czwartek, 29 sierpnia 2013

#15

     Daniel nie wrócił. Odkąd zostawił mnie samą tego wieczora, gdy mnie uderzył nie było go następnego dnia i kolejnego. Bałam się, że wtargnie, kiedy zasnę i mi coś zrobi. Dlatego mój sen był słaby i nie trwały. Budziłam się słysząc najmniejszy szelest czy odgłos. Najczęściej był to szum drzew, które musiały znajdować się na zewnątrz, krople deszczu czy szczury biegające po magazynie. Byłam przemęczona, ale nie czułam głodu. Może przez strach ogarniający umysł i ciało. Na szczęście mężczyzna ostatnim razem zostawił butelkę wody, to był mój jedyny ratunek.
Żeby nie zadręczać się „czarnymi” myślami godzinami nasłuchiwałam czy nie nadjeżdża jakiś samochód, czy ktoś nie dobija się do bramy. Krzyczałam mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy, ale tylko traciłam siły nie uzyskując żadnego odzewu. Starałam się nie płakać, jednak to było silniejsze ode mnie. Po pierwsze obawa, co on ze mną zrobi, czy mnie wypuści, czy ktoś mnie znajdzie.. Myślałam Mike'u, przyjaciołach, a najwięcej o Jaredzie. Widziałam jego reakcje na zdjęcia, włamanie, przecież on teraz pewnie odchodził od zmysłów, próbując zrobić cokolwiek.
Chociaż i tak największa zagadką dla mnie było: po co. Co ja takiego zrobiłam Danielowi, że posunął się do takiego czynu? Zazdrość? Choroba? To drugie było bardzo możliwe bo momentami tak się zachowywał, jakby tracił zmysły. Jego dziwny wzrok, zachowanie. W chwili, kiedy był niepoczytalny mógł zrobić naprawdę wszystko. Nagle chwilę zadumy przerwał mi dźwięk, którego wyczekiwałam. Samochód. Podniosłam się z pozycji leżącej do siedzącej, szczelniej otulając się kocem. Nasłuchiwałam uważnie. Auto zatrzymało się. Przez moment znów panowała przerażająca cisza dopóki nie rozległ się hałas starych, blaszanych drzwi. Ktoś wszedł do środka.
-Ślicznotko, ślicznotko. - Daniel. Mówił tak obleśnym głosem. Patrzyłam w stronę, z której po chwili wyłonił się. Stanął naprzeciwko trzymając w dłoni jakąś torbę. Był ubrany cały na czarno. Po jego twarzy krążył szaleńczy uśmiech, był.. radosny ale i zagubiony. - Tęskniłaś za mną? Bo ja bardzo. - Nie odzywałam się. Tylko patrzyłam. Mierzłam wzrokiem każdy najmniejszy ruch. - Przyniosłem Ci coś do jedzenia, zaniedbałem Cię, wybacz kochanie.
-Wsadź je sobie w tyłek. Nie chce Twojego jedzenia. Wypuść mnie stąd!
-Spokojnie, maleńka! Spokojnie.. - Usiadł na skrzynce jak poprzednim razem, przysunął sobie karton i położył na nim torbę. Wyjął z niej papierowe ręczniki, łyżkę i dwie puszki. Nie miały one etykietek, ale nie wróżyły nic dobrego. Daniel wziął jedną z nich aby ją otworzyć. Zapach jaki się z niej wydobył przyprawiał o mdłości. Mężczyzna trzymając ową rzecz i biorąc do ręki sztućce usiadł obok mnie. Nie miałam jak się odsunąć, siedziałam jak najdalej mogłam, tak, że łańcuch był napięty i wżynał mi się w nogę. - Chodź królewno. - Nabrał na łyżkę brązową papkę z puszki. Wyglądało to na.. nic. Odwróciłam głowę w bok zaciskając usta i kręcąc głową. - Bądź grzeczna, skarbie. No już, dziecinko jedz. - Nalegał, a ja nie reagowałam. Złapał mnie za podbródek ale wyrwałam się. Kolejny uścisk był mocniejszy. Odwrócił moją głowę w swoją stronę wpychając mi łyżkę do ust. Całą jej zawartość wyplułam na niego. - Ty.. ty.. ty suko! - Zamachnął się, jakby chcąc mnie uderzyć, jednak powstrzymał się, odetchnęłam z ulga. Ale na jak długo? Ile to będzie trwało? Jak wiele ma cierpliwości, ile minie do następnego razu, do tego gdy już nie będzie zatrzymywał ręki w locie? - A teraz zjesz ładnie to co dla Ciebie przygotowałem.
-Niczego nie będę jadła. - Szepnęłam wycierając usta w koc. Mogę głodować, nie ma znaczenia ile, ale nie będę jadła tego gówna, którym mnie karmił. Zamyślił się i odstawił jedzenie na bok. Zapatrzona w jego ruchy, nie zauważyłam jak złapał moje dłonie i je związał jakimś sznurkiem wyjętym z kieszeni, szarpałam się, ale był silniejszy. Położył mnie na materacu i na mnie usiadł. Nie miałam z nim żadnych szans. Próbowałam się wyrwać ale to na nic. Przełknęłam głośno ślinę, przymykając oczy.
