poniedziałek, 3 września 2012

#8


   Ucieczka ucieczką, ale mi chyba troszkę nie wyszła, gdyż niepostrzeżenie Jared podpłynął do mnie od tyłu i złapał w pasie nie chcąc wypuścić. Ustami przygryzł skórę na moje szyi, a ja w zamian za to.. położyłam dłoń na jego kroczu i lekką ją ścisnęłam. Mężczyzna był wystarczająco blisko mnie abym poczuła przebiegający dreszcz po jego ciele. Triumfalnie się uśmiechnęłam i wyswobodziłam z objęć. Teraz byłam już naprzeciwko Jareda. Dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów. Żadnego dotyku tylko spojrzenie.. Którym przeszywaliśmy nasze dusze na wskroś. Odpłynęłam w tył, opierając się o ściankę basenu, dłonie kładąc na jego brzegu..
-Chodź do mnie – prawie nie słyszalnie wyszeptałam, uniosłam kącik ust w delikatnym uśmiechu i czekałam na reakcje Leto.. Ten powoli podpłynął i położył dłonie na moich ramionach.. Podpłynął jeszcze bliżej tak, że między naszymi ciałami nie było milimetra przerwy i seksownym, zachrypłym głosem zaśpiewał wprost do mojego ucha: I'll wrap my hands around your neck so tight with love.. love.. Ten głos w mojej głowie, gorący oddech na karku, czułam jak odpływam.. jak po moim ciele rozchodzi się fala ciepła.. Nabrałam do płuc dużą ilość powietrza i przymknęłam oczy.. Na chwilę znalazłam się w innym świecie. Świecie w którym, byliśmy tylko my dwoje.. Ja i On. I nie liczyło się nic innego.. Nagle bajka prysła bo usłyszałam donośny śmiech Jareda.
-Musiałeś zepsuć tą chwilę?! Nie masz w sobie za krzty romantyzmu!
-Jak to nie mam? A to przed chwilą? No myślałem, że dobrze wypadłem, że usłyszę 3 razy tak, przechodzisz dalej!
-Wariat! To było piękne.. Tylko nie musiałeś się śmiać! Czemu nie robisz tego częściej?
-Oj.. wyglądałaś tak uroczo, że aż mi się mordka ucieszyła.. Chciałabyś? - Pokręciłam z aprobatą głową. No Jared dalej! Co się ociągasz.. Widziałam, że chciał coś powiedzieć dlatego położyłam palec na jego ustach, jednocześnie mu przeszkadzając..
-Nic nie mów, tylko.. całuj mnie. - Zarzuciłam ręce na szyję chłopaka, kiedy on obejmował mnie w pasie i złączyliśmy nasze usta pocałunkiem. Ta chwila mogła trwać wiecznie! Pełne wargi Jareda z czułością i miłością muskały moje spragnione bliskości usta.. Wydobywałam z siebie ciche westchnięcia i pomruki zadowolenia, dłońmi błądziłam po umięśnionym torsie mężczyzny, z każda kolejną sekundą pragnęłam go bardziej i bardziej.. Zajęta poznawaniem jego ciała od nowa, nie zauważyłam, kiedy jego dłonie wylądowały na moich pośladkach, delikatnie je zgniatając.. Czułam jak w dolnej partii mojego ciała kumuluje się fala gorąca i przyjemności... Czułam między udami nabrzmiałego członka mojego partnera.. Wygięłam ciało delikatnie w łuk i poczułam jak coś zbliżało się do mojej kobiecości.. Krzyknęłam z bólu, który od razu przerodził się w rozkosz, gdy Jared pieścił mnie od wewnątrz palcami.. Z na wpół przymkniętymi powiekami wywijałam się i mruczałam jak rasowa kotka, pod wpływem jego dotyku. Byłam bliska orgazmu, zagryzałam wargi, aby się nie rozedrzeć, przyciągałam go do siebie bliżej, aby tylko nie brakło mi jego bliskości.. I to musiało się stać, Jared zakończył pieszczotę.. jednak nadchodzące wielkimi krokami spełnienie spotęgował gwałtownym wejściem we mnie.. Mimo oporu jaki stawiała woda z łatwością, oplotłam nogami lędźwie Jareda i się do niego mocno przytuliłam, wbijając paznokcie w jego plecy i pozostawiając po nich czerwony ślad.. Płynne ale zarazem mocne ruchy doprowadzały mnie do kolejnego szaleństwa! Zacisnęłam dłonie na jego pośladkach, chcąc czuć go jeszcze mocniej, jeszcze bardziej, jeszcze głębiej wewnątrz siebie.. A on zatopił twarz w moich nabrzmiałych piersiach.. Przygryzał zębami sutki, a jego trzy dniowy zarost delikatnie drapał, co było bardzo podniecające i miłe.. Czułam jak chłopak, żeby się nie rozedrzeć zaczął całować mojego ramiona i szyję napierając na mnie całym swoim ciałem.
