełni trzeźwy bo zatrzaski w mojej sukience pstrykały Ci w palcach jak oszalałe, nie mówiąc o zapięciu od stanika..
-Po prostu jestem w tym mistrzem! Ma się wyćwiczone rączki i paluszki - Jared zrobił nimi jakiś dziwny ruch a ja wybuchnęłam śmiechem, po prostu źle mi się to skojarzyło. - Chcesz się przekonać?
-Nie, nie wierzę na słowo. Poza tym wiele razy miałam okazję tego doświadczyć.
-Żałujesz?
-Co mam żałować?
-Że spędziłaś ze mną tamta noc.. Jeśli pamiętasz jakieś szczegóły. - Zaśmiał się robiąc jednocześnie wredną minę.
-Ty świnio! Oczywiście, że pamiętam. Było bardzo przyjemnie, nie mam czego żałować. Zwracając uwagę na to, że od tamtej nocy się wszystko zaczęło. Chociaż muszę przyznać, że mina Twojego brata, gdy przyszedł do Ciebie pogadać a zastał mnie paradującą w za dużych spodniach i koszulce była bezcenna.
-A Ty mieszkałaś jeszcze u Mike'a i musieliśmy spotykać się, u Ciebie kiedy go nie było. I miałaś nie wygodne łóżko!
-Jared!
-Słucham? Ja stwierdzam tylko fakty!
-Wiesz gdzie możesz je sobie wsadzić.
-Oświeć mnie najdroższa! - Spojrzałam na Jay'a i na stolik gdzie stała pusta już butelka po winie, szybko nam to poszło. Na dworze swoją drogą też się ściemniło, więc musiała być późna godzina.
-Dobrze się czujesz, najdroższy?
-Dlaczego miałbym czuć się źle, moja królowo?
-Leto! - Widziałam, że ledwo co powstrzymywał się od śmiechu, przez co i mi było z tym trudno. Walnęłam go z pięści z ramię, żeby się uspokoił.
-Ale czy ja robię coś złego?!
-Tak! Debilujesz.
-To źle? Uśmiechasz się więc jest dobrze.
-Wiesz na co mam ochotę?
-Tak?
-Nie! Nie na to!
-Ale ja o niczym nie pomyślałem! Broń Boże!
-Niech Ci będzie.. Popływałabym w morzu.
-Mamy tylko basen. - I ten stłumiony śmiech! Myślał, że nie słyszę? Co było w tym tak zabawnego? Początkowo miałam nadzieję, że może nie od razu jakiś wielki wyjazd ale zaproponuje zwykły spacer na plażę. Myliłam się.
-Zdążyłam zauważyć.
-A ten.. To bardzo ważny szczegół.. nago? - W tej samej chwili obydwoje zaczęliśmy się śmiać! On to ma dopiero pomysły! To wino było chyba przeterminowane, jeśli może zdarzyć się coś takiego.
-Może być i nago. - Puściłam mu oczko i wyswobodziłam się z jego objęć. Odrzuciłam na bok koc. Podeszłam bliżej basenu zsuwając spodnie i zdejmując koszulkę, co spowodowało, że zostałam w samej bieliźnie. - Przyłączysz się do mnie, czy będziesz siedział jak ciołek? - Jared nie potrzebował wiele czasu, po chwili wskoczył do wody w samych bokserkach. Tak, coś mu się chyba pokręciło. Rozebrałam się do końca, nie zwarzając gdzie poleci bielizna i wskoczyłam do wody podpływając do Jay'a. - Chyba o czymś zapomniałeś. - Palcem i niby to zupełnym przypadkiem zahaczyłam o gumkę jego bokserek i śmiejąc się odpłynęłam na drugi koniec basenu, oczywiście uciekając bo przeczuwałam, że jestem w słodkim niebezpieczeństwie.

             ~~~ 

Tak, tak o to ja! W końcu, wiem przepraszam.. Zabierałam się za ten rozdział od dłuższego czasu ale, zawiesiłam się na jednej stronie i nie umiałam się przełamać, żeby pisać dalej. + Nie bądźcie źli za jakość rozdziału, jeśli coś jest nie tak, albo po prostu cały jest bez sensu, ale chciałam już coś dodać.. 
Nie zdziwię się, jak już większość zapomniała o istnieniu mojego opowiadania, ale mówi się trudno, czyż nie? 
Miłego czytania, ludziska! Pozdrowionka :)