Ucieczka
ucieczką, ale mi chyba troszkę nie wyszła, gdyż niepostrzeżenie
Jared podpłynął do mnie od tyłu i złapał w pasie nie chcąc
wypuścić. Ustami przygryzł skórę na moje szyi, a ja w
zamian za to.. położyłam dłoń na jego kroczu i lekką ją
ścisnęłam. Mężczyzna był wystarczająco blisko mnie abym
poczuła przebiegający dreszcz po jego ciele. Triumfalnie się
uśmiechnęłam i wyswobodziłam z objęć. Teraz byłam już
naprzeciwko Jareda. Dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów.
Żadnego dotyku tylko spojrzenie.. Którym przeszywaliśmy
nasze dusze na wskroś. Odpłynęłam w tył, opierając się o
ściankę basenu, dłonie kładąc na jego brzegu..
-Chodź
do mnie – prawie nie słyszalnie wyszeptałam, uniosłam kącik ust
w delikatnym uśmiechu i czekałam na reakcje Leto.. Ten powoli
podpłynął i położył dłonie na moich ramionach.. Podpłynął
jeszcze bliżej tak, że między naszymi ciałami nie było milimetra
przerwy i seksownym, zachrypłym głosem zaśpiewał wprost do mojego
ucha: I'll wrap my hands around your neck so tight with love..
love.. Ten głos w mojej głowie, gorący oddech na karku,
czułam jak odpływam.. jak po moim ciele rozchodzi się fala
ciepła.. Nabrałam do płuc dużą ilość powietrza i przymknęłam
oczy.. Na chwilę znalazłam się w innym świecie. Świecie w
którym, byliśmy tylko my dwoje.. Ja i On. I nie liczyło się
nic innego.. Nagle bajka prysła bo usłyszałam donośny śmiech
Jareda.
-Musiałeś
zepsuć tą chwilę?! Nie masz w sobie za krzty romantyzmu!
-Jak
to nie mam? A to przed chwilą? No myślałem, że dobrze wypadłem,
że usłyszę 3 razy tak, przechodzisz dalej!
-Wariat!
To było piękne.. Tylko nie musiałeś się śmiać! Czemu nie
robisz tego częściej?
-Oj..
wyglądałaś tak uroczo, że aż mi się mordka ucieszyła..
Chciałabyś? - Pokręciłam z aprobatą głową. No Jared dalej! Co
się ociągasz.. Widziałam, że chciał coś powiedzieć dlatego
położyłam palec na jego ustach, jednocześnie mu przeszkadzając..
-Nic
nie mów, tylko.. całuj mnie. - Zarzuciłam ręce na szyję
chłopaka, kiedy on obejmował mnie w pasie i złączyliśmy nasze
usta pocałunkiem. Ta chwila mogła trwać wiecznie! Pełne wargi
Jareda z czułością i miłością muskały moje spragnione
bliskości usta.. Wydobywałam z siebie ciche westchnięcia i pomruki
zadowolenia, dłońmi błądziłam po umięśnionym torsie mężczyzny,
z każda kolejną sekundą pragnęłam go bardziej i bardziej..
Zajęta poznawaniem jego ciała od nowa, nie zauważyłam, kiedy jego
dłonie wylądowały na moich pośladkach, delikatnie je zgniatając..
Czułam jak w dolnej partii mojego ciała kumuluje się fala gorąca
i przyjemności... Czułam między udami nabrzmiałego członka
mojego partnera.. Wygięłam ciało delikatnie w łuk i poczułam jak
coś zbliżało się do mojej kobiecości.. Krzyknęłam z bólu,
który od razu przerodził się w rozkosz, gdy Jared pieścił
mnie od wewnątrz palcami.. Z na wpół przymkniętymi
powiekami wywijałam się i mruczałam jak rasowa kotka, pod wpływem
jego dotyku. Byłam bliska orgazmu, zagryzałam wargi, aby się nie
rozedrzeć, przyciągałam go do siebie bliżej, aby tylko nie brakło
mi jego bliskości.. I to musiało się stać, Jared zakończył
pieszczotę.. jednak nadchodzące wielkimi krokami spełnienie
spotęgował gwałtownym wejściem we mnie.. Mimo oporu jaki stawiała
woda z łatwością, oplotłam nogami lędźwie Jareda i się do
niego mocno przytuliłam, wbijając paznokcie w jego plecy i
pozostawiając po nich czerwony ślad.. Płynne ale zarazem mocne
ruchy doprowadzały mnie do kolejnego szaleństwa! Zacisnęłam
dłonie na jego pośladkach, chcąc czuć go jeszcze mocniej, jeszcze
bardziej, jeszcze głębiej wewnątrz siebie.. A on zatopił twarz w
moich nabrzmiałych piersiach.. Przygryzał zębami sutki, a jego
trzy dniowy zarost delikatnie drapał, co było bardzo podniecające
i miłe.. Czułam jak chłopak, żeby się nie rozedrzeć zaczął
całować mojego ramiona i szyję napierając na mnie całym swoim
ciałem.
