Ciemno. Głucho. Kolejny koszmar wyrwał mnie
z lekkiego snu. Budziłam się z niemym krzykiem zalana potem rozglądając
dookoła. Próbując dostrzec coś, co mnie uratuje. Ale była tylko pustka.
Ogromny, ciemny magazyn i ja przykuta łańcuchem. Nie miałam siły praktycznie na
nic. Na łzy. Nie płakałam, one same leciały mi po twarzy gdy odczuwałam strach,
bezsilność, gdy traciłam zmysły. Leciały cały czas i zasychały wraz z krzykiem
Daniela: „Nie rycz, mała zdziro”.
Mężczyzna był agresywny. Nie
wiem ile czasu tu spędziłam, ale początkowo nie przychodził, nie było go, byłam
nie tyle w pełni spokojna co na pewno spokojniejsza. A teraz? Może nie pojawiał
się tak często ale jego zachowanie było inne. Wyraz twarzy przerażający.
Wyglądał na zamyślonego, jakby coś planował. Patrzył na mnie, jego oczy
ciemniały, denerwował się. Nadal odczuwam skutki jego ostatniego ataku złości.
Nie wykonałam jego polecenia, nie spojrzałam na niego i wtedy.. Wtedy
otrzymałam mocne kopnięcie prosto w żebra. Każdy najmniejszy oddech mi o tym
przypominał, każda łza nie dawała zapomnieć. W głowie rodziło się jedno
pytanie: „dlaczego?”. Dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłam? Co takiego miałam, czego
inni nie posiadali? Czy to się skończy? Jeśli tak, to w jaki sposób? Ktoś mnie
uratuje, albo będę tu tak długo, aż całkiem stracę siły, usnę i już się nie
obudzę? A może Daniel, może to on zakończy mój żywot?
Wytężam słuch, silnik
samochodu, kroki, mocne szarpnięcie drzwi. Zwijam się ponownie w kłębek jak
najbliżej ściany i nasłuchuję, co stanie się dalej..
-Jak się spało, piękności? –
Czyli to już ranek? Początek kolejnego dnia z mojego życiorysu, który spędzam w
niepewności o własne życie. Spojrzałam na mężczyznę pozostawiając jego pytanie
bez odpowiedzi. Wiedziałam jak może się to skończyć, ale czułam do niego
jedynie obrzydzenie i złość, nie byłam w stanie z nim rozmawiać, więcej go
znosić. – Rozumiem, czyli tak się bawimy. Wiesz, ten Twój kochaś i jego koledzy
z policji są na moim tropie. Nie zdają sobie sprawy z kim zadzierają i jak może
się to skończyć. Dla Ciebie, albo dla jednego z nich. Ale nie martw się.
Załatwiam ostatnie rzeczy i za dwa dni wyruszamy. Tam gdzie Cię zabiorę, nikt
nas nie znajdzie. Będziesz moja, tylko moja. Zrozumiałaś? – Załkałam cicho, to
jedyne co mogłam zrobić. Nie dotarły do mnie jego słowa o policji, tylko o tym,
że chce mnie gdzieś wywieść. – Teraz nie mam czasu, ale jak wrócę nauczę się
jak się odpowiada na pytania, dziecinko.
Daniel odwrócił się na pięcie
i nie opuścił magazynu, tylko zamknął się za małymi niebieskimi drzwiami. Nie
wiem co się za nimi znajdowało, ale jak już tam wchodził siedział kilka godzin
w ciszy. Znowu zostałam sama. Sama z myślami, które nie dawały mi spokoju.
Brutalnie wyjadały ostatnie resztki nadziei. Nadziei na lepsze jutro? Jak to
banalnie brzmiało. Lepszego jutra nie ma, i nie będzie. Czy byłam pewna? Z
każdą upływającą sekundą stawałam się coraz pewniejsza. Oplatając rękoma kolana
i ukrywając w nich głowę, przymknęłam oczy bujając się delikatnie na boki. Naprawdę
świrowałam. „Jestem silna. Jestem silna.
Jestem silna. Jestem silna.” – powtarzałam jak mantrę, nawet nie wiem po
co, chyba z przyzwyczajenia. Kończąc kolejną dziesiątkę wciąż tych samych słów
albo popadałam w sen, albo co gorsza miałam omamy, gdyż słyszałam policyjną
syrenę. Pokręciłam głową wyrzucając to z siebie, przecież to nie mogło być
prawdą, ale dźwięk stawał się coraz bardziej donośny. Otworzyłam oczy. Na
środku magazynu stał Daniel, zwrócony był do wyjścia, a w dłoni trzymał… Broń.
Słyszałam jego ciężki oddech, a z zewnątrz niewyraźne głosy, komendy, kroki.
