Cześć ludziska,
chciałabym Was tylko poinformować (jeśli nadal chcecie/czekacie na kontynuację historii), że nie mam pojęcia, kiedy pojawi się rozdział, gdyż jestem odcięta od świata, czyt. moja ładowarka od laptopa jest przerwana i nie mam dostępu do internetu w takiej postaci, która umożliwiłaby mi napisanie go i dodanie.
Mam nadzieję, że to nastąpi szybko, a jeśli nie, to, że mimo wszystko znajdzie się ktoś wytrwały.
Pozdrawiam, Alka :)
sobota, 24 maja 2014
niedziela, 5 stycznia 2014
#17
Pustka. Gdzie ja właściwie byłam? Czułam na
szyi odrażający oddech oprawcy, był coraz bliżej. Nie widziałam go, ale czułam
jego obecność. Szłam przed siebie w totalnej ciemności zbyt sparaliżowana, żeby
biec, żeby uciekać. Nagle potknęłam się o coś i upadłam. Pstryk. Zapaliło się pełno reflektorów,
rozejrzałam się po suficie skąd dochodziło światło po czym spuściłam wzrok na
dół.. Zakrwawione ciało. Rozpaczliwy szloch i krzyk wyrwał się z mojego gardła.
Ból przeszywający na wskroś serce, jakby ktoś wbijał w nie ostre kołki.
„Elizabeth!
Elizabeth, obudź się!” – usłyszałam podniesiony ton jakiegoś mężczyzny, poczułam silne
szarpanie za ramiona i z trudem otworzyłam oczy. Ujrzałam przepełnioną troską
twarz Jareda, który zawisł nade mną. Nadal trzymał mnie za ramiona, a jego
oddech się uspokoił. Ja natomiast.. Czułam
szybsze bicie serca i łzy napływające mi do oczu. To co zobaczyłam w śnie, to
co działo się teraz. Jared odsunął się minimalnie i wpatrywał się w moją twarz
kamiennym wzrokiem. Łzy zaczęły spływać po moim policzku.
-Kochanie,
już wszystko w porządku. To tylko zły sen. – Jego głos był spokojny i niezwykle
ciepły. Nie mogłam znieść widoku jego zmartwionej twarzy.
-Nie
było Cię. A w tym śnie.. – przerwałam i schowałam twarz w dłonie. Nagle znalazłam się na kolanach
Jareda mocno przytulona do jego klatki piersiowej. Jedną dłoń trzymał u dołu
moich pleców, drugą gładził moje włosy.
-Cii.
Jestem tutaj.
-Obiecaj,
że zawsze przy mnie będziesz. – Spojrzałam na niego z pod lekko przymkniętych
oczu, z których ciągle wydostawały się kolejne słone kropelki. Jared posłał mi
rozbrajający uśmiech pełen miłości i wyszeptał: „Obiecuję” po czym nachylił się
nade mną i za pomocą delikatnych pocałunków pozbywał się moich łez. – Potrzebuję
Cię. Tak bardzo Cię potrzebuję. – Szepnęłam i wplatając dłonie w dłuższe włosy
mężczyzny przylgnęłam zachłannie do jego ust. Przelałam tym pocałunkiem całą miłość,
strach, wdzięczność. Że tu był, że był ze mną. Nie musiałam długo czekać, gdyż
wkrótce on sam odwzajemnił mój pocałunek.
Strasznie mi tego brakowało. Byłam w podłym stanie psychicznym. Właśnie
przeżyłam w życiu koszmar, jak i koszmar senny najgorszy jaki mogłam sobie
wyobrazić. Ale mój mężczyzna był obok. Był blisko. Podwinęłam do góry jego białą
koszulkę, w której spał, jednak nie zdjęłam jej bo Leto złapał mnie za
nadgarstki i spojrzał w oczy. Nie zadał pytania na głos, ale widziałam o co mu
chodziło. Kiwnęłam głową i wystarczyło, że ruchem warg szepnęłam „Potrzebuję
tego. Pragnę Cię” a leżałam wbita w materac, przygwożdżona ciałem mężczyzny.
Jego dotyk był jak ukojenie, lek na zszargane nerwy. Był delikatny i powolny. Z
zadumą przyglądałam się jak na jego twarzy pojawiał się uśmiech, gdy wędrował
ustami po moim ciele, sprawiając, że w miejscach jego pocałunków pojawiała się
gęsia skórka. Chłonąc przyjemność z
nawet najmniejszego dotyku, gestu czy słowa Jareda zatraciłam się w rzeczywistości,
odcinając się od problemów i zmartwień. Bo co mogło być lepszego od tej chwili?
Chwili, w której czułam się potrzebna i kochana. Czułam się tą jedyną, najważniejszą.
Po
cudownym poranku otrzymałam śniadanie do łóżka i bukiet białych róż. Nie
wiedziałam, kiedy Jared to przygotował, ale najprawdopodobniej, gdy brałam kąpiel.
