W
tym samym momencie samochód Jareda jak i Shannona zaparkował
pod domem ich matki. Modliłam się w duchu aby żaden z nich nie
zaczął kłótni a co gorsza bójki. To nie był
odpowiedni moment, czas no i miejsce. Zabierając z tylnego siedzenia
zapakowany prezent i torebkę, opuściłam pojazd i skierowałam się
w stronę bruneta, aby się z nim przywitać. Delikatnie cmoknęłam
jego policzek i posłałam szczery uśmiech.
-Miło
Cię znów widzieć, Lizzie.
-Ciebie
również. Mocno się na niego jeszcze wkurzasz? - Kiwnęłam
głową w stronę Jareda, który zamykał samochód, a
następnie skierował kroki w naszą stronę.
-A
jak myślisz?
-Wchodzimy
do środka Elizabeth, czy masz zamiar tak tu stać? Ah cześć
Shannon. - Rzucił na końcu młodszy z braci i zawiesił na mnie
wzrok. Pokręciłam niezauważalnie głową i westchnęłam. Jak ja
miałam się czuć? Mój chłopak i przyjaciel, gdyby mogli
pozabijaliby się.. Znaczy, jeden z nich zabiłby drugiego, a ja nic
nie mogłam zrobić! Bo nie zależnie po której stanęłabym
stronie, było by źle, bo ta druga osoba miałaby mi to za złe.
-Nie
udawaj miłego, Jared bo to żałosne. Powinienem Ci teraz dać w
mordę, ale wiem, że gdybym to teraz zrobił, sprawił bym przykrość
matce. Spokojnie, nie ciesz się na zapas, bo będzie jeszcze okazja.
- Jay nie zdążył nic nawet odpowiedzieć, bo mężczyzna zostawił
nas samych. Zawsze pełen ciętych ripost Jared, chyba nawet nie
wiedział co miał odpowiedzieć.
-Chodź,
Constance już na nas czeka. - Złapałam go za rękę i delikatnie
się uśmiechając miarowym krokiem powędrowałam do wejścia.
Kobieta
chyba miała już w zwyczaju, że zawsze witając się ze mną
musiała mnie wyściskać i wycałować. Oczywiście nie miałam nic
przeciwko, to było bardzo miłe z jej strony, i zdarzało się, że
jej za to po prostu dziękowałam, gdy byłyśmy same. To dziwne tak,
ale gdy straciło się matkę mając kilkanaście lat, takie
matczyne, przyjazne gesty były rozczulające.
-Oh,
naprawdę nie musieliście! Mówiłam Jaredowi, że żadnych
prezentów od Was nie chcę, i liczy się Wasza obecność.
-To
tylko taki symboliczny podarunek, mamo. Chcieliśmy sprawić Ci
trochę radości, kiedy już sobie pójdziemy, w końcu nie
będziemy obecni cały czas.
-Już
się nie wymądrzaj! - Kobieta przytuliła do siebie syna, po czym
wszyscy przeszliśmy do jadalni, gdzie czekał już Shannon. Na
przystawionym stole stało pełno przysmaków, wykonanych
własnoręcznie przez panią Leto, trzeba było przyznać, że była
wspaniałą kucharką i można powiedzieć, że cukiernikiem. Bardzo
często gdy nas odwiedzała zabierała ze sobą wiele pyszności.
Wtedy nie liczyły się kalorie, i to że pójdzie w boczki.
-Dlaczego
się nam tak przyglądasz? - Skierował pytanie do kobiety starszy z
braci, wskazując na siebie i swojego brata.
-Bo
ze sobą nie rozmawiacie? Znam Was chłopcy i wiem, że to nie wróży
nic dobrego.
-Panowie
mają odmienne zdanie, co do kwestii związanych z nową płytą i
się ostatnio trochę posprzeczali. - Zaczęłam szybko mówić,
zanim którykolwiek z nich zdążył coś odpowiedzieć, aby
nie palnęli czegoś głupiego, bo tego brakowało, aby matka
zadręczała się ich wojną.
-Jak
dzieci.. Opowiadałam Ci Elizabeth, jak zachowywali się gdy się
pokłócili jak byli mali, prawda?
-Tak,
bardzo zabawna historia.
-Mamoooo!
Proszę, tylko nie historie z naszego dzieciństwa. - Po pokoju
rozszedł się zrezygnowany jęk Jareda, ledwo powstrzymałam chichot
gdy zobaczyłam jego minę.
