czwartek, 11 kwietnia 2013

#11


    W tym samym momencie samochód Jareda jak i Shannona zaparkował pod domem ich matki. Modliłam się w duchu aby żaden z nich nie zaczął kłótni a co gorsza bójki. To nie był odpowiedni moment, czas no i miejsce. Zabierając z tylnego siedzenia zapakowany prezent i torebkę, opuściłam pojazd i skierowałam się w stronę bruneta, aby się z nim przywitać. Delikatnie cmoknęłam jego policzek i posłałam szczery uśmiech.
-Miło Cię znów widzieć, Lizzie.
-Ciebie również. Mocno się na niego jeszcze wkurzasz? - Kiwnęłam głową w stronę Jareda, który zamykał samochód, a następnie skierował kroki w naszą stronę.
-A jak myślisz?
-Wchodzimy do środka Elizabeth, czy masz zamiar tak tu stać? Ah cześć Shannon. - Rzucił na końcu młodszy z braci i zawiesił na mnie wzrok. Pokręciłam niezauważalnie głową i westchnęłam. Jak ja miałam się czuć? Mój chłopak i przyjaciel, gdyby mogli pozabijaliby się.. Znaczy, jeden z nich zabiłby drugiego, a ja nic nie mogłam zrobić! Bo nie zależnie po której stanęłabym stronie, było by źle, bo ta druga osoba miałaby mi to za złe.
-Nie udawaj miłego, Jared bo to żałosne. Powinienem Ci teraz dać w mordę, ale wiem, że gdybym to teraz zrobił, sprawił bym przykrość matce. Spokojnie, nie ciesz się na zapas, bo będzie jeszcze okazja. - Jay nie zdążył nic nawet odpowiedzieć, bo mężczyzna zostawił nas samych. Zawsze pełen ciętych ripost Jared, chyba nawet nie wiedział co miał odpowiedzieć.
-Chodź, Constance już na nas czeka. - Złapałam go za rękę i delikatnie się uśmiechając miarowym krokiem powędrowałam do wejścia.
Kobieta chyba miała już w zwyczaju, że zawsze witając się ze mną musiała mnie wyściskać i wycałować. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, to było bardzo miłe z jej strony, i zdarzało się, że jej za to po prostu dziękowałam, gdy byłyśmy same. To dziwne tak, ale gdy straciło się matkę mając kilkanaście lat, takie matczyne, przyjazne gesty były rozczulające.
-Oh, naprawdę nie musieliście! Mówiłam Jaredowi, że żadnych prezentów od Was nie chcę, i liczy się Wasza obecność.
-To tylko taki symboliczny podarunek, mamo. Chcieliśmy sprawić Ci trochę radości, kiedy już sobie pójdziemy, w końcu nie będziemy obecni cały czas.
-Już się nie wymądrzaj! - Kobieta przytuliła do siebie syna, po czym wszyscy przeszliśmy do jadalni, gdzie czekał już Shannon. Na przystawionym stole stało pełno przysmaków, wykonanych własnoręcznie przez panią Leto, trzeba było przyznać, że była wspaniałą kucharką i można powiedzieć, że cukiernikiem. Bardzo często gdy nas odwiedzała zabierała ze sobą wiele pyszności. Wtedy nie liczyły się kalorie, i to że pójdzie w boczki.
-Dlaczego się nam tak przyglądasz? - Skierował pytanie do kobiety starszy z braci, wskazując na siebie i swojego brata.
-Bo ze sobą nie rozmawiacie? Znam Was chłopcy i wiem, że to nie wróży nic dobrego.
-Panowie mają odmienne zdanie, co do kwestii związanych z nową płytą i się ostatnio trochę posprzeczali. - Zaczęłam szybko mówić, zanim którykolwiek z nich zdążył coś odpowiedzieć, aby nie palnęli czegoś głupiego, bo tego brakowało, aby matka zadręczała się ich wojną.
-Jak dzieci.. Opowiadałam Ci Elizabeth, jak zachowywali się gdy się pokłócili jak byli mali, prawda?
-Tak, bardzo zabawna historia.
-Mamoooo! Proszę, tylko nie historie z naszego dzieciństwa. - Po pokoju rozszedł się zrezygnowany jęk Jareda, ledwo powstrzymałam chichot gdy zobaczyłam jego minę.