Nie ruszyłam się nie chcąc wydać najmniejszego dźwięku. On mógł zrobić teraz
wszystko. Wpatrywałam się w ogromne drzwi, wypowiadając w duchu słowa modlitwy.
A co jeśli ta policja to tylko przypadek? Jeśli nie wiedzą, że tu jestem, jeśli
zaraz odjadą? Miałam wrażenie jakby czas się zatrzymał. Byłam ja skulona w
kącie, Daniel z bronią, i szmery przed budynkiem. Ale co dalej?! Dalej Daniel
przypomniał sobie o moim istnieniu, podszedł szybkim krokiem i ukląkł obok.
- Nie martw się, nic nam nie
zrobią. Nie dostaną się do środka. Jesteśmy bezpieczni. Ty i Ja. – Przełknęłam
głośno ślinę, jego obłąkany wzrok, tajemniczy głos. I pistolet w dłoni.
Spojrzałam na niego i od razu tego pożałowałam. Był jeszcze bliżej. Jego
ciężka, chropowata dłoń gładziła mój policzek, a ja byłam sparaliżowana.
Jedno szarpnięcie. Drugie.
Kolejne. „Leto odsuń się od tych drzwi!
Do samochodu!”. Jared? Jared tam był? Próbowałam się ruszyć, krzyknąć, ale
ogromna gula w gardle i wręcz klejący się do mnie Daniel mi to uniemożliwiali.
Nagle mężczyzna zerwał się z miejsca i podbiegł do ogromnych drzwi. Zatrzymał
się i sprawdził czy broń jest naładowana. Podtrzymując się ściany udało mi się
wstać, ale metalowa bransoleta i brak sił z powrotem ściągnęły mnie na dół. Łzy
spływały powoli po moich policzkach, a ja czułam coś na wzór radości? Może
bardziej nadziei, tej której już nie miałam.
„Daniel, wiemy, że tam jesteś.
Że jest tam Elizabeth. Poddaj się dobrowolnie, albo wejdziemy do środka siłą.”
– Rozległ się nieznajomy głos, dodatkowo zniekształcony przez megafon. To się
działo naprawdę! Daniel wycelował bronią w górę i strzelił. Pocisk odbił się od
stalowego filaru i rozbił szybę w starym oknie. Zapomniałam jak się oddycha. Co
on chciał udowodnić? Że zrobi to ze mną? Ze sobą? Wraz z kolejnym strzałem w
‘powietrze’ rozległ się głos policjanta. „Masz ostatnią szansę. Liczę do
trzech. Jeśli nie wyjdziesz, my to zrobimy. Poddaj się, a czeka Cię niższa
kara”. Daniel odwrócił się z moją stronę. Płakał. Miał zaczerwienione oczy, a
po policzkach spływały jak wodospad łzy. Patrzył na mnie i może przez chwilę
zrobiło mi się go żal, ale to było tylko złudzenie. Nienawidziłam go. Miałam
nadzieję, że dostanie karę na jaką zasłużył. „Wchodzimy panowie!” – komenda, po
której nastąpił huk. Drzwi choć wydawały się mocne, wyleciały z zawiasów
‘upadając’. Daniel leżał twarzą do podłogi, a nad nim kucał mężczyzna ubrany na
czarno z bronią, drugi wykręcając Danielowi ręce zapinał je w kajdanki.
Widziałam wszystko jak przez mgłę. Mdlałam? A może to po prostu nadmiar emocji.
Nagle obok mnie znalazł się komisarz.. Jak on się nazywał? Ten sam, co spisywał
zeznania po włamaniu do mieszkania. I dwóch sanitariuszy.
-Już po wszystkim. Jest pani
bezpieczna. – Kilka słów, które sprawiły, że psychicznie poczułam się lepiej.
Jeden z mężczyzn używając wielkich nożyc do metalu, czy co to było zdjął z
mojej kostki ciężką bransoletkę. Noga była poraniona i opuchnięta, z kilku
miejsc sączyła się krew. Przymknęłam oczy i głęboko westchnęłam. Wysoki brunet
chciał mnie podnieść, ale zaprotestowałam.
-Dam radę. – To był raczej
cichy szept, tylko na tyle było mnie stać. Mężczyźni pomogli mi wstać i
podtrzymując poprowadzili mnie do wyjścia. Stanęłam na świeżym powietrzu i się
rozpłakałam. Jestem wolna. Wolna. To koniec tego koszmaru. Ciężko było mi się
ruszyć, boląca kostka plus świadomość, że wszystko będzie dobrze.. W jednej
chwili znalazłam się w czyichś ramionach. Zdezorientowana próbowałam się
wyrwać, nie wiedząc kto to.
-Kochanie to ja. – Jared.
Wtuliłam się w niego mocno, łkając w jego koszulkę.