-Jaaared!
Skurwielu! Koocham Cię! - Wydarłam się najgłośniej jak umiałam,
opadając bezwładnie w jego ramiona, czując się spełniona i
szczęśliwa. Jego twarz wyrażała to samo.. Widziałam to, w jego
oczach, w których tliły się drobne iskierki.. Pogłaskał
mnie po policzku i ucałował w czoło.
-Wiem
moja droga, wiem.. - Wtuleni w siebie, nadal z niespokojnymi
oddechami odpłynęliśmy na środek basenu, zagłębiając się
całkowicie pod wodę.. Spoglądając sobie w oczy, wirowaliśmy jak
w tańcu! Tafla księżyca jasnym, ostrym światłem odbijała się
na tle lustra wody. Gwiazdy usadowione wysoko nad niebem wydawały
się jakby spoglądały w naszą stronę, drzewa szumiąc plotkowały
o dwóch takich, którzy byli zakochani i szczęśliwi..
Przebudziłam
się, gdy pierwsze poranne promienie słońca wkradły się przez
uchylone okno do sypialni i automatycznie spojrzałam na miejsce obok
siebie.. Jared jeszcze spał. Minę miał jak dziecko, spokojną i
grzeczną. Przypomniałam sobie wydarzenia poprzedniej nocy i od razu
zadałam sobie pytanie: Czy to tylko piękny sen? Po cichu, żeby nie
obudzić Ukochanego wstałam i podeszłam na palach do okna. Nad
basenem leżały nasze porozrzucane ubrania.. To stało się
naprawdę. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona, pełna
szczęścia, radości.. Usiadłam z powrotem na brzegu łóżka
nachylając się nad mężczyzną i musnęłam ustami czubek jego
nosa, skrawek ucha, a na końcu kącik ust.
Był
tutaj. Obok, tak blisko.. na wyciągnięcie ręki. Gotowy zrobić
wszystko, pomóc i po prostu kochać. Odrzuciłam z czoła
kosmyk włosów, który przysłonił jego śpiące oczy
i cicho westchnęłam..
-
Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Jak długo marzyłam, aby ta
chwila nadeszła. Chwila błogiego spokoju, bez kłótni i
sprzeczek.. - Widząc, że się porusza, i nie chcąc go budzić
narzuciłam na niego zsuniętą kołdrę, zabrałam najpotrzebniejsze
rzeczy i poszłam do kuchni zaparzyć kubek gorącej kawy na dzień
dobry.
Czując
jak z głodu przysłowiowe kiszki grały mi marsza, postanowiłam
przyrządzić dla nas obojga, dla mnie i pana Leto pożywne
śniadanie. Po nocy pełnej wrażeń było nam bardzo potrzebne.
Kroiłam warzywa na sałatkę nucąc pod nosem jakąś melodie, kiedy
z 'transu' wyrwał mnie znajomy głos.
-A
pani nie jest za zimno? Na majteczkach i koszuleczce latać, bez
skarpeteczek, bez kapciuszków.. a później, że chora!
Że katar ma! Że gardło ją boli!
-Dzień
dobry Jared, Ciebie również miło znów widzieć. Jak
się spało? - posłałam mu radosny uśmiech, nie wiedząc nawet o
co się czepiał. Chyba dla niego, a raczej dla jego oczu było
lepiej widzieć mnie w takim stroju, niż gdybym miała być
opatulona na tak zwaną cebulkę. Poza tym, było mi ciepło.