Czułam się świetnie. Naprawdę. Pierwszy raz od wiadomo jakiego czasu na mojej
twarzy zagościł szczery uśmiech.
-Cudownie
wyglądasz. – Jared siedział naprzeciwko mnie z szerokim uśmiechem popijając kawę.
-Przestań.
– Zarumieniłam się i wgryzłam w przepysznego tosta z dżemem jagodowym. Leto
zaczął się śmiać, więc posłałam mu wrogie spojrzenie. Nie byłam zła, wręcz
przeciwnie mój humor był bardzo dobry. – Mógłbyś się ze mnie nie nabijać?
-Ja?
Ja się nie nabijam!
-Nie
wcale. – Pokręciłam głową wracając do posiłku. Mężczyzna przysunął się i dotknął
opuszkiem palca kącik moich ust po czym go oblizał. Posłałam mu pytające
spojrzenie, a on jedynie się uśmiechnął.
-Ubrudziłaś
się. Ale już po wszystkim.
Uniosłam
brew niedowierzając temu co się działo. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Podniosłam do ust mój ulubiony
kubek i wypiłam łyk zdziwiona, że była w nim herbata.
-Dlaczego
nie dostałam kawy? – Zrobiłam minę niewinnego kotka, on popijał świeżutką,
pachnąca kawę, a ja dostałam herbatę. Nie mówię, że była nie dobra bo bym skłamała,
ale miałam ogromną ochotę na ‘magiczną miksturę’.
-Nie
możesz. Nie pamiętasz co powiedział lekarz? Przy lekach na uspokojenie, które
Ci zapisał kawa jest stanowczo zakazana.
-Ty
jesteś moim lekiem na uspokojenie. – Uśmiechnęłam się przypominając sobie nasz
poranek. I mimo, że widziałam to po Jaredzie, że także o tym pomyślał nawet to
nie zadziałało.
-Lizzie,
proszę nie upieraj się. Naprawdę nie chcę się z Tobą sprzeczać, chcę tylko
Twojego dobra.
Po śniadaniu przebrałam się w coś równie
wygodnego jak piżama bo lniane spodnie, koszulkę i sweterek, ponieważ czekało
mnie złożenie zeznań na komisariacie. Strasznie się denerwowałam, bo wiązało się
to ze szczegółowym przypomnieniem sobie wszystkiego co się działo. Nie to, żeby
udało mi się tak szybko o tym zapomnieć, po prostu miałam wrażenie, że ciągle
do tego wracając to zagnieżdża się we mnie coraz bardziej, jakbym nigdy nie miała
się tego pozbyć. Gdy dotarliśmy na miejsce komisarz już na nas czekał. Młody
funkcjonariusz zaprowadził nas do jego biura. Pomieszczenie było średniej
wielkości, ściany do połowy błękitne do połowy białe. Na jednej ścianie od podłogi
do samego sufitu rozpościerała się ogromna szafa z kilkunastoma drzwiczkami na
zamki. Na przeciwko wejścia było duże okno i biurko. Hamilton siedział za nim
czytając jedne z wielu znajdujących się na meblu akt. Przywitał nas i
zaproponował coś do picia. Wiedziałam, że jeżeli uda mi się cokolwiek przełknąć
zwrócę to równie szybko. Zajęłam miejsce z lewej strony, a Jared pierwsze obok
mnie. Trzymał mnie za rękę chcąc dodać pewności siebie? Otuchy?
Komisarz zaczął od przedstawienia "reguł" że za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna i innych mniej lub bardziej istotnych rzeczy.
Pytania, które mi zadawał były różnorakie, jednak na wszystkie starałam się odpowiadać pewnie i przekazując wszystko co wiedziałam. Gdy Hamilton spytał czy może dawałam Danielowi jakieś znaki, które mógł mylnie odczytać zdębiałam. To on od samego początku zachowywał się dziwnie względem mnie, wiele osób mogło to potwierdzić. Jared oburzył się, a Hamilton tłumacząc, że to standardowa procedura groził mu, że zaraz może opuścić pomieszczenie i zostać ukarany za utrudnianie śledztwa.
Odetchnęłam spokojna słysząc słowa "To było moje ostatnie pytanie. Dziękuję za rozmowę. Skontaktuje się z Wami jak przebiega śledztwo."
Komisarz wyszedł z nami na korytarz odprowadzając do wyjścia. Rozmawiał z Jaredem o tym, gdzie obecnie znajduje się Daniel. Przystaliśmy czekając na windę, gdy nagle z drzwi naprzeciwko dwóch funkcjonariuszy wyprowadziło Daniela. Widząc go złapałam się kurczowo koszulki Jareda, a on czując moje napięcie mocno mnie przytulił. Conan wpatrywał się we mnie chłodnym wzrokiem i znowu to poczułam. Świadomość, że to jeszcze nie koniec i coś złego będzie miało miejsce.