-Jared. – Szepnęłam. Nie
chciałam, żeby mnie puszczał. Żeby znikał, odchodził. To jego w tej chwili
potrzebowałam najbardziej. Nie liczyło się miejsce, kilkunastu policjantów
wkoło, całe to zamieszanie. Byłam tam gdzie czułam się najbardziej bezpieczna –
ramiona mojego mężczyzny. Jared podniósł mnie z łatwością i gdzieś zaprowadził.
-Nie. – Wyrzuciłam z siebie,
kiedy posadził mnie i się odsunął. Otworzyłam oczy. Siedziałam w karetce, wkoło
było pełno specjalistycznej aparatury. Lekarz w niebieskim ubranku, a obok mnie
Jared, trzymał mnie za rękę i patrzył na mnie z czułym uśmiechem. Co jeśli to
tylko sen? Jeśli za chwilę otworzę oczy i znów będę w tym obskurnym magazynie?
Pokręciłam głową, ale z rozmyślań wyrwał mnie głos lekarza. Czyli to jednak
rzeczywistość.
-Muszę zbadać panią
Elizabeth, mógłby pan wyjść?
-Nie. Proszę, niech Jared
zostanie. – Jedyne o czym marzyłam to woda. Lekarz pokręcił głową i po chwili
namysłu pozwolił mu zostać, zamykając drzwi pojazdu.
Najpierw przeprowadził ze mną
krótki wywiad wypytując czy coś mnie boli, czy mam jakieś dolegliwości, więc
opowiedziałam mu o żebrach i pokazałam kostkę. Jak się okazało te pierwsze były
tylko zbite, z kostką też nie było najgorzej. Same zadrapania i rany. Oprócz
tego ogólne osłabienie organizmu spowodowane brakiem pożywienia, wody i złymi
warunkami. Dostałam leki przeciwbólowe, które od razu zaczęły działać i
skierowanie do szpitala. Na szczęście udało mi się wybłagać lekarza o pobyt w
domu, a do szpitala miałam jechać na dokładniejsze badania. A przede wszystkim
miałam dużo odpoczywać.
Od razu po badaniu ‘złapał’
nas Hamilton, ponieważ musiał mnie przesłuchać. Jared zaprotestował tłumacząc,
że mężczyzna sam może zobaczyć w jakim jestem stanie, w tej chwili potrzebuje
odpoczynku, a zeznania złoże następnego dnia. Komisarz chciał coś powiedzieć,
ale zrezygnował. Życzył mi szybkiej regeneracji sił i zapewnił, że Daniel nie
szybko opuści więzienie, a potem szpital psychiatryczny.
Po powrocie do domu Jared przygotował mi
gorącą kąpiel. Oczywiście cały czas był przy mnie, pilnując aby nic mi się nie
stało, gdybym zasłabła. Tak bardzo mi go brakowało. Mogłam się odprężyć mając
świadomość, że jestem w naszym domu, przy nim, że nic mi nie będzie. To był
zdecydowanie jeden z najszczęśliwszych dni
w moim życiu. Na chwilę udało mi się zapomnieć o Danielu i tym co przeszłam.
Po sytej kolacji, Leto zaniósł mnie do sypialni i położył w łóżku otulając
grubą kołdrą.
-Nie masz pojęcia jak się o
Ciebie martwiłem. To moja wina, wszystko przeze mnie. Przepraszam, Lizzy. Nie
darowałbym sobie, gdyby coś Ci się stało.
-Proszę, nie obwiniaj się. To
nie Twoja wina. – Przysunęłam się do niego, wtulając w jego ramiona. – Tak
bardzo się bałam, że już Cię nie zobaczę. – Samotna łza spłynęła po moim
policzku. Naprawdę, to był najgorszy okres w moim życiu. Wiem, że teraz mogłam
być spokojna, ale miałam wrażenie, że to nie koniec. Że mimo mojego powrotu do
domu, że coś się jeszcze stanie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać na
dobre i znalazłam się na kolanach Jareda. Wtulona w jego klatkę piersiową
oplatając dłońmi jego szyję. Mężczyzna gładził moje włosy próbując mnie
uspokoić. Szeptał, że mnie kocha, ale gdy to nie dawało skutków półszeptem
śpiewał kołysanki. Nagle oderwałam się od niego przecierając oczy dłońmi.
-Mike.
-Spokojnie, zadzwoniłem do
niego i jutro Cię odwiedzi. Poinformowałem też całą resztę.
-Całą resztę? – Spytałam
zaskoczona.
-Tak, Shannona, moją mamę,
Megan, Tomo i wszystkich, którzy się o Ciebie martwili. - Pokiwałam ze
zrozumieniem głową i delikatnie się uśmiechnęłam. „Wszystkich, którzy się o
Ciebie martwili.” – to zdecydowanie podnosiło na duchu. – Potrzebujesz czegoś?