-Tak ładnie zaraz będziesz przełykać obiad. - Otworzyłam szeroko oczy, słysząc te słowa. Myślałam, że już z tym skończył, tak bardzo się myliłam. Przytrzymując mnie, żebym się nie ruszała jedną dłonią nakładał śmierdzącą papkę i siłą wpychał mi do ust. Starałam się to wypluwać, ale zatykał mi usta i nos, więc jedynym wyjściem było połknąć to coś, cokolwiek to było. - Bardzo ładnie. Jeszcze kilka łyżeczek. - Kilka, które ciągnęło się w nieskończoność. Mężczyzna siedział mi na brzuchu, co dodatkowo źle działało. Miałam zgnieciony żołądek, który przechodził rewolucje po tym śmieciowym jedzeniu. Ledwo co powstrzymywałam się przed wymiotami. Ponownie spróbowałam się wyrwać, podnieść, chociaż go odepchnąć. - Zaraz kończymy perełko. - I po tych słowach 'zjadłam' ostatnią porcję. Daniel zszedł ze mnie, gwałtownie usiadłam ciężko oddychając. Wytarł mi twarz chusteczką i rozwiązał ręce. - Nie trzeba było tak od razu? Przynajmniej zapamiętasz sobie jak się nie robi.
-Naprawdę jesteś psychiczny. W końcu ktoś mnie znajdzie i Cię zamkną.
-Kochanie, niedługo już nas tutaj nie będzie. - Że.. co?! Zrobiłam zdziwioną minę. Co on chce zrobić, gdzie mnie wywieźć?! - Nie patrz tak na mnie słoneczko, nie bój się niczego. Będziesz ze mną szczęśliwa.
-Lecz się psycholu! - Zaczęłam krzyczeć, ale musiałam się uspokoić, gdyż czułam buzowanie w brzuchu. Wystarczyła chwila, abym zwróciła cały 'posiłek' na podłogę obok materaca. Chwilami dusiłam się własnymi wymiocinami, a Daniel stał i się śmiał. Uspokajając odruchy wymiotne złapałam za butelkę, którą schowałam za materacem i duszkiem wypiłam resztę jej zawartości. Woda chociaż odrobinę zneutralizowała smak kwasów żołądkowych w moich ustach.
-Jesteś taka śliczna, gdy się złościsz. Wiesz, mam dla Ciebie niespodziankę. Zobacz co mam. - Rzucił w moją stronę kilkoma zdjęciami. Zamarłam widząc kto na nich był. Jared. Wychodził z komisariatu rozmawiając z policjantami. Mimo że to tylko małe zdjęcie, idealnie widziałam emocje wypisane na jego twarzy. Zmęczenie, strach, złość. - Twój kochaś współpracuje z tymi gnidami.
-Zostaw go w spokoju! Chcesz coś zrobić, zrób mi, zostaw go. - Głos mi się załamywał. Wpatrywałam się w tego przesiąkniętego złem człowieka, zgniatając w dłoni jedno ze zdjęć.
-Zadzwońmy do niego. - Odparł mężczyzna. Ku mojemu zdziwieniu wyjął mój telefon, jednak skorzystał z niego tylko po to aby spisać numer. Po chwili już czekał na połączenie. Wybrał funkcję głośnomówiącą. Rozpłakałam się, słysząc „Tak, słucham?” 'wypływające' ze słuchawki. - Witaj Leto. - Daniel, Ty gnoju! Co zrobiłeś z Elizabeth?! Rozległy się krzyki. - Spokojnie. Nic jej nie jest, prawda kochanie? Czujesz się dobrze?
-Jared! - Chciałam krzyknąć, jednak wyszedł z tego szloch.. Jared zaczął kląć, wypytywać gdzie jestem, grozić policją. Daniel jedynie zaśmiewał się ignorując wszelakie pytania, wyzwiska. Próbowałam coś powiedzieć, krzyknąć, żeby mnie usłyszał, ale w gardle powstała wielka gula, i nie byłam w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
-Obserwuję Cię, znam każdy Twój krok. Uważaj na siebie i na to co robisz i z kim rozmawiasz. Tu chodzi o życie Twojej, ach wróć, Twojej byłej kobiety. Miłego dnia gwiazdorku. - Słyszałam jeszcze zbulwersowanie Jareda, jego złość, zdenerwowany głos. Daniel rozłączył się po czym od razu wyjął z telefonu kartę łamiąc ją. - Głupiutki jest ten Twój kochaś. Nie wiem co Ty w nim widzisz, słoneczko.
-Jest zdrowy na umyśle (wiem, że to nie idzie w parze z Dziadem, no ale xD) nie tak jak Ty. - Syknęłam zalana łzami. Siedziałam skulona, z zamkniętymi oczyma. W głowie 'siedziały' mi słowa Jareda. Smutek w jego głosie.