Komisarz zaczął od przedstawienia "reguł" że za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna i innych mniej lub bardziej istotnych rzeczy.
Pytania, które mi zadawał były różnorakie, jednak na wszystkie starałam się odpowiadać pewnie i przekazując wszystko co wiedziałam. Gdy Hamilton spytał czy może dawałam Danielowi jakieś znaki, które mógł mylnie odczytać zdębiałam. To on od samego początku zachowywał się dziwnie względem mnie, wiele osób mogło to potwierdzić. Jared oburzył się, a Hamilton tłumacząc, że to standardowa procedura groził mu, że zaraz może opuścić pomieszczenie i zostać ukarany za utrudnianie śledztwa.
Odetchnęłam spokojna słysząc słowa "To było moje ostatnie pytanie. Dziękuję za rozmowę. Skontaktuje się z Wami jak przebiega śledztwo."
Komisarz wyszedł z nami na korytarz odprowadzając do wyjścia. Rozmawiał z Jaredem o tym, gdzie obecnie znajduje się Daniel. Przystaliśmy czekając na windę, gdy nagle z drzwi naprzeciwko dwóch funkcjonariuszy wyprowadziło Daniela. Widząc go złapałam się kurczowo koszulki Jareda, a on czując moje napięcie mocno mnie przytulił. Conan wpatrywał się we mnie chłodnym wzrokiem i znowu to poczułam. Świadomość, że to jeszcze nie koniec i coś złego będzie miało miejsce.
W drodze powrotnej zrobiliśmy małe zakupy,
bo jak się okazało lodówka świeciła pustkami. Stojąc w kasie i czekając na
Jareda, który cofnął się po kilka rzeczy spotkałam Megan. Dziewczyna widząc
mnie mocno mnie przytuliła miażdżąc mi żebra. Słysząc z jej ust, że najchętniej
skopałaby temu dupkowi tyłek nie zależnie od tego czy zniszczyła by swoje
ulubione fioletowe szpilki oczy zaszkliły mi się od łez. Tak, to była moja
najlepsza przyjaciółka. Za którą cholernie tęskniłam. Niestety się spieszyła,
ale obiecała, że odwiedzi mnie najszybciej jak to będzie możliwe. Nie wiedząc co ze sobą zrobić i nie mając zajęcia postanowiłam, że zajrzę
do Jareda, który musiał się czymś zająć. Wiedziałam, że od jakiegoś czasu uporządkowywał
materiał, czyli wszystkie teksty piosenek, nuty, melodie zbierane przez jakiś
czas, bo razem z Shannonem i Tomo przygotowywali się do nagrywania nowej płyty.
Nie chciał mi nic zdradzić mówiąc, że to będzie coś wyjątkowego, więc nie drążyłam
tematu wiedząc, że muzyka jest ważną częścią jego życia. Zapukałam do pokoju na
górze, i nie czekając na pozwolenie wślizgnęłam się do środka. Pomieszczenie było
przestronne i jasne. Ściany były pomalowane na biało. Na środku stały dwie
jasne kanapy i niski stolik, natomiast po lewej stronie stare pianino
(fortepian?). Na podłodze pod jedną ze ścian swoje miejsce miały wszelakie
nagrody, statuetki i obrazy. Leto siedział przy instrumencie. Wokół niego leżało
pełno porozrzucanych kartek. Mężczyzna siedział w odchyloną do tyłu głową i
zamkniętymi oczami. Wędrował dłońmi po klawiszach, jednak nie na tyle głośno, żeby
wydobywały się jakieś dźwięki. Przez chwilę upajałam się tym widokiem. Jego
skupieniem i oddaniem muzyce. Nagle jakby wyrwał się z zamyślenia i zaczął grać
jakąś melodię. Nie mogłam jej sobie przypomnieć więc to musiało być coś nowego.
I zapowiadało się równie dobrze jak inne utwory. Musiał wyczuć, że mu się
przyglądam, bo bez przerwy w graniu otworzył oczy i spojrzał na mnie. Na jego
twarzy wyrósł cudowny, szczery uśmiech. Nie odezwał się, ale po chwili zaśpiewał
„A new love, a new drug, a new me, a new you.” Stanęłam za nim oplatając
dłońmi jego klatkę i opierając podróbek o ramię. Odwrócił głowę w bok i ucałował
mój policzek.
-Ładny
utwór.
-Podoba
Ci się? – Spytał miałam wrażenie z nutką niedowierzania w głosie.
-Oczywiście,
że tak. Co prawda słyszałam tylko fragment, ale może być hitem.
-Nie
byłem pewny czy się nadaję na płytę, a chłopaki jeszcze nie słyszeli połowy
materiału. Zagrać Ci coś jeszcze? – Skinęłam głową, że tak i uśmiechnęłam się.