Jesteś głodna, a może chcesz wody?
-Dziękuje. Jedyną rzeczą,
której teraz potrzebuje jest to – dotknęłam opuszkiem palca usta mężczyzny
wpatrując się bez mrugnięcia w niebieskie tęczówki – tutaj – tym samym palcem
dotknęłam swoich ust. Widziałam krążący po jego twarzy uśmiech. Nie
odpowiedział nic tylko położył mnie delikatnie na moją stronę łóżka i nachylił
nade mną jak nad dzieckiem. Widok jego beztroskiej twarzy odebrał mi dech mi z
piersi. Miłość? Tęsknota? Przywiązanie? Popadłabym w moje długowieczne
rozmyślania gdyby nie szybki całus złożony na moim czole, policzkach i w
kącikach ust. To by było na tyle?
-Uważam, że powinna pani
odpocząć. Pora spać moja piękna, to był dla nas obojga ciężki czas. – Jared
ucałował moje usta przelewając do tego pocałunku niezliczoną dawkę uczucia.
Następnie patrzyliśmy się na siebie przez kilka, może kilkanaście minut w
całkowitej ciszy. – Nie znikaj więcej. Następnego razu mogę nie przeżyć. –
Chciałam coś powiedzieć, ale Leto mi przerwał, zatykając usta palcem. – Śpij. –
Szepnął, przykrył mnie kołdrą po samą szyję, a sam wstał idąc w stronę drzwi.
-Zostań.
-Zaraz wrócę.
Pomimo tego, że wiedziałam,
że wróci czułam niepokój. Myśl, że coś się może stać nie dawała mi spokoju. Na
szczęście Jared tak jak powiedział wrócił, szybciej niż się spodziewałam.
Położył się obok mnie i jak tylko poczułam uścisk jego ramion zasnęłam.
When I close my eyes
I see you
When I close my eyes
You’re here
In the dead of the night
I feel you
When I open my eyes
You disappear..
I see you
When I close my eyes
You’re here
In the dead of the night
I feel you
When I open my eyes
You disappear..
~
4 miesiące, tak wiem zawaliłam sprawę. Ten okres był bardzo dziwny. Nic nie obiecuję, życzę miłej lektury.
Pozdrawiam wszystkich, którzy to jeszcze czytają! :)
A.
4 miesiące! Kobieto przegięłaś! musiałam sobie przypomnieć co się tam działo wcześniej, bo w 4 miechy to jednak skleroza może zadziałać xd przypomniałam, przeczytałam, miło, przyjemnie tak na dobranoc coś fajnego poczytać :) dobre to jest, no! :D ale jak będziesz co 4 miesiące pisać to za mało zdecydowanie :P
OdpowiedzUsuńale dziękuję, że nadal TU jesteś <3
Ja też w 4 miesiące zdążyłam trochę wypaść z tematu, ale już ogarniam ;) Elizabeth to jednak silna babka. Nie załamać się psychicznie w takiej sytuacji.. Podziwiam. + Martwiący się Leto, aw aw aw ;) Fajna z nich para. A Daniel niech zgnije w psychiatryku :))
OdpowiedzUsuń/incertium
Mialam kanapke w rece jak to czytalam i kompletnie zapomnialam o niej przez ta akcje :D ei ! Jednak sa razem ! Czyli zastanowilas sie nad moja wersja i zmienilas ! XD Boje sie co bedzie dalej ! Czekam :*
OdpowiedzUsuńtyle czekania, zdecydowanie za duzo! ale rozdzial swietny, nareszcie znow razem ;-; teraz umieram z ciekawosci, co przyniesie przeczucie lizzy... czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy! :3/adolf
OdpowiedzUsuń(:
OdpowiedzUsuńpo tylu miesiącach musiałam sobie dokładniej przypomnieć poprzedni rozdział, więc pls, nigdy więcej takich akcji xD
OdpowiedzUsuńogólnie było do przewidzenia, że policja w końcu wkroczy do domu Daniela, ale jak cała akcja się potoczy, to w sumie nie próbowałam zgadywać i cieszę się, że stało się tak jak się stało, bo lubię jak są razem, ale jednocześnie liczę na to, że jeszcze kiedyś zaskoczysz nas jakąś dramatyczną akcją, bo przecież w opowiadaniu nie może zawsze być słodko i pięknie xD
i tak btw, to jakby Jared jakimś cudem wtargnął do pomieszczenia przed policjantami, rzucił się na Daniela i zaczął go okładać pięściami czy coś, to też by było spoko, bo już mam wizję, jakby musieli go odciągać od tego faceta, ale trzymajmy się twojej wersji, bo jest bardziej realistyczna xD