-Jaaared! Skurwielu! Koocham Cię! - Wydarłam się najgłośniej jak umiałam, opadając bezwładnie w jego ramiona, czując się spełniona i szczęśliwa. Jego twarz wyrażała to samo.. Widziałam to, w jego oczach, w których tliły się drobne iskierki.. Pogłaskał mnie po policzku i ucałował w czoło.
-Wiem moja droga, wiem.. - Wtuleni w siebie, nadal z niespokojnymi oddechami odpłynęliśmy na środek basenu, zagłębiając się całkowicie pod wodę.. Spoglądając sobie w oczy, wirowaliśmy jak w tańcu! Tafla księżyca jasnym, ostrym światłem odbijała się na tle lustra wody. Gwiazdy usadowione wysoko nad niebem wydawały się jakby spoglądały w naszą stronę, drzewa szumiąc plotkowały o dwóch takich, którzy byli zakochani i szczęśliwi..

   Przebudziłam się, gdy pierwsze poranne promienie słońca wkradły się przez uchylone okno do sypialni i automatycznie spojrzałam na miejsce obok siebie.. Jared jeszcze spał. Minę miał jak dziecko, spokojną i grzeczną. Przypomniałam sobie wydarzenia poprzedniej nocy i od razu zadałam sobie pytanie: Czy to tylko piękny sen? Po cichu, żeby nie obudzić Ukochanego wstałam i podeszłam na palach do okna. Nad basenem leżały nasze porozrzucane ubrania.. To stało się naprawdę. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona, pełna szczęścia, radości.. Usiadłam z powrotem na brzegu łóżka nachylając się nad mężczyzną i musnęłam ustami czubek jego nosa, skrawek ucha, a na końcu kącik ust.
Był tutaj. Obok, tak blisko.. na wyciągnięcie ręki. Gotowy zrobić wszystko, pomóc i po prostu kochać. Odrzuciłam z czoła kosmyk włosów, który przysłonił jego śpiące oczy i cicho westchnęłam..
- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Jak długo marzyłam, aby ta chwila nadeszła. Chwila błogiego spokoju, bez kłótni i sprzeczek.. - Widząc, że się porusza, i nie chcąc go budzić narzuciłam na niego zsuniętą kołdrę, zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i poszłam do kuchni zaparzyć kubek gorącej kawy na dzień dobry.
Czując jak z głodu przysłowiowe kiszki grały mi marsza, postanowiłam przyrządzić dla nas obojga, dla mnie i pana Leto pożywne śniadanie. Po nocy pełnej wrażeń było nam bardzo potrzebne. Kroiłam warzywa na sałatkę nucąc pod nosem jakąś melodie, kiedy z 'transu' wyrwał mnie znajomy głos.
-A pani nie jest za zimno? Na majteczkach i koszuleczce latać, bez skarpeteczek, bez kapciuszków.. a później, że chora! Że katar ma! Że gardło ją boli!
-Dzień dobry Jared, Ciebie również miło znów widzieć. Jak się spało? - posłałam mu radosny uśmiech, nie wiedząc nawet o co się czepiał. Chyba dla niego, a raczej dla jego oczu było lepiej widzieć mnie w takim stroju, niż gdybym miała być opatulona na tak zwaną cebulkę. Poza tym, było mi ciepło.