-Przestań mi marudzić. Elizabeth na pewno z chęcią posłucha.
-Oczywiście, jestem bardzo ciekawa czy byłeś grzecznym chłopcem. - Posłałam mu słodki uśmiech odstawiając na talerzyk filiżankę po kawie.
-Jared, kochanie bądź tak dobry i przynieś z biblioteczki album z waszymi zdjęciami. - Oh ta mina, mówiąca: Nigdy w życiu! Już wolę żebyście mnie pod sufitem powiesili niż to! Bezcenne.
-Jared? Posłuchaj mamy i to zrób. - Wsparłam Constance w przekonywaniu mężczyzny do zrobienia tego i zaśmiałam się słysząc stłumiony śmiech Shannona, który siedział w spokoju popijając kawę i obracając w dłoni swój telefon.
Kłótliwa i napięta atmosfera między braćmi szybko się ulotniła, gdy zaczęli wspominać czasy jak byli dziećmi. Szczególnie ciekawa i zabawna była historia, gdy Shannon miał zostać z bratem i go przypilnować bo Constance musiała na chwilę wyjść. Chłopcy mieli wtedy 7 i 6 lat. Jared zaczął płakać, a brat nie potrafił go uspokoić więc dał mu farbki. Mama Leto przeżyła niezły szok gdy wróciła do domu, a cała ściana w przedpokoju była w kwiatkach, samolocikach i bliżej nie określonych wzrokach.
-Nie moja wina, że temu głupkowi ciężko było wytłumaczyć co to kartka papieru! - Zbuntował się Shannon na co wszyscy zareagowaliśmy śmiechem.
-Ale Ty też nie byłeś bez winy. Połowa malunków należała do Ciebie.
-Bo Ty nie umiałeś tego namalować, a nie chciałem, żebyś znowu ryczał..To była taktyka mistrza na uspokojenie beczącego dziecka.
-Taktyka mistrza?! Braciszku z całego serca współczuję Twoim przyszłym dzieciom takiego ojca. - Jay chyba szykował się aby powiedzieć coś jeszcze ale po pokoju rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Constance wstała od stołu i delikatnie się do nas uśmiechnęła widocznie tym faktem zdziwiona, bo chyba nie spodziewała się gości. Po nie długiej chwili z przedpokoju doszły nas dwa głosy.. Kobiecy wiadomo do kogo należał, ale ten drugi?
-Ciekawe kogo przywiało. - Mruknął Jared wpatrując się w kierunku wyjścia z salonu czy aby ktoś się nie zbliżał.
-Znam te głos.. Jay, jak się nazywał ten sąsiad Twojej mamy? Dawid? Daniel? Poznaliśmy go ostatnio.
-Daniel.
-No,no mamuśka znalazła sobie chłopaka? - Shannon posłał nam rozbawione spojrzenie, ale uśmiech mu zrzedł kiedy Jared posłał mu karcące spojrzenie.
-Który mógłby być naszym młodszym bratem. - Powiedział z naciskiem na młodszym i znów spojrzał w stronę skąd dochodziła rozmowa. Widząc minę Shannona, który prawie zadławił się kawą miałam ochotę się roześmiać, jednak raczej nie wypadało. Wzruszyłam jedynie ramionami gdy na mnie spojrzał i delikatnie się uśmiechnęłam. Głosy stały się coraz donośniejsze, i już po chwili w salonie pojawiła się Constance ze swoim gościem, szczerzącym się, jak głupi do sera.
-Kochani, nie będziecie mieć nic przeciwko jeśli Daniel zostanie z nami na chwilkę? - Spojrzałam ukradkiem na Jareda, chcąc wybadać jego reakcję, który wzruszył tylko ramionami i stwierdził, że mu to obojętne. - Ah, zapomniałabym. Wy się jeszcze nie znacie. - Kobieta spojrzała na swojego starszego syna, a następnie na gościa. - Shannon poznaj to jest Daniel, mój sąsiad, Danielu mój starszy syn.
-Miło mi poznać. - Shannon zmierzył chłopaka wzrokiem i lekko uścisnął jego dłoń.