Uwielbiałam bezsenne noce gdy razem z Jaredem siadaliśmy przy tym cudownym
instrumencie, owinięci w koce, gdzie jedynym światłem była niewielka świeczka i
mężczyzna grywał mi rożne piosenki, śpiewał albo uczył mnie grać. Zaczął grać
pierwsze nuty Alibi, gdy po domu rozległ się głos dzwonka.
Jak
się okazało to Mike razem z… moim ojcem? Zdziwiła mnie jego obecność tutaj.
Przez tyle czasu niczym się nie interesował, i nagle się zjawia. Nie ważne.
Kiedy tylko mój brat przekroczył próg rzuciłam mu się w ramiona. Umarłabym
gdybym nie miała go więcej zobaczyć. Gdybym miała stracić z nim kontakt. Był
jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Był moim bratem, bohaterem dzięki
któremu po śmierci matki moje życie wkroczyło na dobrą drogę.
-Nie
płacz, maleństwo. – Maleństwo.. Tak właśnie nazywał mnie, gdy byłam dzieckiem.
Za każdym razem, kiedy stało się coś złego, zepsułam zabawkę, nie wyszedł mi
rysunek czy po prostu coś spowodowało, że płakałam nie wiele starszy ode mnie
Mike przychodził, tulił mnie i mówił do mnie „maleństwo”. Zaczęłam szlochać
jeszcze bardziej, jednak z uśmiechem na twarzy. – Cieszę się, że jesteś z
powrotem z nami. Powinnaś podziękować swojemu facetowi, gdyby nie pospieszał i
ciągle nie nachodził policjantów poszukiwania zajęłyby im rok. – Spojrzałam na
Jareda z miłością w oczach, a on jedynie wzruszył ramionami.
-Bez
Twojej pomocy też by się nic nie udało. – Odparł Leto kierując słowa do Mike.
Albo mi się wydawało, albo ich relacje.. jakby się polepszyły. Nigdy nie pałali
do siebie większą sympatią, a teraz w ich głosie można było wyczuć coś
pozytywnego. Może ta sytuacja, w której chodziło o mnie zbliżyła ich do siebie.
Odsunęłam się od wysokiego bruneta i przeniosłam wzrok na ojca. Stał z boku, w
idealnie dopasowanym garniturze, z teczką w prawej dłoni. Jak zwykle
zapracowany tatuś. Podszedł do mnie chcąc mnie przytulić jednak ja nie wykonałam
żadnego ruchu, szepcząc jedynie krótkie: „Cześć tato”. Jared zaprosił wszystkich do salonu i
zaproponował coś do picia.
-Zostawić
Was samych?
-Nie
zostań, proszę.
Ojciec
zajął miejsce na fotelu, Jared stał przy wyspie, a ja usiadłam obok Mike, który
trzymał mnie za rękę.
-Jak
się czujesz? Trzymasz się jakoś?
-Lepiej.
Szczególnie teraz, gdy mam Cię obok. – Nie widywałam się często z bratem mimo, że
mieszkał w tym samym mieście. Po prostu każde z nas miało swoje obowiązki. Ale
to nie oznaczało, że go nie kochałam. Nie potrzebowałam. Naprawdę, gdyby nie on
na pewno nie znalazłbym się w tym miejscu, w którym byłam. I on dobrze o tym
wiedział.
-Niestety
wpadłem tylko na chwilę. Mam wyjazd służbowy, który już przekładałem, ale za 3
dni jestem z powrotem. Gdybyś czegoś potrzebowała, wiesz, gdzie mnie znaleźć,
prawda?
-Tak,
dziękuje.
-Ah
i Clarie kazała przekazać, że wpadnie na babskie ploteczki. – Zaśmiałam się na
samą myśl. Żona Mike była przemiłą osobą. Towarzyska, pełna humoru, trudno było
ją zdenerwować, ale gdy już ktoś zasłużył pokazywała pazurki, więc nie warto było
z nią zadzierać.
-Niech
wpada w każdej chwili.
Po
około czterdziestu minutach pożegnałam brata, dziękując za odwiedziny. Kazał
Jaredowi się mną opiekować, najlepiej jak potrafił. Ojciec został. Przez większość
czasu się nie odzywał jedynie obserwował i nasłuchiwał. Dopiero po wyjściu Mike
poprosił mnie i Jareda abyśmy zajęli miejsca obok.
-Chciałem
z Wami o czymś porozmawiać. – Nie odezwaliśmy się tylko kiwnęłam głową, że może
kontynuować. – Myślę, że lepiej by było, gdybyś wróciła ze mną do domu.
-Tutaj
jest mój dom.
-Nie
przerywaj mi. Chodzi mi o Twój rodzinny dom, w Londynie.
-Nie
mam zamiaru się nigdzie ruszać. Tutaj czuję się dobrze i bezpiecznie.
