Jak
się domyślałam, Jared nie dowiedział się niczego w firmie
zajmującej się dostarczaniem kwiatów. Nie mogli oni wyjawiać
danych swoich klientów, ponieważ było to niezgodne z prawem.
Czyli nadal byliśmy w czarnym dołku. Kiedy wrócił do domu
wybiłam mu z głowy pomysł dzwonienia na policję. Co by im
powiedział? Niezidentyfikowany pojazd jechał za moją dziewczyną,
ale nie wie jaka to marka, model, nie zna numerów tablic, nie
widziała kierowcy? Aha, i ktoś wysłał anonimowo mojej dziewczynie
kwiaty, zróbcie coś z tym. Przecież by go wyśmiali. Nie
pomogło by nawet to, że powiedział by kim jest. Teraz chyba
musieliśmy czekać na rozwój albo zanik całej sytuacji. Cały
następny dzień spędziliśmy w domu na gotowaniu, oglądaniu
głupkowatych programów telewizyjnych i rozmowach. Jednak
nieprzyjemny temat pojawił się, kiedy chciałam jechać na
uczelnię. Leto uparł się, że samej mnie nie puści, że co jeśli
tamto się powtórzy, że bezpieczniej będzie gdy on mnie tam
zawiezie. Z nim nie można się kłócić, jak się uprze nie
odpuszcza. I po co mu to było? Nigdzie nie zauważyłam
brązowoczarnego samochodu, żadnego podejrzanego osobnika, nic.
-Mówiłam, że nic
mi się nie stanie jak pojadę sama. - Odparłam gdy już wracaliśmy
do domu, bawiąc się telefonem.
-Przezorny zawsze
ubezpieczony, kochanie.
-Gdyby nie te kwiaty
naprawdę uważałabym, że to zwykły przypadek.
-Ale to nie przypadek,
zrozum to. I dopóki to się nie wyjaśni, będziesz pod moją
opieką. Żadnych samych wyjazdów i wyjść.
-Jeśli chcesz się
zabawić w Pana i Władcę, wystarczy powiedzieć. - Zaczęłam się
śmiać i posłałam mężczyźnie oczko. Chyba każdy głupi
doszukałby się w mojej wypowiedzi drugiego dna. Chciałam po prostu
zluzować atmosferę. Ile można się zamartwiać?
-Wezmę to pod uwagę. -
Oho, teraz tylko brakowało aby pojechał do sklepu po jakieś
kajdanki, pejcze czy inne gadżety. Jared trzymał kierownicę jedną
ręką, drugą położył na moim udzie delikatnie je gładząc.
Znałam go na tyle dobrze, iż wiedziałam, że gdybym miała na
sobie spódniczkę, jego dłoń już znajdowałaby się pod
nią. - Sądzę, że musimy się na chwilę zatrzymać. - Cichy głos
Jared i gwałtowny zakręt w lewo. Po krótkiej i szybkiej
jeździe znaleźliśmy się na jakimś zupełnym pustkowiu. Było to
coś przypominające parking, ale strasznie zarośnięte i puste, a w
tle widać było zniszczony budynek kiedyś istniejącej fabryki.
Plusem jeepa Jareda było to, że był duży i przestronny. Nie
musiał długo czekać, gdyż trochę się pokręciłam i usiadłam
na jego kolanach. Dłonie włożyłam pod koszulkę mężczyzny
jednocześnie muskając ustami skórę na jego szyi. Spojrzał
mi w oczy i oplótł mnie w pasie wpijając z czułością w
moje usta. Nie dało się zignorować jego szaleństw językiem po
moim podniebieniu dlatego po chwili oddałam pocałunek z całą mocą
się w niego angażując. Jared całował mnie zapalczywie,
upewniając się, że nie przegapił żadnego miejsca na moich
ustach. Nagle odepchnął mnie gwałtownie na szerokość ramion
wpatrując się w moją twarz. Czyżby się rozmyślił? Nie możliwe.