-Mi również. - Nie wiem dlaczego, jednak miałam wrażenie, że Shannon nie zbyt ufnie podchodził do owego chłopaka. Moje pierwsze spotkanie z gościem Constance nie trwało długo, więc nie mogłam oceniać go po pozorach, tak jak nie ocenia się książki po okładce, jednak szczerze mówiąc nie wydawał mi się w pełni normalny, jakkolwiek to brzmiało.
-Gdybym wiedział, że ma pani gości przyszedłbym później, naprawdę.
-Ależ, w niczym nie przeszkadzasz Danielu.
Kobieta przez chwilę prowadziła krótką rozmowę z owym Danielem. Ani Jared, ani Shannon i oczywiście ja, nie udzielaliśmy się. Bracia posyłali sobie jedynie pytające spojrzenia.
-Bardzo ładnie wyglądasz, Elizabeth.. Elizabeth, prawda? Dobrze pamiętam? - Ocknęłam się z zamyślenia słysząc pytanie skierowane do mojej osoby. Spojrzałam na chłopaka i blado się uśmiechnęła.
-Tak, Elizabeth. I dziękuje.
-Nie ma za co, trzeba komplementować piękne kobiety. - Tak, no co ty nie powiesz. Nawet w obecności ich facetów? Przeszło mi przez myśl. Jared ścisnął mocniej moją dłoń, którą trzymał na swoim kolanie i ot tak, a może, żeby uświadomić coś Danielowi musnął ustami mój policzek.
-Czym się zajmujesz, Daniel?
-Studiuję na tutejszym uniwersytecie stosunki międzynarodowe. - Odpowiedział brunet na pytanie młodszego Leto, i jakby ignorując to, że może mężczyzna ma zamiar kontynuować z nim rozmowę, zwrócił się do mnie. - A Ty, Elizabeth co studiujesz? Tak młodo wyglądasz, że nie możesz być już po studiach. - Co on się tak uparł? Naprawdę dziwnie się czułam, gdy prawie obcy człowiek odzywał się do mnie w ten sposób.
-Dziennikarstwo, jestem na 3 roku.
-To wspaniale, gdy mieszkałem w Nowym Yorku, też byłem na dziennikarstwie, jednak.. wydarzyło się kilka rzeczy i znalazłem się tutaj.
-Fascynująca historia. - Mruknął Jared, choć wydawać by się mogło, że usłyszeli go wszyscy. Mama Leto posłała mu karcące spojrzenie i wstała od stołu.
-Zaparzę herbaty, dzieci.
Po wyjściu kobiety w pokoju zapanowała głucha cisza. Shannon pisał coś na telefonie, Jared nerwowo bawił się filiżanką co rusz spoglądając na Daniela, który wpatrzony był we mnie jak w obrazek. A nie mówiłam, że ten człowiek nie był w pełni normalny?
Podczas dalszej części wieczoru, atmosfera nieco się zmieniła, jednak nadal chwilami czułam się bardzo nieswojo. Szczególnie, gdy Daniel próbował rozmawiać tylko ze mną, nie zwracał uwagi na resztę osób w pomieszczeniu, na pytania kierowane do jego osoby. Oczywiście to można było jakoś przeżyć, gorzej było z masą komplementów nie zawsze odpowiednich i nie na miejscu. Strasznie dziwiło mnie dlaczego Constance tak go lubiła i wychwalała, chociaż z drugiej strony w jej obecności, mógł zachowywać się inaczej. Nie ważne, ja na pewno nie zamierzam wchodzić w nim w jakiekolwiek koleżeńskie relacje.
-Będziemy się już zbierać, późno już. Lizzy ma jutro zajęcia. - Jared zmienił temat z sadzonek róż, który nie wszystkich interesował i ciepło uśmiechnął się do swojej matki.
-Dziękuje, że byliście.
-Cała przyjemność po naszej stronie, proszę pani.
-Oh, Elizabeth kochanie, mów mi po imieniu.
-Dobrze, Constance.
-No, od razu lepiej. Kiedy teraz mnie odwiedzicie?
-Postaramy się jak najszybciej. - Rozmowa przeniosła się do przedsionka, gdzie znajdowały się nasze rzeczy. Ubrałam szpilki, a Jared przytrzymał moją skórzaną kurtkę, wzięłam do ręki kopertówkę i podeszłam do kobiety aby się z nią pożegnać. Obdarowałam ją delikatnym uściskiem, tak jak Shannona. Czekałam tylko na mojego mężczyznę, który szeptał coś do matki. W małym pomieszczeniu jak znikąd pojawił się jeszcze Daniel.