- Dopóki byłaś przy mnie to bardzo dobrze, ale nie miałem się do kogo przytulić i się obudziłem..
-Oh tak mi przykro! Przytulić chłopca?
-Poproszę? - Jared zrobił minę zbitego psa, z jednej strony miałam ochotę się roześmiać z drugiej jednak ten widok ujmował za serce.
-Chodź dziecinko, chodź. - przytuliłam go do piersi, głaszcząc po głowie i wywracając oczami, bo wydało się, że to był tylko pretekst. - Jakie plany na dziś? - spytałam gdy odkleił się ode mnie i pomógł mi dokończyć posiłek.
- Chciałem odwiedzić mamę, dawno u niej nie byłem. Później może spotkam się z Shannem.
- Mam pojechać z Tobą?
- Jeśli chcesz.. Constance na pewno się ucieszy, kiedy zobaczy swoją Ukochaną synową.
- Jaką synową, głupku! Do niej mi jeszcze bardzo dużo brakuje.
- Nie powiedziałbym, że tak dużo.
- Co masz na myśli?
- Nic, nic! Czemu od razu mnie o coś posądzasz?
- Bo.. bo Cię znam? - stał z zadowoloną miną a ja patrzyłam na niego jak idiotka. Miałam tylko nadzieję, że nic nie kombinował. Po nim można się spodziewać dosłownie wszystkiego, w końcu nazywał się Jared Leto.
Kiedy zjedliśmy śniadanie, Jared określił, że teraz pora na ogarnięcie dupek i przygotowanie się do wyjazdu. Po wzięciu prysznica, oczywiście osobno bo wspólny mógłby trwać wieki, założyłam na siebie granatową sukienkę, w drobne kwiatki, idealnie przylegająca do ciała. Rozczesałam moje falowane włosy, zrobiłam delikatny makijaż, na nogi wsunęłam wysokie, czarne, jak to określiła moja najlepsza przyjaciółka Meg kurewskie szpilki i gotowa zapukałam do drzwi drugiej łazienki, gdzie był Jared. -Długo jeszcze?
- Fiu, fiu! - Zdezorientowana odwróciłam się, a on stał oparty o ścianę, lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu. - Myślałem, że jedziemy tylko odwiedzić moją rodzicielkę?
- Bo tak jest mój drogi.
- To dla kogo się tak wystroiłaś? Bo chyba nie dla niej?
- Dla Ciebie, głupku!
-Czuję się zaszczycony panno Elizabeth. - Chłopak położył dłoń na mojej talii i obdarował namiętnym pocałunkiem, nie chętnie ale z koniecznością się od niego odsunęłam, i pogroziłam palcem. Bo gdybym tego nie zrobiła nigdzie byśmy się nie ruszyli. Chyba, że do sypialni. Widząc jego zawiedzioną minę zaśmiałam się i kręcąc biodrami, zeszłam na dół, kierując się do wyjścia.
   Nawet nie wiem ile czasu minęło, odkąd wyjechaliśmy do czasu, aż dotarliśmy na miejsce. Constance stała przed domem z jakimś młodym chłopakiem,a kiedy tylko nas spostrzegła widać było, jak twarz jej się rozpromieniła.
-Jared! Lizzy! Jak miło Was widzieć! - Kobieta z radością, przytuliła nas obojga do siebie.
-Panią również. - Odparłam, odwzajemniając jej uśmiech. Nie mogłam powiedzieć na nią złego słowa, miałam z nią bardzo dobry kontakt, dobrze mi się z nią rozmawiało, na każdy temat. Może to też dlatego, że moja matka odeszła tak szybko, i przez pewien czas wychowywał mnie tylko ojciec. Wiedziałam jedno, że każda pomóc, którą mi oferowała sprawiała i jej i mi wiele przyjemności.
-Ja już pójdę. Ma pani gości, nie będę przeszkadzał. Do zobaczenia.