Włożył ręce pod moją
koszulkę przejeżdżając po linii kręgosłupa. Jego dłonie były
chłodne, przez co do dreszczyku podniecenia dołączyła gęsia
skórka. Gdy zacisnął pięść na mojej piersi zasyczałam
cicho. Oparłam się głową o kierownicę pozwalając mu na
pieszczotę moich sutków. Zamknęłam oczy odpływając w
świat przyjemności. Siedziałam na jego kolanach i czułam jak
spodnie w miejscu krocza zaczynają 'pęcznieć'. Z ust wydobywały
mi się ciche pomrukiwania. Co jak co miejsca mogło być więcej,
ale czy nam to przeszkadzało? Skądże. Nie wytrzymując tego
napięcia wyprostowałam się się i znowu zaczęłam całować usta
młodszego Leto. Zsunęłam jego dżinsową kurtkę, dłoń z
powrotem wkładając pod koszulkę i na klatce mężczyzny rysując
wzorki. Drugą ręką zacisnęłam wybrzuszenie w jego spodniach, na
co on zareagował cichym mruknięciem. Przyciągnął mnie do siebie
najmocniej jak się dało, dłonie zaciskając na pośladkach. Moją
bieliznę momentalnie zalała fala wilgoci. Z uśmiechem wpiłam się
zębami w delikatną skórę na jego szyi. Poruszałam lekko
biodrami tak, że ocierałam się o jego nabrzmiały członek. Jared
westchnął ciężko. Jakimś cudem rozpięłam jego spodnie i
przejechałam po pełnych bokserkach. Z dozą onieśmielenia
obserwował moje ruchy. Włożyłam dłoń w majtki mężczyzny i
zacisnęłam ją na penisie. Dotykałam go najpierw powoli, potem
coraz energiczniej. Czułam jego gorący oddech na szyi i piersiach.
Nie przestając zabawiać się jego męskością pozbawiłam go
powietrza ponownie całując. To jaki był rozpalony, nieporadny
przez przyjemność, którą mu sprawiałam było cudowne.
Wiedziałam, że gdyby to było inne miejsce nie wytrzymałby i
rzucił się na mnie. Widziałam to w jego oczach, pełnych
błękitnych tęczówkach, które swoją drogą
uwielbiałam. Uśmiechnęłam się kokieteryjnie i ściągnęłam
swoją koszulkę. Atmosfera była tak gorąca, że ubrania nie były
potrzebne. Znowu kilka kręceń tyłeczkiem i znalazłam się na
tylnym siedzeniu, tam było zdecydowanie więcej miejsca, zachęciłam
go ruchem dłoni.
-Chyba, że się boisz. -
Szepnęłam, lustrując Jareda wzrokiem. Odpięłam guzik, następnie
zamek swoich spodni i powoli je zsunęłam. Widziałam jak próbował
się do mnie dostać, żeby podsycić go jeszcze bardziej polizałam
palce swojej dłoni przejeżdżając nimi po piersiach, aż po samo
podbrzusze. Oparłam się o szybę, czekając na jego ruch. W jednej
chwili znalazł się obok. Pocałował moje usta, szyję, dekolt,
omijając piersi, i znów wrócił do ust. Oplotłam
dłońmi jego kark i wessałam się w pełne usta mężczyzny. Nie
spostrzegłam, kiedy jego nabrzmiały członek znalazł się we mnie.
Poruszałam biodrami w tą i z powrotem.. Niewygoda przestała mieć
znaczenie, bez cienia krępacji pozwalałam sobie na ciche jęki za
każdym razem, gdy czułam, że jest już blisko mojego zaspokojenia.
Ruszaliśmy się w tym samym rytmie, byliśmy naturalnie zgrani. On
był mój, ja byłam jego. Odgarnęłam z czoła jego spoconą
grzywkę zaciskając dłonie na karku. To był ten moment, to mocne
szarpnięcie przesądziło o wszystkim. Krzyknęłam do jego ucha,
paznokcie wbijając w jego nagie pośladki. Jared szczytował w tym
samym czasie wydając z siebie jęk spełnienia. Mój kręgosłup
wygiął się, a ciało przylgnęło do jego. Mężczyzna objął
mnie mocno w pasie, jeszcze ze mnie nie wychodząc. Resztkami sił
muskałam jego usta, policzki, tors, a on bez słów gładził
moje włosy. Z uśmiechami na twarzach wpatrywaliśmy się w swoje
oczy.