-
Dopóki byłaś przy mnie to bardzo dobrze, ale nie miałem się
do kogo przytulić i się obudziłem..
-Oh
tak mi przykro! Przytulić chłopca?
-Poproszę?
- Jared zrobił minę zbitego psa, z jednej strony miałam ochotę
się roześmiać z drugiej jednak ten widok ujmował za serce.
-Chodź
dziecinko, chodź. - przytuliłam go do piersi, głaszcząc po głowie
i wywracając oczami, bo wydało się, że to był tylko pretekst. -
Jakie plany na dziś? - spytałam gdy odkleił się ode mnie i pomógł
mi dokończyć posiłek.
-
Chciałem odwiedzić mamę, dawno u niej nie byłem. Później
może spotkam się z Shannem.
-
Mam pojechać z Tobą?
-
Jeśli chcesz.. Constance na pewno się ucieszy, kiedy zobaczy swoją
Ukochaną synową.
-
Jaką synową, głupku! Do niej mi jeszcze bardzo dużo brakuje.
-
Nie powiedziałbym, że tak dużo.
-
Co masz na myśli?
-
Nic, nic! Czemu od razu mnie o coś posądzasz?
-
Bo.. bo Cię znam? - stał z zadowoloną miną a ja patrzyłam na
niego jak idiotka. Miałam tylko nadzieję, że nic nie kombinował.
Po nim można się spodziewać dosłownie wszystkiego, w końcu
nazywał się Jared Leto.
Kiedy
zjedliśmy śniadanie, Jared określił, że teraz pora na ogarnięcie
dupek i przygotowanie się do wyjazdu. Po wzięciu prysznica,
oczywiście osobno bo wspólny mógłby trwać wieki,
założyłam na siebie granatową sukienkę, w drobne kwiatki,
idealnie przylegająca do ciała. Rozczesałam moje falowane włosy,
zrobiłam delikatny makijaż, na nogi wsunęłam wysokie, czarne, jak
to określiła moja najlepsza przyjaciółka Meg kurewskie
szpilki i gotowa zapukałam do drzwi drugiej łazienki, gdzie był
Jared. -Długo jeszcze?
-
Fiu, fiu! - Zdezorientowana odwróciłam się, a on stał
oparty o ścianę, lustrując mnie wzrokiem od góry do
dołu. - Myślałem, że jedziemy tylko odwiedzić moją rodzicielkę?
-
Bo tak jest mój drogi.
-
To dla kogo się tak wystroiłaś? Bo chyba nie dla niej?
-
Dla Ciebie, głupku!
-Czuję
się zaszczycony panno Elizabeth. - Chłopak położył dłoń na
mojej talii i obdarował namiętnym pocałunkiem, nie chętnie ale z
koniecznością się od niego odsunęłam, i pogroziłam palcem. Bo
gdybym tego nie zrobiła nigdzie byśmy się nie ruszyli. Chyba, że
do sypialni. Widząc jego zawiedzioną minę zaśmiałam się i
kręcąc biodrami, zeszłam na dół, kierując się do
wyjścia.
Nawet
nie wiem ile czasu minęło, odkąd wyjechaliśmy do czasu, aż
dotarliśmy na miejsce. Constance stała przed domem z jakimś młodym
chłopakiem,a kiedy tylko nas spostrzegła widać było, jak twarz
jej się rozpromieniła.
-Jared!
Lizzy! Jak miło Was widzieć! - Kobieta z radością, przytuliła
nas obojga do siebie.
-Panią
również. - Odparłam, odwzajemniając jej uśmiech. Nie
mogłam powiedzieć na nią złego słowa, miałam z nią bardzo
dobry kontakt, dobrze mi się z nią rozmawiało, na każdy temat.
Może to też dlatego, że moja matka odeszła tak szybko, i przez
pewien czas wychowywał mnie tylko ojciec. Wiedziałam jedno, że
każda pomóc, którą mi oferowała sprawiała i jej i
mi wiele przyjemności.
-Ja
już pójdę. Ma pani gości, nie będę przeszkadzał. Do
zobaczenia.