-Przestań
mi marudzić. Elizabeth na pewno z chęcią posłucha.
-Oczywiście,
jestem bardzo ciekawa czy byłeś grzecznym chłopcem. - Posłałam
mu słodki uśmiech odstawiając na talerzyk filiżankę po kawie.
-Jared,
kochanie bądź tak dobry i przynieś z biblioteczki album z waszymi
zdjęciami. - Oh ta mina, mówiąca: Nigdy w życiu! Już wolę
żebyście mnie pod sufitem powiesili niż to! Bezcenne.
-Jared?
Posłuchaj mamy i to zrób. - Wsparłam Constance w
przekonywaniu mężczyzny do zrobienia tego i zaśmiałam się
słysząc stłumiony śmiech Shannona, który siedział w
spokoju popijając kawę i obracając w dłoni swój telefon.
Kłótliwa
i napięta atmosfera między braćmi szybko się ulotniła, gdy
zaczęli wspominać czasy jak byli dziećmi. Szczególnie
ciekawa i zabawna była historia, gdy Shannon miał zostać z bratem
i go przypilnować bo Constance musiała na chwilę wyjść. Chłopcy
mieli wtedy 7 i 6 lat. Jared zaczął płakać, a brat nie potrafił
go uspokoić więc dał mu farbki. Mama Leto przeżyła niezły szok
gdy wróciła do domu, a cała ściana w przedpokoju była w
kwiatkach, samolocikach i bliżej nie określonych wzrokach.
-Nie
moja wina, że temu głupkowi ciężko było wytłumaczyć co to
kartka papieru! - Zbuntował się Shannon na co wszyscy
zareagowaliśmy śmiechem.
-Ale
Ty też nie byłeś bez winy. Połowa malunków należała do
Ciebie.
-Bo
Ty nie umiałeś tego namalować, a nie chciałem, żebyś znowu
ryczał..To była taktyka mistrza na uspokojenie beczącego dziecka.
-Taktyka
mistrza?! Braciszku z całego serca współczuję Twoim
przyszłym dzieciom takiego ojca. - Jay chyba szykował się aby
powiedzieć coś jeszcze ale po pokoju rozniósł się dźwięk
dzwonka do drzwi. Constance wstała od stołu i delikatnie się do
nas uśmiechnęła widocznie tym faktem zdziwiona, bo chyba nie
spodziewała się gości. Po nie długiej chwili z przedpokoju doszły
nas dwa głosy.. Kobiecy wiadomo do kogo należał, ale ten drugi?
-Ciekawe
kogo przywiało. - Mruknął Jared wpatrując się w kierunku wyjścia
z salonu czy aby ktoś się nie zbliżał.
-Znam
te głos.. Jay, jak się nazywał ten sąsiad Twojej mamy? Dawid?
Daniel? Poznaliśmy go ostatnio.
-Daniel.
-No,no
mamuśka znalazła sobie chłopaka? - Shannon posłał nam rozbawione
spojrzenie, ale uśmiech mu zrzedł kiedy Jared posłał mu karcące
spojrzenie.
-Który
mógłby być naszym młodszym bratem. - Powiedział z
naciskiem na młodszym i znów spojrzał w stronę skąd
dochodziła rozmowa. Widząc minę Shannona, który prawie
zadławił się kawą miałam ochotę się roześmiać, jednak raczej
nie wypadało. Wzruszyłam jedynie ramionami gdy na mnie spojrzał i
delikatnie się uśmiechnęłam. Głosy stały się coraz
donośniejsze, i już po chwili w salonie pojawiła się Constance ze
swoim gościem, szczerzącym się, jak głupi do sera.
-Kochani,
nie będziecie mieć nic przeciwko jeśli Daniel zostanie z nami na
chwilkę? - Spojrzałam ukradkiem na Jareda, chcąc wybadać jego
reakcję, który wzruszył tylko ramionami i stwierdził, że
mu to obojętne. - Ah, zapomniałabym. Wy się jeszcze nie znacie. -
Kobieta spojrzała na swojego starszego syna, a następnie na gościa.
- Shannon poznaj to jest Daniel, mój sąsiad, Danielu mój
starszy syn.
-Miło
mi poznać. - Shannon zmierzył chłopaka wzrokiem i lekko uścisnął
jego dłoń.