-Właśnie
widzę, jak bezpieczna tu jesteś! Że jakiś psychol Cię porywa i więzi! – Co on
sobie wyobrażał? A tam byłabym bezpieczniejsza? Siedząc całymi dniami sama w
domu, bo ojczulek od rana do nocy był w pracy. Nie mając życia, bo kontrolowałby
wszystko co robię w trosce o moje dobre. Potrafił tylko martwić się o interesy
i przelewać pieniądze z konta na konto. Ściskając dłoń Jareda, chciałam mu
przekazać, że nie ma się wtrącać, bo widząc jego reakcje widziałam, że się
gotował.
-Nie
uważasz, że już o kilka lat za późno na Twoją troskę? Gdzie byłeś jak Cię
potrzebowałam? Właśnie, w pracy. Liczyła się tylko praca, praca, praca. Nie
zgadzałeś się, ale gdy już przenieśliśmy się z Mike’em do Stanów obeszło Cię
to. Interesował Cię jedynie adres do korespondencji i numer konta. Gdzie byłaś
jak miałam wypadek? Jak tyle rzeczy działo się w moim życiu? Rzeczy, podczas
których ojciec powinien wspierać córkę. – Czułam jak załamuje mi się głos.
Zacisnęłam dłonie w pięści aby powstrzymać napływające do oczu łzy. Wstałam i
chwilę się wahałam po czym poszłam do kuchni. Nagle poczułam się źle, było mi
nie dobrze i kręciło mi się w głowie.
-Proszę
opuścić mój dom, natychmiast! – Jared wstał za mną i wręcz krzyknął do mojego
ojca. Miałam dobry widok na całą sytuację gdyż salon był połączony z otwartą
kuchnią. Stałam oparta o blat i trzęsącymi rękoma trzymałam szklankę wody.
-Chcę
porozmawiać z córką, nie będziesz mi mówił co mam robić!
-Najwidoczniej
ona nie chce rozmawiać z panem. Nie nadaje się pan na ojca i nie zasługuję na
choćby minutę uwagi ze strony Elizabeth.
-Nie
ty będziesz o tym decydował! Kim ty w ogóle jesteś? Co możesz jej zapewnić?
Kolejne porwanie? A może teraz coś gorszego, co?
-Ze
mną może poczuć się kochana, ktoś się o nią troszczy i interesuję jej życiem.
-Tylko
spróbuj ją zranić, a pożałujesz, że kiedykolwiek się do niej zbliżyłeś!
-Zranienie
Lizzie jest ostatnią o jakiej mógłbym pomyśleć. Wolałbym sam sam cierpieć niż
krzywdzić ją. I czy to się panu podoba czy nie, zamierzam się z nią ożenić!
Oże..
co? Przysłuchiwałam się tej kłótni w milczeniu, poszczególne słowa docierały do
mnie jak przez mgłę, jednak ostatnią wypowiedź Jareda usłyszałam bardzo dobrze.
Przełknęłam głośno ślinę, a szklanka z wodą wypadła mi z rąk rozbijając się o
podłogę na setki drobnych kawałeczków.
czwartek, 26 grudnia 2013
#16
Ciemno. Głucho. Kolejny koszmar wyrwał mnie
z lekkiego snu. Budziłam się z niemym krzykiem zalana potem rozglądając
dookoła. Próbując dostrzec coś, co mnie uratuje. Ale była tylko pustka.
Ogromny, ciemny magazyn i ja przykuta łańcuchem. Nie miałam siły praktycznie na
nic. Na łzy. Nie płakałam, one same leciały mi po twarzy gdy odczuwałam strach,
bezsilność, gdy traciłam zmysły. Leciały cały czas i zasychały wraz z krzykiem
Daniela: „Nie rycz, mała zdziro”.
Mężczyzna był agresywny. Nie
wiem ile czasu tu spędziłam, ale początkowo nie przychodził, nie było go, byłam
nie tyle w pełni spokojna co na pewno spokojniejsza. A teraz? Może nie pojawiał
się tak często ale jego zachowanie było inne. Wyraz twarzy przerażający.
Wyglądał na zamyślonego, jakby coś planował. Patrzył na mnie, jego oczy
ciemniały, denerwował się. Nadal odczuwam skutki jego ostatniego ataku złości.
Nie wykonałam jego polecenia, nie spojrzałam na niego i wtedy.. Wtedy
otrzymałam mocne kopnięcie prosto w żebra. Każdy najmniejszy oddech mi o tym
przypominał, każda łza nie dawała zapomnieć. W głowie rodziło się jedno
pytanie: „dlaczego?”. Dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłam? Co takiego miałam, czego
inni nie posiadali? Czy to się skończy? Jeśli tak, to w jaki sposób? Ktoś mnie
uratuje, albo będę tu tak długo, aż całkiem stracę siły, usnę i już się nie
obudzę? A może Daniel, może to on zakończy mój żywot?
Wytężam słuch, silnik
samochodu, kroki, mocne szarpnięcie drzwi. Zwijam się ponownie w kłębek jak
najbliżej ściany i nasłuchuję, co stanie się dalej..