-Chyba powinniśmy się
zbierać. - Szepnęłam, kiedy uspokoiłam swój oddech. Leto
jedynie posłał mi swój firmowy uśmiech numer 6 i podał mi
koszulkę, która wisiała na oparciu fotela.
-Jesteś niesamowita.
-Przestań, bo się
zarumienię! - Zachichotałam szybko nakładając na siebie
poszczególne części garderoby i nie patrząc na Jay'a.
-Rumień się do woli,
wyglądasz wtedy naprawdę uroczo.
-Jared! - Uderzyłam go
pięścią w ramie i podniosłam się do pozycji siedzącej.
Mężczyzna akurat przeszedł na przedni fotel podciągając spodnie
i ubierając koszulkę. - To szalone.
-Co?
-Sex w aucie!
-Co w tym szalonego?
-Wszystko! - Spojrzałam
na niego jak na wariata, wysiadłam z auta, przeciągnęłam się i
wsiadłam z powrotem. Tym razem na miejsce obok kierowcy. - Chyba, że
dla Ciebie to norma, i już kiedyś to robiłeś. - Poprawiłam w
lusterku włosy i zapięłam pas.
-Nigdy. Ale nie powiem, że
o tym nie myślałem, bo bym skłamał.
-Boże, z kim ja się
związałam. - Westchnęłam, teatralnie wywracając oczami
oczywiście żartując. Po nim można było spodziewać się
wszystkiego. Przecież zaliczyliśmy już przebieralnię w sklepie,
basen, schody czy samolot, co to dla nas auto.
-Jeszcze wielu rzeczy o
mnie nie wiesz.
-Mam się bać?
-Niekoniecznie, spodoba Ci
się. - Otrzymałam krótkiego całusa w policzek i ruszyliśmy.
Zapatrzyłam się w krajobraz za oknem, próbując skojarzyć
miejsce, w którym byliśmy. Tak się zamyśliłam, że kiedy
chciałam zapytać Jareda skąd znał tamto miejsce, wjeżdżaliśmy
na podjazd przy domu. - Wiem, że spodobało Ci się nasze auto, ale
chyba musisz już wysiąść. - Mężczyzna otworzył drzwi z mojej
strony i podał mi dłoń.
-Bardzo zabawne, naprawdę.
- Pokręciłam głową i wysiadłam. Zabrałam torebkę i skierowałam
się do wejścia do budynku.
-Wejdź do środka,
wprowadzę samochód do garażu. - Usłyszałam słowa
mężczyzny i nie odpowiadając szłam dalej. Stanęłam jak wryta
widząc otwarte na oścież drzwi.
-Jared! - Krzyknęłam z
przerażeniem w głosie i wycofałam się dwa kroki do tyłu. Co jest
grane? Dobry humor prysnął jak bańka mydlana.
-Co się dzieje Elizabeth?
- Leto pojawił się patrząc na mnie z ogłupieniem, nie wiedząc o
co chodzi. Kiwnęłam głową, pokazując mu wejście do domu. -
Kurwa! - Złapał się za tył głowy wymijając mnie i wchodząc do
środka. Zamek w drzwiach był rozwiercony. - Zostań tam Lizzy i
zadzwoń na policję.
-Uważaj, proszę. -
Szepnęłam kiedy Jared wchodził głębiej do mieszkania. Stojąc w
tym samym miejscu wygrzebałam komórkę i wykonałam telefon z
zawiadomieniem o włamaniu.
-Nikogo nie ma w środku.
Co najdziwniejsze na dole nic nie jest zniszczone. Jedynie nasza
sypialnia jest w totalnej rozsypce.