-Mi
również. - Nie wiem dlaczego, jednak miałam wrażenie, że
Shannon nie zbyt ufnie podchodził do owego chłopaka. Moje pierwsze
spotkanie z gościem Constance nie trwało długo, więc nie mogłam
oceniać go po pozorach, tak jak nie ocenia się książki po
okładce, jednak szczerze mówiąc nie wydawał mi się w pełni
normalny, jakkolwiek to brzmiało.
-Gdybym
wiedział, że ma pani gości przyszedłbym później,
naprawdę.
-Ależ,
w niczym nie przeszkadzasz Danielu.
Kobieta
przez chwilę prowadziła krótką rozmowę z owym Danielem.
Ani Jared, ani Shannon i oczywiście ja, nie udzielaliśmy się.
Bracia posyłali sobie jedynie pytające spojrzenia.
-Bardzo
ładnie wyglądasz, Elizabeth.. Elizabeth, prawda? Dobrze pamiętam?
- Ocknęłam się z zamyślenia słysząc pytanie skierowane do mojej
osoby. Spojrzałam na chłopaka i blado się uśmiechnęła.
-Tak,
Elizabeth. I dziękuje.
-Nie
ma za co, trzeba komplementować piękne kobiety. - Tak, no co ty nie
powiesz. Nawet w obecności ich facetów? Przeszło mi przez
myśl. Jared ścisnął mocniej moją dłoń, którą trzymał
na swoim kolanie i ot tak, a może, żeby uświadomić coś Danielowi
musnął ustami mój policzek.
-Czym
się zajmujesz, Daniel?
-Studiuję
na tutejszym uniwersytecie stosunki międzynarodowe. - Odpowiedział
brunet na pytanie młodszego Leto, i jakby ignorując to, że może
mężczyzna ma zamiar kontynuować z nim rozmowę, zwrócił
się do mnie. - A Ty, Elizabeth co studiujesz? Tak młodo wyglądasz,
że nie możesz być już po studiach. - Co on się tak uparł?
Naprawdę dziwnie się czułam, gdy prawie obcy człowiek odzywał
się do mnie w ten sposób.
-Dziennikarstwo,
jestem na 3 roku.
-To
wspaniale, gdy mieszkałem w Nowym Yorku, też byłem na
dziennikarstwie, jednak.. wydarzyło się kilka rzeczy i znalazłem
się tutaj.
-Fascynująca
historia. - Mruknął Jared, choć wydawać by się mogło, że
usłyszeli go wszyscy. Mama Leto posłała mu karcące spojrzenie i
wstała od stołu.
-Zaparzę
herbaty, dzieci.
Po
wyjściu kobiety w pokoju zapanowała głucha cisza. Shannon pisał
coś na telefonie, Jared nerwowo bawił się filiżanką co rusz
spoglądając na Daniela, który wpatrzony był we mnie jak w
obrazek. A nie mówiłam, że ten człowiek nie był w pełni
normalny?
Podczas
dalszej części wieczoru, atmosfera nieco się zmieniła, jednak
nadal chwilami czułam się bardzo nieswojo. Szczególnie, gdy
Daniel próbował rozmawiać tylko ze mną, nie zwracał uwagi
na resztę osób w pomieszczeniu, na pytania kierowane do jego
osoby. Oczywiście to można było jakoś przeżyć, gorzej było z
masą komplementów nie zawsze odpowiednich i nie na miejscu.
Strasznie dziwiło mnie dlaczego Constance tak go lubiła i
wychwalała, chociaż z drugiej strony w jej obecności, mógł
zachowywać się inaczej. Nie ważne, ja na pewno nie zamierzam
wchodzić w nim w jakiekolwiek koleżeńskie relacje.
-Będziemy
się już zbierać, późno już. Lizzy ma jutro zajęcia. -
Jared zmienił temat z sadzonek róż, który nie
wszystkich interesował i ciepło uśmiechnął się do swojej matki.
-Dziękuje,
że byliście.
-Cała
przyjemność po naszej stronie, proszę pani.
-Oh,
Elizabeth kochanie, mów mi po imieniu.
-Dobrze,
Constance.
-No,
od razu lepiej. Kiedy teraz mnie odwiedzicie?
-Postaramy
się jak najszybciej. - Rozmowa przeniosła się do przedsionka,
gdzie znajdowały się nasze rzeczy. Ubrałam szpilki, a Jared
przytrzymał moją skórzaną kurtkę, wzięłam do ręki
kopertówkę i podeszłam do kobiety aby się z nią pożegnać.