-Jak się spało, piękności? –
Czyli to już ranek? Początek kolejnego dnia z mojego życiorysu, który spędzam w
niepewności o własne życie. Spojrzałam na mężczyznę pozostawiając jego pytanie
bez odpowiedzi. Wiedziałam jak może się to skończyć, ale czułam do niego
jedynie obrzydzenie i złość, nie byłam w stanie z nim rozmawiać, więcej go
znosić. – Rozumiem, czyli tak się bawimy. Wiesz, ten Twój kochaś i jego koledzy
z policji są na moim tropie. Nie zdają sobie sprawy z kim zadzierają i jak może
się to skończyć. Dla Ciebie, albo dla jednego z nich. Ale nie martw się.
Załatwiam ostatnie rzeczy i za dwa dni wyruszamy. Tam gdzie Cię zabiorę, nikt
nas nie znajdzie. Będziesz moja, tylko moja. Zrozumiałaś? – Załkałam cicho, to
jedyne co mogłam zrobić. Nie dotarły do mnie jego słowa o policji, tylko o tym,
że chce mnie gdzieś wywieść. – Teraz nie mam czasu, ale jak wrócę nauczę się
jak się odpowiada na pytania, dziecinko.
Daniel odwrócił się na pięcie
i nie opuścił magazynu, tylko zamknął się za małymi niebieskimi drzwiami. Nie
wiem co się za nimi znajdowało, ale jak już tam wchodził siedział kilka godzin
w ciszy. Znowu zostałam sama. Sama z myślami, które nie dawały mi spokoju.
Brutalnie wyjadały ostatnie resztki nadziei. Nadziei na lepsze jutro? Jak to
banalnie brzmiało. Lepszego jutra nie ma, i nie będzie. Czy byłam pewna? Z
każdą upływającą sekundą stawałam się coraz pewniejsza. Oplatając rękoma kolana
i ukrywając w nich głowę, przymknęłam oczy bujając się delikatnie na boki. Naprawdę
świrowałam. „Jestem silna. Jestem silna.
Jestem silna. Jestem silna.” – powtarzałam jak mantrę, nawet nie wiem po
co, chyba z przyzwyczajenia. Kończąc kolejną dziesiątkę wciąż tych samych słów
albo popadałam w sen, albo co gorsza miałam omamy, gdyż słyszałam policyjną
syrenę. Pokręciłam głową wyrzucając to z siebie, przecież to nie mogło być
prawdą, ale dźwięk stawał się coraz bardziej donośny. Otworzyłam oczy. Na
środku magazynu stał Daniel, zwrócony był do wyjścia, a w dłoni trzymał… Broń.
Słyszałam jego ciężki oddech, a z zewnątrz niewyraźne głosy, komendy, kroki.
Nie ruszyłam się nie chcąc wydać najmniejszego dźwięku. On mógł zrobić teraz
wszystko. Wpatrywałam się w ogromne drzwi, wypowiadając w duchu słowa modlitwy.
A co jeśli ta policja to tylko przypadek? Jeśli nie wiedzą, że tu jestem, jeśli
zaraz odjadą? Miałam wrażenie jakby czas się zatrzymał. Byłam ja skulona w
kącie, Daniel z bronią, i szmery przed budynkiem. Ale co dalej?! Dalej Daniel
przypomniał sobie o moim istnieniu, podszedł szybkim krokiem i ukląkł obok.
- Nie martw się, nic nam nie
zrobią. Nie dostaną się do środka. Jesteśmy bezpieczni. Ty i Ja. – Przełknęłam
głośno ślinę, jego obłąkany wzrok, tajemniczy głos. I pistolet w dłoni.
Spojrzałam na niego i od razu tego pożałowałam. Był jeszcze bliżej. Jego
ciężka, chropowata dłoń gładziła mój policzek, a ja byłam sparaliżowana.
Jedno szarpnięcie. Drugie.
Kolejne. „Leto odsuń się od tych drzwi!
Do samochodu!”. Jared? Jared tam był? Próbowałam się ruszyć, krzyknąć, ale
ogromna gula w gardle i wręcz klejący się do mnie Daniel mi to uniemożliwiali.
Nagle mężczyzna zerwał się z miejsca i podbiegł do ogromnych drzwi. Zatrzymał
się i sprawdził czy broń jest naładowana. Podtrzymując się ściany udało mi się
wstać, ale metalowa bransoleta i brak sił z powrotem ściągnęły mnie na dół. Łzy
spływały powoli po moich policzkach, a ja czułam coś na wzór radości? Może
bardziej nadziei, tej której już nie miałam.
„Daniel, wiemy, że tam jesteś.
Że jest tam Elizabeth. Poddaj się dobrowolnie, albo wejdziemy do środka siłą.”