-Boże, kto to mógł
zrobić. - Nie wiem czemu szeptałam, nikt nie mógł nas
usłyszeć, ale chyba byłam zbyt przerażona. Przytuliłam się do
mężczyzny, a on objął mnie mocno ramionami. - Policja będzie za
15 minut.
-Lepiej będzie jak
niczego nie będziemy ruszać.
-Jared, tam jest koperta.
-Jaka koperta?
-Na wycieraczce. -
Odsunęłam się od niego i schyliłam po wspomnianą przeze mnie
papierową rzecz wielkości dużego zeszytu. Podałam ją Jaredowi,
ja nie miałam zupełnej ochoty sprawdzać jej zawartości. - Może
to też zostawmy policji?
-Nie, zobaczmy teraz. -
Mężczyzna otworzył kopertę, gdyż nie była zaklejona i wyjął z
niej plik zdjęć. Moich zdjęć z przeciągu nie wiem, może dwóch
tygodni. Oczywiście zdjęcia robione były z ukrycia. Z galerii
handlowej, z parku, z parkingu na uczelni. Nie mieściło mi się to
w głowie. Byłam coraz bardziej przerażona i zdezorientowana. Kto i
co chciał mi zrobić, dlaczego? Przymknęłam oczy nie chcąc tego
oglądać. Słyszałam jak Jared klnie pod nosem przekładając
zdjęcia. - O, i jest nawet liścik.
-Co w nim jest?
-Droga Elizabeth. Już
niedługo.. już wkrótce będziesz tylko moja. Czekam na to
spotkanie od wielu dni. Jestem spragniony Ciebie jak turyści wody na
pustyni. Wyczekuj na mnie, Ukochana.
-Nie, nie, nie! Co to
jest! Co się dzieje! Ja tego nie wytrzymam! - Wrzasnęłam i
rozpłakałam się z bezradności, kucnęłam chowając twarz w
dłoniach. To miało być zabawne? Ktoś robił sobie żarty? Chciał
mnie nastraszyć? Nigdy nie miałam wrogów, nigdy. No nie
wliczając miliarda napalonych na Jareda fanek, ale czy te głupie
nastolatki były by zdolne do takiego czegoś? Czy one są na tyle
inteligentne, aby wpaść na coś takiego? Nagle poczułam jak ktoś
wziął mnie na ręce i zaniósł do środka. Łzy dalej
płynęły po moich policzkach, a w głowie miałam istny huragan
myśli.
-Gdzie ta cholerna
policja! Nigdy ich nie ma gdy są potrzebni! - Krzyczał Jared
jednocześnie mnie do siebie przytulając. Zawsze starałam się być
silna ale w takich momentach, po prostu nie potrafiłam. Z każdą
kolejną minutą czułam, że coś się wydarzy. Że wydarzy się coś
złego. I bałam się. Strasznie się bałam.
-Powiedz, że to się nie
stanie, proszę, po prostu powiedz, że nie dojdzie do tego
spotkania, Jared obiecaj mi to. - Szepnęłam pociągając nosem i
czerwonymi od płaczu oczyma wpatrując się w Jareda.
-Obiecuje kochanie, nie
pozwolę Cię skrzywdzić. - Mężczyzna gładził kciukiem mój
policzek. W tej chwili mu wierzyłam. Potrzebowałam takiego
zapewnienia i to z jego ust. Wiedziałam, że był zdenerwowany i
wściekły, ale jednocześnie okazywał mi tyle wsparcia i miłości.
Nagle usłyszałam pukanie
do drzwi, które swoją drogą cały czas były otwarte. Z
salonu mieliśmy na nie bardzo dobry widok. W wejściu stał wysoki
mężczyzna, bez munduru ale z przewieszoną na szyi plakietką ze
znakiem policji. Za nim stało jeszcze trzech policjantów,
ubranych w niebieskie 'garniturki', jeden z nich trzymał w dłoni
średnią, czarną walizkę. Jared wstał i zaprosił ich do środka.