Obdarowałam ją delikatnym uściskiem, tak jak Shannona. Czekałam
tylko na mojego mężczyznę, który szeptał coś do matki. W
małym pomieszczeniu jak znikąd pojawił się jeszcze Daniel.
-Miło
było Was znowu spotkać i porozmawiać.- Kiwnęłam głową i lekko
się uśmiechnęłam. Wyciągnęłam w kierunku chłopaka dłoń aby
się z nim pożegnać, w końcu tego wymagały pewne zasady. Ten
jednak zamiast ująć ją, pochylił się i złożył na niej
delikatny pocałunek. - Do miłego zobaczenia. - Nie wiedząc jak w
takiej sytuacji zareagować odszukałam wzrokiem Jay'a i złapałam
jego dłoń. Rzuciliśmy krótkie „Dobranoc” i po chwili
siedzieliśmy w samochodzie.
Droga
powrotna do domu zeszła nam na rozmowie o tym dziwnym człowieku
imieniem Daniel. Jared wyraził swoje niezadowolenie i mieszane
uczucia co do niego, a ja je w pełni poparłam. Temat zakończył
się z chwilą, gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu. Leto zajął się
czymś w kuchni, a ja poszłam na górę wziąć szybki
prysznic. Odświeżona, odprężona w piżamie składającej się z
krótkich spodenek i koszulki zeszłam do salonu. Wzięłam z
półeczki książkę, którą nie dawno zaczęłam
czytać, a był to „Sklepik z marzeniami” Stephena Kinga i
usiadłam wygodnie w fotelu. Skupiając się na fabule, nie zwróciłam
uwagi na krzątanie po kuchni i dochodzące stamtąd różne
dźwięki.
Nie
zdawałam sobie ile czasu minęło, czy było to dziesięć minut czy
godzina, jednak niespodziewanie czynność, którą wykonywałam
została mi przerwana przez natarczywe dłonie Jareda, wędrujące po
moich ramionach i dekolcie.
-Co,
ty wyprawiasz? - Spojrzałam w górę, za fotelem stał nikt
inny jak Jay i szeroko się uśmiechał.
-Trochę
mi się nudzi.
-To
coś porób? Nie wiem, książkę poczytaj, poodpowiadaj fanom
na twitterze, sprawdź czy Cię nie ma w kuchni..
-Nie,
nie, nie... - Przeciągłe mruknięcie wprost do mojego ucha, i usta
na szyi. Westchnęłam cichutko i zachichotałam, domyślałam jak to
może się skończyć.
-Więc
mi nie przeszkadzaj, czytam. - Posłałam mężczyźnie buziaka w
powietrzu i wróciłam do tekstu. Dłonie zniknęły, myślałam,
że będę miała święty spokój, te jednak pojawiły się z
powrotem, z tą różnicą, że tym razem Leto stał już
przede mną lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Przykro
mi bardzo, kochanie.. ale nie mogę Ci dać spokoju, mam ochotę Ci
troszeczkę poprzeszkadzać. - Wyjął książkę z moich dłoni i
odłożył ją na stolik. Po moim ciele przeszedł dreszcz, gdy
poczułam ciepły dotyk dłoni mężczyzny przemieszczający się od
kolana, w górę, i z powrotem. Jared „wisiał” nade mną z
zawadiackim uśmieszkiem. Patrzyliśmy sobie w oczy, jakby chcąc
sprawdzić, kto wytrzyma dłużej. Nagle zaczęłam chichotać i
wiercić się na fotelu, tylko nie to! Dobrze wiedział, że na
brzuchu mam łaskotki i zawsze to wykorzystywał!
-Jaaaaaared!
Proszę! - Początkowo spokojny chichot przekształcił się w głośny
śmiech, a pana Leto najwidoczniej nic nie interesowało, bo nie
przestawał tylko widać było radosne iskierki w jego wielkich
błękitnych oczach. Nie ma tak dobrze. Jakimś sposobem udało mi
się wydostać i zostawiając go oszołomionego moim nagłym
zniknięciem uciekłam do kuchni, która była połączona z
salonem, a oby dwa pomieszczenia oddzielała jedynie tak zwana wyspa.
Na moje nieszczęście mężczyzna pojawił się tam niedługo po
mnie.
-Masz
zamiar bawić się w kotka i myszkę?
-Może
tak, może nie. Nie dam ci się złapać, panie Leto. - Puściłam mu
oczko i spojrzałam w stronę, z której przybywał aby móc
uciec, tak jak mówiłam, nie miałam zamiaru dać się złapać.