-Zaczekaj
Danielu. Niegrzecznie było by Cię nie przedstawić. Poznaj mojego
syna Jareda i jego piękna narzeczoną, Elizabeth. - O tym, że byłam
Jaya narzeczoną nic mi nie było wiadomo, ale nie zaprzeczałam. -
Poznajcie Daniela, wprowadził się nie dawno obok, i jest bardzo
miły, pomógł mi ostatnio gdy zepsuł mi się samochód.
A dzisiaj przyniósł mi sadzonki kwiatów do ogrodu.
-To
bardzo miło z jego strony. - Odparł Jared, dziwnym głosem, a ja
tylko przelotnie na niego spojrzałam i przywitałam się z
chłopakiem. Ten zaraz po tym poszedł do siebie a my weszliśmy do
środka. Kobieta zaparzyła kawę i usiadła razem z nami w salonie,
gdzie wisiało pełno zdjęć Jareda i Shannona, gdy byli jeszcze
dziećmi. Uwielbiałam je oglądać, ale robiłam to po kryjomu bo
Jay mi zabraniał. Czego się wstydził? Był słodkim chłopcem.
-Dobrze
znasz tego całego Daniela?
-Wystarczająco,
Jared. Nie masz się o co martwić.
-A
czy ja się martwię? Pytam tylko, z czystej ciekawości. - zaśmiałam
się w duchu, bo dobrze wiedziałam, że martwił się o matkę, poza
tym widać to było po mimice jego twarzy. Siedziałam obok niego,
dlatego złapałam jego rękę w swoją i posłałam, uśmiech, aby
był spokojny. Nie potrzebne były takie przesłuchania, Constance
jest dorosłą kobietą i na pewno wie co robi.
-Co
u was dzieci? Tak rzadko mnie odwiedzacie!
-Postaramy
się to naprawić, obiecujemy. Ja już przypilnuję Jareda aby
znalazł trochę czasu.
-Dziękuje
Elizabeth. Powiedz moja droga jak studia?
-Od
czasu wypadku mam małą przerwę, ale niedługo chcę już wrócić,
dokończyć je i znaleźć w końcu jakąś pracę, bo po to na nie
poszłam.
-A
jak się czujesz?
-Dziękuje
już dobrze.
-Cieszę
się. A co u Ciebie mój synu? Nadal taki zapracowany jesteś?
-A
może nie rozmawiajmy o pracy? Jak Ty się czujesz?
-Jak
mam się czuć? Nie narzekam, zdrowie mi nie szwankuje, smucić się
nie mam powodu.
-I
to jest prawidłowe podejście, trzeba się cieszyć życiem, w
każdym wieku.- Wtrąciłam z uśmiechem, odstawiając na stolik
filiżankę po kawie.
-Nie
chciałabym być wścibska.. Ale nie pogniewałabym się na wnuka
albo wnuczkę. - W pierwszej chwili miałam ochotę się roześmiać,
ale oczywiście się powstrzymałam, i spojrzałam błagalnie na
Jareda aby wymyślił jakąś wymówkę. Albo niech po prostu
powie jej o Kathy.
-
Na razie nie planujemy. Mamy jeszcze czas.
-Czas?
Lizzy może go ma, ale Ty staruszku?! Matka wie ile masz lat! - Może
to nie było odpowiednie ale teraz nie potrafiłam powstrzymać
śmiechu, gdyż on sam wydarł mi się ust. Spojrzałam na niego
posyłając pocieszające spojrzenie, bo czułam, że się
zdenerwował, to nie było miłe. Chcąc mu pomóc musiałam
jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
-Tak
właściwie jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, nigdy nie było okazji.
Ale nie chciałabym aby była to pochopna decyzja. Najpierw
chciałabym się ustatkować. Skończyć studia, znaleźć dobrą
pracę. Aby zapewnić dziecku to co najlepsze. Niech się pani nie
martwi, nadejdzie ten moment.
-Ty
to masz szczęście Jared, masz taką mądrą kobietę przy sobie.
-Dziękuje
za te słowa. To naprawdę bardzo miłe.
-Wiem
mamo, wiem. Dlatego też z nią jestem. - Jared objął mnie
ramieniem delikatnie do siebie tuląc i ucałował w czoło.
Westchnęłam ze spokojem i się uśmiechnęłam.
-Nie
zepsuj tego. Bo będziesz miał ze mną do czynienia. - Constance
pogroziła mu palcem i wszyscy się roześmialiśmy. - Napijecie się
jeszcze czegoś? A może coś zjecie?