-Dzień dobry, komisarz
Peter Hamilton. - Mężczyzna grzecznie przedstawił się. Podniosłam
się z kanapy i otarłam mokrą twarz odpowiadając mu. Gdy zapytał
co się stało, Jared zaczął mu opowiadać, że gdy przyjechaliśmy
zastaliśmy otwarty dom, z widocznym uszkodzeniem zamka, jak widać
nie wiele zostało zniszczone, a także, że nie zniknęło nic
kosztownego. Funkcjonariuszy także zdziwiło to, że jedynie w
sypialni można było doszukać się śladów jakiegokolwiek
włamania.
-Czy stąd coś zginęło?
Coś osobistego, jakiś przedmiot, cokolwiek.
-Album z moimi zdjęciami.
- Wpadłam nagle na to, gdy przyglądałam się porozrzucanym po
pokoju ubraniom, leżącym na podłodze szufladą. Z półeczki
nad łóżkiem zniknął granatowy album.
-Z takim czymś się w
swojej karierze jeszcze nie spotkałem. - Mężczyzna zanotował coś
i opuścił pomieszczenie. Jego koledzy zdejmowali odciski palców
z drzwi i przedmiotów z sypialni. Przed domem jedyne co
znaleźli to zużyte wiertło wykorzystane do zniszczenia zamka. -
Żeby złożyć szczegółowe zeznania zapraszam na komisariat,
chyba, że wolicie państwo załatwić to tutaj.
-Było by lepiej tutaj.
Nie chciałbym narażać swojej kobiety na dodatkowy stres. - Jared
objął mnie ramieniem i gdy blondyn z policji usiadł w fotelu, my z
Jaredem zajęliśmy miejsce naprzeciwko niego. - Jest jeszcze jedna
rzecz.
-Słucham?
-Na wycieraczce
znaleźliśmy to. - Leto podał mężczyźnie zdjęcia z listem, i
pustą już kopertę. - A kilka dni temu Elizabeth zauważyła, że
ktoś ją śledził.
-Wie pani kto to był? -
Facet spytał nie podnosząc wzroku znad zdjęć.
-Nie zauważyłam. Nie
wiem nawet co to za samochód.
-A może macie wrogów?
Z kimś się ostatnio pokłóciliście?
-Raczej nie.
-Podejrzewacie kto może
stać za tym wszystkim?
-Gdybyśmy cokolwiek
wiedzieli, powiedzielibyśmy to panu! - Jared uniósł głos.
Dopiero wtedy mężczyzna przestając coś notować spojrzał na nas.
Jego twarz była pusta, nie wyrażała jakichkolwiek emocji.
-Niech się pan uspokoi.
Muszę wiedzieć jak najwięcej. Te kilka rzeczy składa się w jedną
całość, jakby pan nie zauważył. Więc jeśli mam załatwić
sprawę potrzebuję informacji.
-Kiedy będziecie coś
wiedzieć?
-Musimy zebrać dowody,
odciski palców. Sprawdzić czy osoba istnieje w naszej bazie
danych. Wyślemy do analizy list, jeśli nic nie wyjdzie, będziemy
czekać na kolejny ruch, aż sprawca się ujawni.
-Aż co?! Aż się ujawni?
I może najlepiej, gdy dojdzie do tragedii tak? Dopiero wtedy
będziecie mogli coś zrobić?
-Jared, proszę.. -
Szepnęłam łapiąc go za rękę. Znowu do oczu napływały mi łzy.
Ile to wszystko miało trwać? Czy naprawdę będzie musiało się
coś stać, żeby rozwiązać tą szopkę?
-Prosiłem pana o spokój!
Teraz nie mogę Wam nic powiedzieć, bo jeszcze nie zaczęliśmy
śledztwa.
-Tak, oczywiście. Jak
zwykle. Czy Elizabeth na czas tego całego śledztwa dostanie
ochronę?
-Pan wybaczy, ale to nie
podlega ochronie. Nie było bezpośredniego ataku na zdrowie i życie
pani Elizabeth. Ktoś ją po prostu śledził, a teraz włamał się
do waszego mieszkania.
-To są jakieś kpiny!