Jak dzieci krążyliśmy po kuchni, mijając się i uciekając przed
sobą. Aby przeszkodzić mężczyźnie przewróciłam krzesło,
które z hukiem upadło na podłogę, w tym czasie pobiegłam
na schody, mając na celu sypialnie i zamknięcie się w niej.
Cieszyłam się, że jak na ten moment zgubiłam Jareda, ale moja
radość nie mogła trwać wiecznie. Idąc na schodach odwróciłam
się, chcąc sprawdzić jak idzie mojemu można powiedzieć
przeciwnikowi i wtedy niefortunnie upadłam potykając się o własne
stopy. Upadek był nie bolesny i bez ran, tyle, że w tym czasie Leto
zdążył do mnie dobiec, co równało się z moją przegraną.
Popatrzył na mnie i pokręcił głową.
-
Jesteś cała i zdrowa, ale Cię złapałem.. Należy mi się
nagroda. - Klęknął obok mnie i namiętnie pocałował. Bez namysłu
oddałam pieszczotę, zarzucając jedną dłoń na szyję mężczyzny.
Drugą podparłam się o schodę, aby nie wyrżnąć głową i
zaczęłam cichutko mruczeć, kiedy moja koszulka znalazła się w
bliżej nie określonym dla mnie miejscu. Chciałam coś powiedzieć,
ale zostało mi to uniemożliwione kolejnym, natarczywym pocałunkiem.
Jared kolanem rozsunął moje nogi i usadowił się między nimi.
Zjechał pocałunkami dekolt, piersi. Podgryzał je zębami, językiem
drażniąc sutki na co reagowałam ciągiem westchnięć i jęków.
Szarpnęłam za włosy mężczyzny, gdy chciał się odsunąć, i
uśmiechnęłam się widząc jego wzrok. Jared miał na sobie jedynie
spodnie, a pod nimi bokserki, więc nie sprawiło mi wiele trudności
pozbycie się jego garderoby. Stopą zsunęłam z jego tyłka jeansy,
i przejechałam paznokciem po pośladku mężczyzny. Ta zabawa nie
miała trwać długo. Byliśmy nadzy, wkoło było ciemno, nasze
ciała dzieliły zaledwie setne milimetra. Stłumiłam jęk
pocałunkiem, kiedy członek mężczyzny znalazł się w moim
wnętrzu. Wtuliłam się w Jareda, poruszając biodrami w jego
rytmie. Znaczenia nie miało to, że byliśmy na schodach, że
wbijały się one boleśnie w moje plecy, że mogły być niewygodne.
Ja i on. Razem, w tej chwili. To było najważniejsze. Nasza
bliskość, i uczucia, które sobie w ten sposób
przekazywaliśmy. Jared przyspieszał, po czym zwalniał, aby
spojrzeć z czułością w moje oczy, ucałować kąciki ust i
uśmiechnąć się. W powietrzu unosiły się nasze szepty, mówiące
o tym jak bardzo się kochamy. Może zabrzmi to dziwnie, ale byliśmy
zsynchronizowani jak w zegarku, w jednym momencie nasze mięśnie
zaczęły się naprężać, serca pędziły jak oszalałe, oddechy
się urywały. Krzyk. Nasienie mężczyzny wypełniło moje wnętrze.
Z uśmiechem opadłam w jego ramiona. Jared przytulił mnie do siebie
i złożył krótki pocałunek na czole.
-
Schody, tego jeszcze nie było. - Zaśmiał się, na co zareagowałam
tym samym. Faktycznie, może czasem zdarzało nam się zatrzymać na
chwilę w tym miejscu, ale potem przenosiliśmy się w inne miejsca.
Zawsze musi być ten pierwszy raz.
-Jesteś
szalony, panie Leto. - Odparłam i głośno ziewnęłam. Jay słysząc
i widząc to szybko wstał wziął mnie na ręce i skierował się na
górę.
-Idziemy
spać, księżniczko.- Oplotłam dłońmi jego szyję i muskałam ją
delikatnie ustami, a na twarzy malował mi się szeroki uśmiech.
Wiem, że dużo czasu minęło.. Ale ze mną to jest tak, że mam wiele pomysłów, wizji ale brak czasu, motywacji i weny aby to wszystko przelać do worda.. Eh, nie będę mówić nic więcej.
Jeśli ktoś to jeszcze w ogóle czyta, to pozdrawiam.
Alka :)