– Rozległ się nieznajomy głos, dodatkowo zniekształcony przez megafon. To się
działo naprawdę! Daniel wycelował bronią w górę i strzelił. Pocisk odbił się od
stalowego filaru i rozbił szybę w starym oknie. Zapomniałam jak się oddycha. Co
on chciał udowodnić? Że zrobi to ze mną? Ze sobą? Wraz z kolejnym strzałem w
‘powietrze’ rozległ się głos policjanta. „Masz ostatnią szansę. Liczę do
trzech. Jeśli nie wyjdziesz, my to zrobimy. Poddaj się, a czeka Cię niższa
kara”. Daniel odwrócił się z moją stronę. Płakał. Miał zaczerwienione oczy, a
po policzkach spływały jak wodospad łzy. Patrzył na mnie i może przez chwilę
zrobiło mi się go żal, ale to było tylko złudzenie. Nienawidziłam go. Miałam
nadzieję, że dostanie karę na jaką zasłużył. „Wchodzimy panowie!” – komenda, po
której nastąpił huk. Drzwi choć wydawały się mocne, wyleciały z zawiasów
‘upadając’. Daniel leżał twarzą do podłogi, a nad nim kucał mężczyzna ubrany na
czarno z bronią, drugi wykręcając Danielowi ręce zapinał je w kajdanki.
Widziałam wszystko jak przez mgłę. Mdlałam? A może to po prostu nadmiar emocji.
Nagle obok mnie znalazł się komisarz.. Jak on się nazywał? Ten sam, co spisywał
zeznania po włamaniu do mieszkania. I dwóch sanitariuszy.
-Już po wszystkim. Jest pani
bezpieczna. – Kilka słów, które sprawiły, że psychicznie poczułam się lepiej.
Jeden z mężczyzn używając wielkich nożyc do metalu, czy co to było zdjął z
mojej kostki ciężką bransoletkę. Noga była poraniona i opuchnięta, z kilku
miejsc sączyła się krew. Przymknęłam oczy i głęboko westchnęłam. Wysoki brunet
chciał mnie podnieść, ale zaprotestowałam.
-Dam radę. – To był raczej
cichy szept, tylko na tyle było mnie stać. Mężczyźni pomogli mi wstać i
podtrzymując poprowadzili mnie do wyjścia. Stanęłam na świeżym powietrzu i się
rozpłakałam. Jestem wolna. Wolna. To koniec tego koszmaru. Ciężko było mi się
ruszyć, boląca kostka plus świadomość, że wszystko będzie dobrze.. W jednej
chwili znalazłam się w czyichś ramionach. Zdezorientowana próbowałam się
wyrwać, nie wiedząc kto to.
-Kochanie to ja. – Jared.
Wtuliłam się w niego mocno, łkając w jego koszulkę.
-Jared. – Szepnęłam. Nie
chciałam, żeby mnie puszczał. Żeby znikał, odchodził. To jego w tej chwili
potrzebowałam najbardziej. Nie liczyło się miejsce, kilkunastu policjantów
wkoło, całe to zamieszanie. Byłam tam gdzie czułam się najbardziej bezpieczna –
ramiona mojego mężczyzny. Jared podniósł mnie z łatwością i gdzieś zaprowadził.
-Nie. – Wyrzuciłam z siebie,
kiedy posadził mnie i się odsunął. Otworzyłam oczy. Siedziałam w karetce, wkoło
było pełno specjalistycznej aparatury. Lekarz w niebieskim ubranku, a obok mnie
Jared, trzymał mnie za rękę i patrzył na mnie z czułym uśmiechem. Co jeśli to
tylko sen? Jeśli za chwilę otworzę oczy i znów będę w tym obskurnym magazynie?
Pokręciłam głową, ale z rozmyślań wyrwał mnie głos lekarza. Czyli to jednak
rzeczywistość.
-Muszę zbadać panią
Elizabeth, mógłby pan wyjść?
-Nie. Proszę, niech Jared
zostanie. – Jedyne o czym marzyłam to woda. Lekarz pokręcił głową i po chwili
namysłu pozwolił mu zostać, zamykając drzwi pojazdu.
Najpierw przeprowadził ze mną
krótki wywiad wypytując czy coś mnie boli, czy mam jakieś dolegliwości, więc
opowiedziałam mu o żebrach i pokazałam kostkę. Jak się okazało te pierwsze były
tylko zbite, z kostką też nie było najgorzej. Same zadrapania i rany. Oprócz
tego ogólne osłabienie organizmu spowodowane brakiem pożywienia, wody i złymi
warunkami. Dostałam leki przeciwbólowe, które od razu zaczęły działać i
skierowanie do szpitala. Na szczęście udało mi się wybłagać lekarza o pobyt w
domu, a do szpitala miałam jechać na dokładniejsze badania. A przede wszystkim
miałam dużo odpoczywać.
