czwartek, 26 grudnia 2013

#16

     Ciemno. Głucho. Kolejny koszmar wyrwał mnie z lekkiego snu. Budziłam się z niemym krzykiem zalana potem rozglądając dookoła. Próbując dostrzec coś, co mnie uratuje. Ale była tylko pustka. Ogromny, ciemny magazyn i ja przykuta łańcuchem. Nie miałam siły praktycznie na nic. Na łzy. Nie płakałam, one same leciały mi po twarzy gdy odczuwałam strach, bezsilność, gdy traciłam zmysły. Leciały cały czas i zasychały wraz z krzykiem Daniela: „Nie rycz, mała zdziro”.
Mężczyzna był agresywny. Nie wiem ile czasu tu spędziłam, ale początkowo nie przychodził, nie było go, byłam nie tyle w pełni spokojna co na pewno spokojniejsza. A teraz? Może nie pojawiał się tak często ale jego zachowanie było inne. Wyraz twarzy przerażający. Wyglądał na zamyślonego, jakby coś planował. Patrzył na mnie, jego oczy ciemniały, denerwował się. Nadal odczuwam skutki jego ostatniego ataku złości. Nie wykonałam jego polecenia, nie spojrzałam na niego i wtedy.. Wtedy otrzymałam mocne kopnięcie prosto w żebra. Każdy najmniejszy oddech mi o tym przypominał, każda łza nie dawała zapomnieć. W głowie rodziło się jedno pytanie: „dlaczego?”. Dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłam? Co takiego miałam, czego inni nie posiadali? Czy to się skończy? Jeśli tak, to w jaki sposób? Ktoś mnie uratuje, albo będę tu tak długo, aż całkiem stracę siły, usnę i już się nie obudzę? A może Daniel, może to on zakończy mój żywot?
Wytężam słuch, silnik samochodu, kroki, mocne szarpnięcie drzwi. Zwijam się ponownie w kłębek jak najbliżej ściany i nasłuchuję, co stanie się dalej..
-Jak się spało, piękności? – Czyli to już ranek? Początek kolejnego dnia z mojego życiorysu, który spędzam w niepewności o własne życie. Spojrzałam na mężczyznę pozostawiając jego pytanie bez odpowiedzi. Wiedziałam jak może się to skończyć, ale czułam do niego jedynie obrzydzenie i złość, nie byłam w stanie z nim rozmawiać, więcej go znosić. – Rozumiem, czyli tak się bawimy. Wiesz, ten Twój kochaś i jego koledzy z policji są na moim tropie. Nie zdają sobie sprawy z kim zadzierają i jak może się to skończyć. Dla Ciebie, albo dla jednego z nich. Ale nie martw się. Załatwiam ostatnie rzeczy i za dwa dni wyruszamy. Tam gdzie Cię zabiorę, nikt nas nie znajdzie. Będziesz moja, tylko moja. Zrozumiałaś? – Załkałam cicho, to jedyne co mogłam zrobić. Nie dotarły do mnie jego słowa o policji, tylko o tym, że chce mnie gdzieś wywieść. – Teraz nie mam czasu, ale jak wrócę nauczę się jak się odpowiada na pytania, dziecinko.