-Zaczekaj Danielu. Niegrzecznie było by Cię nie przedstawić. Poznaj mojego syna Jareda i jego piękna narzeczoną, Elizabeth. - O tym, że byłam Jaya narzeczoną nic mi nie było wiadomo, ale nie zaprzeczałam. - Poznajcie Daniela, wprowadził się nie dawno obok, i jest bardzo miły, pomógł mi ostatnio gdy zepsuł mi się samochód. A dzisiaj przyniósł mi sadzonki kwiatów do ogrodu.
-To bardzo miło z jego strony. - Odparł Jared, dziwnym głosem, a ja tylko przelotnie na niego spojrzałam i przywitałam się z chłopakiem. Ten zaraz po tym poszedł do siebie a my weszliśmy do środka. Kobieta zaparzyła kawę i usiadła razem z nami w salonie, gdzie wisiało pełno zdjęć Jareda i Shannona, gdy byli jeszcze dziećmi. Uwielbiałam je oglądać, ale robiłam to po kryjomu bo Jay mi zabraniał. Czego się wstydził? Był słodkim chłopcem.
-Dobrze znasz tego całego Daniela?
-Wystarczająco, Jared. Nie masz się o co martwić.
-A czy ja się martwię? Pytam tylko, z czystej ciekawości. - zaśmiałam się w duchu, bo dobrze wiedziałam, że martwił się o matkę, poza tym widać to było po mimice jego twarzy. Siedziałam obok niego, dlatego złapałam jego rękę w swoją i posłałam, uśmiech, aby był spokojny. Nie potrzebne były takie przesłuchania, Constance jest dorosłą kobietą i na pewno wie co robi.
-Co u was dzieci? Tak rzadko mnie odwiedzacie!
-Postaramy się to naprawić, obiecujemy. Ja już przypilnuję Jareda aby znalazł trochę czasu.
-Dziękuje Elizabeth. Powiedz moja droga jak studia?
-Od czasu wypadku mam małą przerwę, ale niedługo chcę już wrócić, dokończyć je i znaleźć w końcu jakąś pracę, bo po to na nie poszłam.
-A jak się czujesz?
-Dziękuje już dobrze.
-Cieszę się. A co u Ciebie mój synu? Nadal taki zapracowany jesteś?
-A może nie rozmawiajmy o pracy? Jak Ty się czujesz?
-Jak mam się czuć? Nie narzekam, zdrowie mi nie szwankuje, smucić się nie mam powodu.
-I to jest prawidłowe podejście, trzeba się cieszyć życiem, w każdym wieku.- Wtrąciłam z uśmiechem, odstawiając na stolik filiżankę po kawie.
-Nie chciałabym być wścibska.. Ale nie pogniewałabym się na wnuka albo wnuczkę. - W pierwszej chwili miałam ochotę się roześmiać, ale oczywiście się powstrzymałam, i spojrzałam błagalnie na Jareda aby wymyślił jakąś wymówkę. Albo niech po prostu powie jej o Kathy.
- Na razie nie planujemy. Mamy jeszcze czas.
-Czas? Lizzy może go ma, ale Ty staruszku?! Matka wie ile masz lat! - Może to nie było odpowiednie ale teraz nie potrafiłam powstrzymać śmiechu, gdyż on sam wydarł mi się ust. Spojrzałam na niego posyłając pocieszające spojrzenie, bo czułam, że się zdenerwował, to nie było miłe. Chcąc mu pomóc musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
-Tak właściwie jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, nigdy nie było okazji. Ale nie chciałabym aby była to pochopna decyzja. Najpierw chciałabym się ustatkować. Skończyć studia, znaleźć dobrą pracę. Aby zapewnić dziecku to co najlepsze. Niech się pani nie martwi, nadejdzie ten moment.
-Ty to masz szczęście Jared, masz taką mądrą kobietę przy sobie.
-Dziękuje za te słowa. To naprawdę bardzo miłe.
-Wiem mamo, wiem. Dlatego też z nią jestem. - Jared objął mnie ramieniem delikatnie do siebie tuląc i ucałował w czoło. Westchnęłam ze spokojem i się uśmiechnęłam.
-Nie zepsuj tego. Bo będziesz miał ze mną do czynienia. - Constance pogroziła mu palcem i wszyscy się roześmialiśmy. - Napijecie się jeszcze czegoś? A może coś zjecie?