Od razu po badaniu ‘złapał’
nas Hamilton, ponieważ musiał mnie przesłuchać. Jared zaprotestował tłumacząc,
że mężczyzna sam może zobaczyć w jakim jestem stanie, w tej chwili potrzebuje
odpoczynku, a zeznania złoże następnego dnia. Komisarz chciał coś powiedzieć,
ale zrezygnował. Życzył mi szybkiej regeneracji sił i zapewnił, że Daniel nie
szybko opuści więzienie, a potem szpital psychiatryczny.
Po powrocie do domu Jared przygotował mi
gorącą kąpiel. Oczywiście cały czas był przy mnie, pilnując aby nic mi się nie
stało, gdybym zasłabła. Tak bardzo mi go brakowało. Mogłam się odprężyć mając
świadomość, że jestem w naszym domu, przy nim, że nic mi nie będzie. To był
zdecydowanie jeden z najszczęśliwszych dni
w moim życiu. Na chwilę udało mi się zapomnieć o Danielu i tym co przeszłam.
Po sytej kolacji, Leto zaniósł mnie do sypialni i położył w łóżku otulając
grubą kołdrą.
-Nie masz pojęcia jak się o
Ciebie martwiłem. To moja wina, wszystko przeze mnie. Przepraszam, Lizzy. Nie
darowałbym sobie, gdyby coś Ci się stało.
-Proszę, nie obwiniaj się. To
nie Twoja wina. – Przysunęłam się do niego, wtulając w jego ramiona. – Tak
bardzo się bałam, że już Cię nie zobaczę. – Samotna łza spłynęła po moim
policzku. Naprawdę, to był najgorszy okres w moim życiu. Wiem, że teraz mogłam
być spokojna, ale miałam wrażenie, że to nie koniec. Że mimo mojego powrotu do
domu, że coś się jeszcze stanie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać na
dobre i znalazłam się na kolanach Jareda. Wtulona w jego klatkę piersiową
oplatając dłońmi jego szyję. Mężczyzna gładził moje włosy próbując mnie
uspokoić. Szeptał, że mnie kocha, ale gdy to nie dawało skutków półszeptem
śpiewał kołysanki. Nagle oderwałam się od niego przecierając oczy dłońmi.
-Mike.
-Spokojnie, zadzwoniłem do
niego i jutro Cię odwiedzi. Poinformowałem też całą resztę.
-Całą resztę? – Spytałam
zaskoczona.
-Tak, Shannona, moją mamę,
Megan, Tomo i wszystkich, którzy się o Ciebie martwili. - Pokiwałam ze
zrozumieniem głową i delikatnie się uśmiechnęłam. „Wszystkich, którzy się o
Ciebie martwili.” – to zdecydowanie podnosiło na duchu. – Potrzebujesz czegoś?
Jesteś głodna, a może chcesz wody?
-Dziękuje. Jedyną rzeczą,
której teraz potrzebuje jest to – dotknęłam opuszkiem palca usta mężczyzny
wpatrując się bez mrugnięcia w niebieskie tęczówki – tutaj – tym samym palcem
dotknęłam swoich ust. Widziałam krążący po jego twarzy uśmiech. Nie
odpowiedział nic tylko położył mnie delikatnie na moją stronę łóżka i nachylił
nade mną jak nad dzieckiem. Widok jego beztroskiej twarzy odebrał mi dech mi z
piersi. Miłość? Tęsknota? Przywiązanie? Popadłabym w moje długowieczne
rozmyślania gdyby nie szybki całus złożony na moim czole, policzkach i w
kącikach ust. To by było na tyle?
-Uważam, że powinna pani
odpocząć. Pora spać moja piękna, to był dla nas obojga ciężki czas. – Jared
ucałował moje usta przelewając do tego pocałunku niezliczoną dawkę uczucia.
Następnie patrzyliśmy się na siebie przez kilka, może kilkanaście minut w
całkowitej ciszy. – Nie znikaj więcej. Następnego razu mogę nie przeżyć. –
Chciałam coś powiedzieć, ale Leto mi przerwał, zatykając usta palcem. – Śpij. –
Szepnął, przykrył mnie kołdrą po samą szyję, a sam wstał idąc w stronę drzwi.
-Zostań.
-Zaraz wrócę.
Pomimo tego, że wiedziałam,
że wróci czułam niepokój. Myśl, że coś się może stać nie dawała mi spokoju. Na
szczęście Jared tak jak powiedział wrócił, szybciej niż się spodziewałam.
Położył się obok mnie i jak tylko poczułam uścisk jego ramion zasnęłam.
When I close my eyes
I see you
When I close my eyes
You’re here
In the dead of the night
I feel you
When I open my eyes
You disappear..
I see you
When I close my eyes
You’re here
In the dead of the night
I feel you
When I open my eyes
You disappear..
~
4 miesiące, tak wiem zawaliłam sprawę. Ten okres był bardzo dziwny. Nic nie obiecuję, życzę miłej lektury.
Pozdrawiam wszystkich, którzy to jeszcze czytają! :)
A.
Subskrybuj:
Posty (Atom)