Daniel odwrócił się na pięcie i nie opuścił magazynu, tylko zamknął się za małymi niebieskimi drzwiami. Nie wiem co się za nimi znajdowało, ale jak już tam wchodził siedział kilka godzin w ciszy. Znowu zostałam sama. Sama z myślami, które nie dawały mi spokoju. Brutalnie wyjadały ostatnie resztki nadziei. Nadziei na lepsze jutro? Jak to banalnie brzmiało. Lepszego jutra nie ma, i nie będzie. Czy byłam pewna? Z każdą upływającą sekundą stawałam się coraz pewniejsza. Oplatając rękoma kolana i ukrywając w nich głowę, przymknęłam oczy bujając się delikatnie na boki. Naprawdę świrowałam. „Jestem silna. Jestem silna. Jestem silna. Jestem silna.” – powtarzałam jak mantrę, nawet nie wiem po co, chyba z przyzwyczajenia. Kończąc kolejną dziesiątkę wciąż tych samych słów albo popadałam w sen, albo co gorsza miałam omamy, gdyż słyszałam policyjną syrenę. Pokręciłam głową wyrzucając to z siebie, przecież to nie mogło być prawdą, ale dźwięk stawał się coraz bardziej donośny. Otworzyłam oczy. Na środku magazynu stał Daniel, zwrócony był do wyjścia, a w dłoni trzymał… Broń. Słyszałam jego ciężki oddech, a z zewnątrz niewyraźne głosy, komendy, kroki. Nie ruszyłam się nie chcąc wydać najmniejszego dźwięku. On mógł zrobić teraz wszystko. Wpatrywałam się w ogromne drzwi, wypowiadając w duchu słowa modlitwy. A co jeśli ta policja to tylko przypadek? Jeśli nie wiedzą, że tu jestem, jeśli zaraz odjadą? Miałam wrażenie jakby czas się zatrzymał. Byłam ja skulona w kącie, Daniel z bronią, i szmery przed budynkiem. Ale co dalej?! Dalej Daniel przypomniał sobie o moim istnieniu, podszedł szybkim krokiem i ukląkł obok.
- Nie martw się, nic nam nie zrobią. Nie dostaną się do środka. Jesteśmy bezpieczni. Ty i Ja. – Przełknęłam głośno ślinę, jego obłąkany wzrok, tajemniczy głos. I pistolet w dłoni. Spojrzałam na niego i od razu tego pożałowałam. Był jeszcze bliżej. Jego ciężka, chropowata dłoń gładziła mój policzek, a ja byłam sparaliżowana.
Jedno szarpnięcie. Drugie. Kolejne. „Leto odsuń się od tych drzwi! Do samochodu!”. Jared? Jared tam był? Próbowałam się ruszyć, krzyknąć, ale ogromna gula w gardle i wręcz klejący się do mnie Daniel mi to uniemożliwiali. Nagle mężczyzna zerwał się z miejsca i podbiegł do ogromnych drzwi. Zatrzymał się i sprawdził czy broń jest naładowana. Podtrzymując się ściany udało mi się wstać, ale metalowa bransoleta i brak sił z powrotem ściągnęły mnie na dół. Łzy spływały powoli po moich policzkach, a ja czułam coś na wzór radości? Może bardziej nadziei, tej której już nie miałam.
„Daniel, wiemy, że tam jesteś. Że jest tam Elizabeth. Poddaj się dobrowolnie, albo wejdziemy do środka siłą.” – Rozległ się nieznajomy głos, dodatkowo zniekształcony przez megafon. To się działo naprawdę! Daniel wycelował bronią w górę i strzelił. Pocisk odbił się od stalowego filaru i rozbił szybę w starym oknie. Zapomniałam jak się oddycha. Co on chciał udowodnić? Że zrobi to ze mną? Ze sobą? Wraz z kolejnym strzałem w ‘powietrze’ rozległ się głos policjanta. „Masz ostatnią szansę. Liczę do trzech. Jeśli nie wyjdziesz, my to zrobimy. Poddaj się, a czeka Cię niższa kara”. Daniel odwrócił się z moją stronę. Płakał. Miał zaczerwienione oczy, a po policzkach spływały jak wodospad łzy. Patrzył na mnie i może przez chwilę zrobiło mi się go żal, ale to było tylko złudzenie. Nienawidziłam go. Miałam nadzieję, że dostanie karę na jaką zasłużył. „Wchodzimy panowie!” – komenda, po której nastąpił huk. Drzwi choć wydawały się mocne, wyleciały z zawiasów ‘upadając’. Daniel leżał twarzą do podłogi, a nad nim kucał mężczyzna ubrany na czarno z bronią, drugi wykręcając Danielowi ręce zapinał je w kajdanki. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Mdlałam? A może to po prostu nadmiar emocji. Nagle obok mnie znalazł się komisarz.. Jak on się nazywał? Ten sam, co spisywał zeznania po włamaniu do mieszkania. I dwóch sanitariuszy.