-Miło było Was znowu spotkać i porozmawiać.- Kiwnęłam głową i lekko się uśmiechnęłam. Wyciągnęłam w kierunku chłopaka dłoń aby się z nim pożegnać, w końcu tego wymagały pewne zasady. Ten jednak zamiast ująć ją, pochylił się i złożył na niej delikatny pocałunek. - Do miłego zobaczenia. - Nie wiedząc jak w takiej sytuacji zareagować odszukałam wzrokiem Jay'a i złapałam jego dłoń. Rzuciliśmy krótkie „Dobranoc” i po chwili siedzieliśmy w samochodzie.

    Droga powrotna do domu zeszła nam na rozmowie o tym dziwnym człowieku imieniem Daniel. Jared wyraził swoje niezadowolenie i mieszane uczucia co do niego, a ja je w pełni poparłam. Temat zakończył się z chwilą, gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu. Leto zajął się czymś w kuchni, a ja poszłam na górę wziąć szybki prysznic. Odświeżona, odprężona w piżamie składającej się z krótkich spodenek i koszulki zeszłam do salonu. Wzięłam z półeczki książkę, którą nie dawno zaczęłam czytać, a był to „Sklepik z marzeniami” Stephena Kinga i usiadłam wygodnie w fotelu. Skupiając się na fabule, nie zwróciłam uwagi na krzątanie po kuchni i dochodzące stamtąd różne dźwięki.
Nie zdawałam sobie ile czasu minęło, czy było to dziesięć minut czy godzina, jednak niespodziewanie czynność, którą wykonywałam została mi przerwana przez natarczywe dłonie Jareda, wędrujące po moich ramionach i dekolcie.
-Co, ty wyprawiasz? - Spojrzałam w górę, za fotelem stał nikt inny jak Jay i szeroko się uśmiechał.
-Trochę mi się nudzi.
-To coś porób? Nie wiem, książkę poczytaj, poodpowiadaj fanom na twitterze, sprawdź czy Cię nie ma w kuchni..
-Nie, nie, nie... - Przeciągłe mruknięcie wprost do mojego ucha, i usta na szyi. Westchnęłam cichutko i zachichotałam, domyślałam jak to może się skończyć.
-Więc mi nie przeszkadzaj, czytam. - Posłałam mężczyźnie buziaka w powietrzu i wróciłam do tekstu. Dłonie zniknęły, myślałam, że będę miała święty spokój, te jednak pojawiły się z powrotem, z tą różnicą, że tym razem Leto stał już przede mną lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Przykro mi bardzo, kochanie.. ale nie mogę Ci dać spokoju, mam ochotę Ci troszeczkę poprzeszkadzać. - Wyjął książkę z moich dłoni i odłożył ją na stolik. Po moim ciele przeszedł dreszcz, gdy poczułam ciepły dotyk dłoni mężczyzny przemieszczający się od kolana, w górę, i z powrotem. Jared „wisiał” nade mną z zawadiackim uśmieszkiem. Patrzyliśmy sobie w oczy, jakby chcąc sprawdzić, kto wytrzyma dłużej. Nagle zaczęłam chichotać i wiercić się na fotelu, tylko nie to! Dobrze wiedział, że na brzuchu mam łaskotki i zawsze to wykorzystywał!
-Jaaaaaared! Proszę! - Początkowo spokojny chichot przekształcił się w głośny śmiech, a pana Leto najwidoczniej nic nie interesowało, bo nie przestawał tylko widać było radosne iskierki w jego wielkich błękitnych oczach. Nie ma tak dobrze. Jakimś sposobem udało mi się wydostać i zostawiając go oszołomionego moim nagłym zniknięciem uciekłam do kuchni, która była połączona z salonem, a oby dwa pomieszczenia oddzielała jedynie tak zwana wyspa. Na moje nieszczęście mężczyzna pojawił się tam niedługo po mnie.
-Masz zamiar bawić się w kotka i myszkę?