Moja dziewczyna nie może czuć się bezpieczna, a wy nic z tym nie
zrobicie?! To za co wam płacą?! Święte krowy, zapiszą kilka
słówek w notesiku, i nic nie robią, a zło na świecie i tak
się dzieje i tak.
-Panie Leto, sława nie
upoważnia pana do takiego zachowania. Za obrazę policjanta grozi
mandat albo areszt, jeśli się pan nie uspokoi to może pana, któreś
z tych spotkać.
-Przepraszam, za
zachowanie mojego partnera. Zdenerwował się tą sytuacją jak ja. -
Zaczęłam wyjaśniać. Jeszcze tego brakowało, aby Jared miał
problemy z prawem. Komisarz wiedział co robi, więc pewnie miał
rację. Muszą posprawdzać zebrane dowody. Poza tym po co mi
ochrona? Oczywiste było, że się bałam, bo teraz w każdej
napotkanej osobie będę widziała 'prześladowcę' i będę żyła w
niepewności obawiając się wspomnianego w liście spotkania, ale
muszę żyć normalnie, a przynajmniej próbować.
-Zapraszam państwa na
komisariat, jednak tam złożycie zeznania. Jeśli do tego czasu coś
się wydarzy proszę o szybki kontakt. - Mężczyzna schował swój
notes, wstał, pożegnał się i wyszedł. Jared odprowadził go do
drzwi i zatrzasnął je. Usiadł obok mnie i nic nie mówił.
Siedział pochylony, opierał łokcie o kolana a dłonie miał ze
sobą splecione. Widać było, że nad czymś intensywnie myśli.
Westchnęłam cicho i oparłam się o poduszkę na kanapie. Starałam
się przeanalizować na spokojnie wszystko co wydarzyło się przez
ostatnią godzinę.
-Przepraszam kochanie,
przepraszam. - Leto zerwał się z poprzedniej pozycji i przybliżył
do mnie, obejmując mnie. - Jak się czujesz? - Prychnęłam
wzruszając ramionami.
-Nie wiem co mam o tym
wszystkim myśleć. Te zdjęcia, ten list, słowa policjanta.
Chciałabym zamknąć oczy i po ich otwarciu wiedzieć, że to
wszystko to zły sen.
-Może się prześpisz?
Odpoczniesz i lepiej się poczujesz.
-Nie. - Powiedziałam
stanowczo kręcąc głową. Wstrząsnęłam się na wspomnienie
bałaganu w sypialni. Było mi nie dobrze na samą myśl, że obca
osoba, w dodatku 'polująca' na mnie dotykała wszystkiego. - Nie
chcę tu dzisiaj spać. Zawieź mnie do Mike'a, proszę.
-Jasne. Tam będziesz
bezpieczna, a ja w tym czasie załatwię kogoś do naprawienia tych
drzwi.
Jared
odwiózł do mnie Mike'a, mojego brata i odprowadził pod same
drzwi. Pożegnał pocałunkiem i obiecał, że za jakiś czas wróci.
Mój braciszek i Claire, jego żona ucieszyli się na mój
widok, jednak obydwoje od razu spostrzegli, że coś jest nie tak.
Nie było trudno, gdyż nadal miałam przekrwione od płaczu oczy.
Claire zrobiła mi ziołową herbatę, a Mike grzecznie poprosił o
wyjaśnienia. Początkowo opowiedziałam mu o samym włamaniu, ale
domyślił się, że nie mówię mu wszystkiego. Strasznie
przejął się tą sytuacją, a nawet zaproponował, że mogę
zamieszkać u nich jeśli mam jakieś obawy.
-Nie dam skrzywdzić mojej
małej siostrzyczki. - Powiedział i przytulił mnie do siebie.
-Hej, nie traktujcie mnie
wszyscy jak dziecko. Nie jestem pierwsza w takiej sytuacji. Już
Jared najlepiej zamknąłby mnie pod kloszem i nie wypuszczał dopóki
sam nie dowie się, kto za tym stoi.
-Muszę się z nim
zgodzić.