-Już po wszystkim. Jest pani bezpieczna. – Kilka słów, które sprawiły, że psychicznie poczułam się lepiej. Jeden z mężczyzn używając wielkich nożyc do metalu, czy co to było zdjął z mojej kostki ciężką bransoletkę. Noga była poraniona i opuchnięta, z kilku miejsc sączyła się krew. Przymknęłam oczy i głęboko westchnęłam. Wysoki brunet chciał mnie podnieść, ale zaprotestowałam.
-Dam radę. – To był raczej cichy szept, tylko na tyle było mnie stać. Mężczyźni pomogli mi wstać i podtrzymując poprowadzili mnie do wyjścia. Stanęłam na świeżym powietrzu i się rozpłakałam. Jestem wolna. Wolna. To koniec tego koszmaru. Ciężko było mi się ruszyć, boląca kostka plus świadomość, że wszystko będzie dobrze.. W jednej chwili znalazłam się w czyichś ramionach. Zdezorientowana próbowałam się wyrwać, nie wiedząc kto to.
-Kochanie to ja. – Jared. Wtuliłam się w niego mocno, łkając w jego koszulkę.
-Jared. – Szepnęłam. Nie chciałam, żeby mnie puszczał. Żeby znikał, odchodził. To jego w tej chwili potrzebowałam najbardziej. Nie liczyło się miejsce, kilkunastu policjantów wkoło, całe to zamieszanie. Byłam tam gdzie czułam się najbardziej bezpieczna – ramiona mojego mężczyzny. Jared podniósł mnie z łatwością i gdzieś zaprowadził.
-Nie. – Wyrzuciłam z siebie, kiedy posadził mnie i się odsunął. Otworzyłam oczy. Siedziałam w karetce, wkoło było pełno specjalistycznej aparatury. Lekarz w niebieskim ubranku, a obok mnie Jared, trzymał mnie za rękę i patrzył na mnie z czułym uśmiechem. Co jeśli to tylko sen? Jeśli za chwilę otworzę oczy i znów będę w tym obskurnym magazynie? Pokręciłam głową, ale z rozmyślań wyrwał mnie głos lekarza. Czyli to jednak rzeczywistość.
-Muszę zbadać panią Elizabeth, mógłby pan wyjść?
-Nie. Proszę, niech Jared zostanie. – Jedyne o czym marzyłam to woda. Lekarz pokręcił głową i po chwili namysłu pozwolił mu zostać, zamykając drzwi pojazdu.
Najpierw przeprowadził ze mną krótki wywiad wypytując czy coś mnie boli, czy mam jakieś dolegliwości, więc opowiedziałam mu o żebrach i pokazałam kostkę. Jak się okazało te pierwsze były tylko zbite, z kostką też nie było najgorzej. Same zadrapania i rany. Oprócz tego ogólne osłabienie organizmu spowodowane brakiem pożywienia, wody i złymi warunkami. Dostałam leki przeciwbólowe, które od razu zaczęły działać i skierowanie do szpitala. Na szczęście udało mi się wybłagać lekarza o pobyt w domu, a do szpitala miałam jechać na dokładniejsze badania. A przede wszystkim miałam dużo odpoczywać.
Od razu po badaniu ‘złapał’ nas Hamilton, ponieważ musiał mnie przesłuchać. Jared zaprotestował tłumacząc, że mężczyzna sam może zobaczyć w jakim jestem stanie, w tej chwili potrzebuje odpoczynku, a zeznania złoże następnego dnia. Komisarz chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Życzył mi szybkiej regeneracji sił i zapewnił, że Daniel nie szybko opuści więzienie, a potem szpital psychiatryczny.

     Po powrocie do domu Jared przygotował mi gorącą kąpiel. Oczywiście cały czas był przy mnie, pilnując aby nic mi się nie stało, gdybym zasłabła. Tak bardzo mi go brakowało. Mogłam się odprężyć mając świadomość, że jestem w naszym domu, przy nim, że nic mi nie będzie. To był zdecydowanie jeden z najszczęśliwszych dni  w moim życiu. Na chwilę udało mi się zapomnieć o Danielu i tym co przeszłam. Po sytej kolacji, Leto zaniósł mnie do sypialni i położył w łóżku otulając grubą kołdrą.