-Ja
dziękuje.
-Ja
również. - Odpowiedzieliśmy prawie w tej samej chwili. Czas
leciał nie ubłaganie szybko. Dopiero była pierwsza godzina, a
zegar już wybijał siedemnastą.
Zauważyłam
jak kobieta przez moment przyglądała się moim dłonią, jakby
czegoś szukała. I tylko czekałam na kolejne pytania. Chyba miałam
uzasadnienie porannych słów Jareda, że jestem jej Ukochaną
synowa. Pewnie zamęczała go pytaniami o dzieci, małżeństwo i te
sprawy, a, że nie miał już wymówek postanowił zabrać mnie
do niej, żebym i ja się z tym pomęczyła. Mężczyzna chyba też
skojarzył, że zbliża się: wywiad part 2, dlatego uprzedził
matkę.
-Tylko
nie zaczynaj. Nie mówię nie, bo może to kiedyś nastąpi i
weźmiemy ślub ale na pewno nie teraz. Jest nam dobrze jak jest i
nie chcemy tego psuć. A poza tym nikt nie wie co się wydarzy w
przyszłości. Za szybko na takie pytania.
-Dobrze,
dobrze. Wybaczcie.
-Niech
pani nie przeprasza. Nie dziwię, się, że chcę pani dla syna jak
najlepiej. Jared nie chciał tego powiedzieć z taki sposób. -
Czy ja zawsze musiałam go tłumaczyć? Co prawda mnie też by to
denerwowało, bo takie decyzję należy podjąć samemu, bez
wtrącania rodziny, ale to matka. Powinien to zrozumieć.
-Będziemy
się już zbierać. Chciałem jeszcze porozmawiać z Shannem.
-Widziałam
się z nim ostatnio. Mówił mi, że Melanie wróciła do
miasta, to prawda?
-Tak,
prawda. Liz nawet ostatnio doprowadziła do tego, że zostali sami w
kawiarni.
-Bardzo
dobrze. Weź mu tam jako brat coś nagadaj. Matce nie wypada. Ale wy
możecie się tym zająć.
-Robimy
to, robimy. I postaramy się, im pomóc. - Dodałam swoje trzy
grosze. I wstaliśmy z sofy. Constance odprowadziła nas do wyjścia
i miło pożegnała. Kazała nam na siebie uważać i powiedziała,
że nie długo sama nas odwiedzi.
-Myślałem,
że nigdy nie skończy. - Jared powiedział z wyrzutem, kiedy już
odjechaliśmy.
-Nie
narzekaj, tak? Sam chciałeś ją odwiedzić.
-Co
byś zrobiła, gdyby zepsuł nam się samochód, nie było by
zasięgu ani żadnego innego auta i żywej która mogłaby nam
pomóc?
-Skąd
to pytanie? - Zaśmiałam się, patrząc na niego pytającym
wzrokiem. On to czasami miał pomysły.
-Po
prostu odpowiedz.
-Nie
wiem co był zrobiła, nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji.
-Bałabyś
się?
-
A miałabym czego?
-Na
przykład psychopaty, który wybiegł by z lasu z zakrwawioną
siekiera?
-Dobrze
się czujesz? - parsknęłam mu śmiechem prosto w twarz! Skąd mu
się to wzięło! Chyba naoglądał się za dużo filmów. -
Przyznaj się co brałeś! -Ja? Nic! Jestem czysty! Rano brałem
prysznic!
-Śmiem
w to wątpić!
-Oj..
nie można mieć bujnej wyobraźni?
-Można,
ale, aż w takim stopniu?
-Zdarza
się. Mam tak od dziecka.
-Hahaha!
Lepiej skup się na drodze i na tym jak jedziesz. - Z kim ja jestem!
Przy nim często zadawałam sobie to pytanie. Jednak do tej pory nie
znalazłam odpowiedzi.
Tadadam! Jebuam se rozdziała! Dobra, nie będę udawać wiochmena! Powiem jedno: zapraszam do czytania i komentowania :)
Mam nadzieję, że nie zrazicie się do mojej twórczości bo fragmencie + 18 jaki zaserwowałam na początku! :)
Peace&Love.