-Ja dziękuje.
-Ja również. - Odpowiedzieliśmy prawie w tej samej chwili. Czas leciał nie ubłaganie szybko. Dopiero była pierwsza godzina, a zegar już wybijał siedemnastą.
Zauważyłam jak kobieta przez moment przyglądała się moim dłonią, jakby czegoś szukała. I tylko czekałam na kolejne pytania. Chyba miałam uzasadnienie porannych słów Jareda, że jestem jej Ukochaną synowa. Pewnie zamęczała go pytaniami o dzieci, małżeństwo i te sprawy, a, że nie miał już wymówek postanowił zabrać mnie do niej, żebym i ja się z tym pomęczyła. Mężczyzna chyba też skojarzył, że zbliża się: wywiad part 2, dlatego uprzedził matkę.
-Tylko nie zaczynaj. Nie mówię nie, bo może to kiedyś nastąpi i weźmiemy ślub ale na pewno nie teraz. Jest nam dobrze jak jest i nie chcemy tego psuć. A poza tym nikt nie wie co się wydarzy w przyszłości. Za szybko na takie pytania.
-Dobrze, dobrze. Wybaczcie.
-Niech pani nie przeprasza. Nie dziwię, się, że chcę pani dla syna jak najlepiej. Jared nie chciał tego powiedzieć z taki sposób. - Czy ja zawsze musiałam go tłumaczyć? Co prawda mnie też by to denerwowało, bo takie decyzję należy podjąć samemu, bez wtrącania rodziny, ale to matka. Powinien to zrozumieć.
-Będziemy się już zbierać. Chciałem jeszcze porozmawiać z Shannem.
-Widziałam się z nim ostatnio. Mówił mi, że Melanie wróciła do miasta, to prawda?
-Tak, prawda. Liz nawet ostatnio doprowadziła do tego, że zostali sami w kawiarni.
-Bardzo dobrze. Weź mu tam jako brat coś nagadaj. Matce nie wypada. Ale wy możecie się tym zająć.
-Robimy to, robimy. I postaramy się, im pomóc. - Dodałam swoje trzy grosze. I wstaliśmy z sofy. Constance odprowadziła nas do wyjścia i miło pożegnała. Kazała nam na siebie uważać i powiedziała, że nie długo sama nas odwiedzi.
-Myślałem, że nigdy nie skończy. - Jared powiedział z wyrzutem, kiedy już odjechaliśmy.
-Nie narzekaj, tak? Sam chciałeś ją odwiedzić.
-Co byś zrobiła, gdyby zepsuł nam się samochód, nie było by zasięgu ani żadnego innego auta i żywej która mogłaby nam pomóc?
-Skąd to pytanie? - Zaśmiałam się, patrząc na niego pytającym wzrokiem. On to czasami miał pomysły.
-Po prostu odpowiedz.
-Nie wiem co był zrobiła, nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji.
-Bałabyś się?
- A miałabym czego?
-Na przykład psychopaty, który wybiegł by z lasu z zakrwawioną siekiera?
-Dobrze się czujesz? - parsknęłam mu śmiechem prosto w twarz! Skąd mu się to wzięło! Chyba naoglądał się za dużo filmów. - Przyznaj się co brałeś! -Ja? Nic! Jestem czysty! Rano brałem prysznic!
-Śmiem w to wątpić!
-Oj.. nie można mieć bujnej wyobraźni?
-Można, ale, aż w takim stopniu?
-Zdarza się. Mam tak od dziecka.
-Hahaha! Lepiej skup się na drodze i na tym jak jedziesz. - Z kim ja jestem! Przy nim często zadawałam sobie to pytanie. Jednak do tej pory nie znalazłam odpowiedzi.




Tadadam! Jebuam se rozdziała! Dobra, nie będę udawać wiochmena! Powiem jedno: zapraszam do czytania i komentowania :) 
Mam nadzieję, że nie zrazicie się do mojej twórczości bo fragmencie + 18 jaki zaserwowałam na początku! :) 
Peace&Love.