-Nie masz pojęcia jak się o Ciebie martwiłem. To moja wina, wszystko przeze mnie. Przepraszam, Lizzy. Nie darowałbym sobie, gdyby coś Ci się stało.
-Proszę, nie obwiniaj się. To nie Twoja wina. – Przysunęłam się do niego, wtulając w jego ramiona. – Tak bardzo się bałam, że już Cię nie zobaczę. – Samotna łza spłynęła po moim policzku. Naprawdę, to był najgorszy okres w moim życiu. Wiem, że teraz mogłam być spokojna, ale miałam wrażenie, że to nie koniec. Że mimo mojego powrotu do domu, że coś się jeszcze stanie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać na dobre i znalazłam się na kolanach Jareda. Wtulona w jego klatkę piersiową oplatając dłońmi jego szyję. Mężczyzna gładził moje włosy próbując mnie uspokoić. Szeptał, że mnie kocha, ale gdy to nie dawało skutków półszeptem śpiewał kołysanki. Nagle oderwałam się od niego przecierając oczy dłońmi.
-Mike.
-Spokojnie, zadzwoniłem do niego i jutro Cię odwiedzi. Poinformowałem też całą resztę.
-Całą resztę? – Spytałam zaskoczona.
-Tak, Shannona, moją mamę, Megan, Tomo i wszystkich, którzy się o Ciebie martwili. - Pokiwałam ze zrozumieniem głową i delikatnie się uśmiechnęłam. „Wszystkich, którzy się o Ciebie martwili.” – to zdecydowanie podnosiło na duchu. – Potrzebujesz czegoś? Jesteś głodna, a może chcesz wody?
-Dziękuje. Jedyną rzeczą, której teraz potrzebuje jest to – dotknęłam opuszkiem palca usta mężczyzny wpatrując się bez mrugnięcia w niebieskie tęczówki – tutaj – tym samym palcem dotknęłam swoich ust. Widziałam krążący po jego twarzy uśmiech. Nie odpowiedział nic tylko położył mnie delikatnie na moją stronę łóżka i nachylił nade mną jak nad dzieckiem. Widok jego beztroskiej twarzy odebrał mi dech mi z piersi. Miłość? Tęsknota? Przywiązanie? Popadłabym w moje długowieczne rozmyślania gdyby nie szybki całus złożony na moim czole, policzkach i w kącikach ust. To by było na tyle?
-Uważam, że powinna pani odpocząć. Pora spać moja piękna, to był dla nas obojga ciężki czas. – Jared ucałował moje usta przelewając do tego pocałunku niezliczoną dawkę uczucia. Następnie patrzyliśmy się na siebie przez kilka, może kilkanaście minut w całkowitej ciszy. – Nie znikaj więcej. Następnego razu mogę nie przeżyć. – Chciałam coś powiedzieć, ale Leto mi przerwał, zatykając usta palcem. – Śpij. – Szepnął, przykrył mnie kołdrą po samą szyję, a sam wstał idąc w stronę drzwi.
-Zostań.
-Zaraz wrócę.
Pomimo tego, że wiedziałam, że wróci czułam niepokój. Myśl, że coś się może stać nie dawała mi spokoju. Na szczęście Jared tak jak powiedział wrócił, szybciej niż się spodziewałam. Położył się obok mnie i jak tylko poczułam uścisk jego ramion zasnęłam.

   

When I close my eyes
I see you
When I close my eyes
You’re here
In the dead of the night
I feel you
When I open my eyes
You disappear..



~
4 miesiące, tak wiem zawaliłam sprawę. Ten okres był bardzo dziwny. Nic nie obiecuję, życzę miłej lektury.
Pozdrawiam wszystkich, którzy to jeszcze czytają! :)
A.