-Claire, co mu dzisiaj
jest? - Zaśmiałam się kierując owe słowa do bratowej. Bo to
rzadkie, żeby mój brat popierał coś co robił Leto. Mike
cały czas powtarzał, że nic do niego nie ma, najważniejsze, że
jestem szczęśliwa i w ogóle, jednak czasem zdarzało mu się
zażartować robiąc mi na złość. Uroki posiadania starszego
brata.
-Przepracował się. -
Mężczyzna zaczął się wykręcać, a my z blondynką śmiać.
Muszę przyznać, że w ich towarzystwie poczułam się lepiej.
Chociaż na chwilę przestałam myśleć o tym całym burdelu, bo jak
inaczej to nazwać.
Rozmowę o moim przyszłym
bratanku przerwał dzwonek do drzwi. Jak się okazało był to Jared,
jednak nie sam. Gdy przywitał się z moim bratem, przeszedł do
przedstawienia gościa.
-Elizabeth, to jest
Olivier, pracował z nami podczas ostatniej trasy. Na jakiś czas
zostanie kimś w rodzaju Twojego ochroniarza. - Czy ja dobrze
słyszałam? Zamrugałam kilkakrotnie i spojrzałam po wszystkich
znajdujących się w pokoju. Chyba tylko ja miałam tak głupią
minę.
-Miło mi pana poznać. -
Wstałam z miejsca i jak wypadało przywitałam się. - Jared, mogę
Cię prosić na chwilkę? - Pociągnęłam mężczyznę za ręke w
stronę wyjścia z salonu. Słychać było, że mój brat
nawiązał rozmowę z przybyłym mężczyzną. A Leto widocznie nie
wiedział o co mi chodzi, gdyż przyglądał mi się z zapytaniem w
oczach. - Możesz mi to wyjaśnić?
-Co takiego?
-No to! Tego całego
ochroniarza!
-Nie krzycz, Lizzy.
Widocznie nie dotarło to do Ciebie, ale ktoś Cię śledził, potem
włamał się do naszego domu i zostawił głupi liścik, nie wiem
jak Ty, ale ja się o Ciebie martwię! - Co za hipokryta, mi kazał
nie krzyczeć, a sam to robił. Założyłam ręce na piersi i
pokręciłam głową.
-Wiem o tym i się boję,
ale ochrona? Co takiego może mi się stać w miejscu gdzie jest
pełno ludzi?
-Jaką masz pewność, że
to będzie w takim miejscu? Żadną. Dlatego czy chcesz czy nie, od
teraz jeździsz z Olivierem, a gdy ja będę mógł to ze mną.
-Nie możesz mi niczego
nakazać!
-Owszem może. I ja
popieram jego decyzje. To bardzo dobry pomysł. - Do rozmowy wtrącił
się mój brat, nie pięknie. Dwa na jednego, i gdzie tu
sprawiedliwość?
-I ty przeciwko mnie?
-Liz, tu chodzi o Twoje
bezpieczeństwo. To nie jest na stałe, tylko sytuacja przejściowa.
Ale teraz lepiej abyś na siebie uważała i nie była sama. Nie
wiadomo co może temu komuś wpaść do głowy. - Jared jedynie
przytakiwał głową na słowa Mike'a. Naprawdę nie wiedziałam po
co to wszystko, wciąż wmawiałam sobie, że nic się nie stanie, że
wszyscy, co prawda włącznie ze mną, są zbyt przewrażliwieni.
-Wybaczcie, wypadałoby
abym poznała swojego ochroniarza. - Zironizowałam wypowiedź i
wyminęłam obydwojga mężczyzn wracając do salonu. Jeżeli to ma
uspokoić zarówno Jareda jak i mojego brata postaram się tą
sytuację zaakceptować, a może rzeczywiście, ja będę czuła się
z tym lepiej?
~
Tadam! Poznajcie moje dobre serduszko i łapcie kolejny rozdział w tak krótkim czasie :) Przez cały tydzień ciocia Alka będzie się bawiła w nianię, więc kiedy coś nowego nie wiem.
P.S czytasz = komentujesz?