-Może tak, może nie. Nie dam ci się złapać, panie Leto. - Puściłam mu oczko i spojrzałam w stronę, z której przybywał aby móc uciec, tak jak mówiłam, nie miałam zamiaru dać się złapać. Jak dzieci krążyliśmy po kuchni, mijając się i uciekając przed sobą. Aby przeszkodzić mężczyźnie przewróciłam krzesło, które z hukiem upadło na podłogę, w tym czasie pobiegłam na schody, mając na celu sypialnie i zamknięcie się w niej. Cieszyłam się, że jak na ten moment zgubiłam Jareda, ale moja radość nie mogła trwać wiecznie. Idąc na schodach odwróciłam się, chcąc sprawdzić jak idzie mojemu można powiedzieć przeciwnikowi i wtedy niefortunnie upadłam potykając się o własne stopy. Upadek był nie bolesny i bez ran, tyle, że w tym czasie Leto zdążył do mnie dobiec, co równało się z moją przegraną. Popatrzył na mnie i pokręcił głową.
- Jesteś cała i zdrowa, ale Cię złapałem.. Należy mi się nagroda. - Klęknął obok mnie i namiętnie pocałował. Bez namysłu oddałam pieszczotę, zarzucając jedną dłoń na szyję mężczyzny. Drugą podparłam się o schodę, aby nie wyrżnąć głową i zaczęłam cichutko mruczeć, kiedy moja koszulka znalazła się w bliżej nie określonym dla mnie miejscu. Chciałam coś powiedzieć, ale zostało mi to uniemożliwione kolejnym, natarczywym pocałunkiem. Jared kolanem rozsunął moje nogi i usadowił się między nimi. Zjechał pocałunkami dekolt, piersi. Podgryzał je zębami, językiem drażniąc sutki na co reagowałam ciągiem westchnięć i jęków. Szarpnęłam za włosy mężczyzny, gdy chciał się odsunąć, i uśmiechnęłam się widząc jego wzrok. Jared miał na sobie jedynie spodnie, a pod nimi bokserki, więc nie sprawiło mi wiele trudności pozbycie się jego garderoby. Stopą zsunęłam z jego tyłka jeansy, i przejechałam paznokciem po pośladku mężczyzny. Ta zabawa nie miała trwać długo. Byliśmy nadzy, wkoło było ciemno, nasze ciała dzieliły zaledwie setne milimetra. Stłumiłam jęk pocałunkiem, kiedy członek mężczyzny znalazł się w moim wnętrzu. Wtuliłam się w Jareda, poruszając biodrami w jego rytmie. Znaczenia nie miało to, że byliśmy na schodach, że wbijały się one boleśnie w moje plecy, że mogły być niewygodne. Ja i on. Razem, w tej chwili. To było najważniejsze. Nasza bliskość, i uczucia, które sobie w ten sposób przekazywaliśmy. Jared przyspieszał, po czym zwalniał, aby spojrzeć z czułością w moje oczy, ucałować kąciki ust i uśmiechnąć się. W powietrzu unosiły się nasze szepty, mówiące o tym jak bardzo się kochamy. Może zabrzmi to dziwnie, ale byliśmy zsynchronizowani jak w zegarku, w jednym momencie nasze mięśnie zaczęły się naprężać, serca pędziły jak oszalałe, oddechy się urywały. Krzyk. Nasienie mężczyzny wypełniło moje wnętrze. Z uśmiechem opadłam w jego ramiona. Jared przytulił mnie do siebie i złożył krótki pocałunek na czole.
- Schody, tego jeszcze nie było. - Zaśmiał się, na co zareagowałam tym samym. Faktycznie, może czasem zdarzało nam się zatrzymać na chwilę w tym miejscu, ale potem przenosiliśmy się w inne miejsca. Zawsze musi być ten pierwszy raz.
-Jesteś szalony, panie Leto. - Odparłam i głośno ziewnęłam. Jay słysząc i widząc to szybko wstał wziął mnie na ręce i skierował się na górę.
-Idziemy spać, księżniczko.- Oplotłam dłońmi jego szyję i muskałam ją delikatnie ustami, a na twarzy malował mi się szeroki uśmiech.











Wiem, że dużo czasu minęło.. Ale ze mną to jest tak, że mam wiele pomysłów, wizji ale brak czasu, motywacji i weny aby to wszystko przelać do worda.. Eh, nie będę mówić nic więcej. 
Jeśli ktoś to jeszcze w ogóle czyta, to pozdrawiam. 
Alka :)