~Jared

     Pieprzony idiota! Jedyna moja myśl po telefonie tego dupka. Serce pękało mi od szlochu Lizzy i faktu, że nie mogłem nic z tym zrobić. Znów zastanawiałem się, gdzie ją przetrzymywał, jak traktował. Mówił do niej per 'kochanie'! Z nerwów zrzuciłem ze stołu kubek pełen kawy, przygotowany dla Shannona. Był przy mnie przez te dwa dni. W zasadzie jeździł ode mnie do mamy. Wypytywał czy czegoś się dowiedziałem, jak idą poszukiwania, co mówi policja, jak się trzymam. Po czym jechał do matki, zobaczyć jak ona się czuje. Constance bardzo się tym przejęła. Traktowała Elizabeth jak córkę, do tego fakt, że Daniel był jej sąsiadem i to u niej go spotkaliśmy dobijał ją ostatecznie. Do tego wszystkiego kilkanaście razy dziennie widziałem się z Mike'em, wymienialiśmy się informacjami, albo wymyślaliśmy plany odszukania dziewczyny.
-I jak tam braciszku? - O wilku mowa. Wszedł do kuchni, w momencie, gdy sprzątałem szkło i wylany płyn.
- Kurwa. - Przekląłem, kiedy wbił mi się w dłoń odłamek kubka. Mała ranka, ale sączyły się z niej hektolitry krwi.
-Zostaw to. - Mężczyzna podszedł do mnie i pozbierał odłamki. Pomógł mi wstać i usiąść na krzesełku. Wpatrywałem się w czerwoną ciecz. Zerwałem się nagle z miejsca, gdyż przed oczami ukazała mi się zakrwawiona Elizabeth. Zdecydowanie za mało snu panie Leto. Shannon podskoczył do mnie i ponownie 'posadził' na miejscu.
-Jared, wszystko w porządku? Co się dzieje? Pokaż tą ranę. - Wyjął z szuflady apteczkę, ustawił ja sobie na stole i złapał moją dłoń. Syknąłem, gdy polewał ją wodą utlenioną. - Siedź spokojnie. - Wywróciłem oczami, przecież nie byłem małym dzieckiem, mimo że w tej chwili tak mogłem się zachowywać. Chwilę 'po naciskał' miejsce wokół tego, gdzie wbity był odłamek, tak, że ten 'wypłynął' ze strużką krwi. Przykleił plaster i pogłaskał po głowie śmiejąc się. - Proszę bracie.
-Dzięki. - Popatrzyłem chwilę na swoją dłoń i na bałagan na podłodze. - Gdybyś szukał Twojej kawy to jest tam. - Wskazałem głową na mokrą plamę.
-Dobra stary, kawa nie zając. Zrobię drugą. Ale teraz mi powiedz co się stało? - Więc tak jak chciał opowiedziałem o dziwnym telefonie, o Lizzy, o tym, że czuję się okropnie, że najchętniej zabiłbym tego gnojka bo jest skończonym świrem. A policja? Oni oczywiście nic nie wiedzieli. Zrobili 'wjazd' na mieszkanie Conan'a, jedyne co znaleźli to karton z nieotwartymi lekami psychotropowymi oraz nie zużyte recepty. Żadnego podejrzanego adresu, śladu, czegokolwiek. Obserwowali jego dom, w razie gdyby się tam pojawił, ale do tego nie doszło. Nie miał on tutaj rodziny, w sumie nie miał żadnej. Jego miejsce było w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.
-To świr, i tyle.
-Wszystko się ułoży, Jared. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Jasne, pojedziesz ze mną do Hamiltona? Chce mu powiedzieć o telefonie.
-Najpierw Ci o czymś powiem. Przed Twoim domem stoją trzy furgonetki z tabloidów, chmara paparazzi i dziennikarzy. A po necie krąży to. - Shannon rzucił na stół wydruki z jakichś stron. Wszędzie duże nagłówki: „Dziewczyna Jareda Leto porwana! Kto za tym stoi? Jak on się czuje?” albo „Co zrobi Jared Leto, gdy znajdzie sprawcę porwania swojej kobiety?”.
-Zabiję kurwy, zabiję!
-Jeszcze tego Ci brakowało, żebyś miał problemy z prawem. Wyjdę i powiem im, że jesteś na komisariacie, wymkniesz się tylnym wyjściem, moje auto stoi za rogiem. A w drodze zadzwonisz do tego komisarza, że spotkacie się na mieście.
-Shannon, nie wiem co bym bez Ciebie zrobił. - Poklepałem brata po ramieniu, nikle się uśmiechając. On jedyny myślał racjonalnie. Bo ja najchętniej wyszedłbym do tych debili i im nawciskał, podeptał te wszystkie kamery i aparaciki. Wszędzie wywęszą sensację. Skąd oni nawet wiedzieli?

Spotkanie z nim minęło tak jak każde inne. Przekazałem mu nowe informacje, on je spisał, wykonał kilka telefonów, znów coś zanotował. Czy on nie robił nic innego? Jedynie obecność Shannona powstrzymywała mnie przed zrobieniem czegoś głupiego czy krzykiem.
-Udało nam się coś ustalić. I myślę, że jesteśmy bliżej niż dalej rozwiązania całej tej sprawy. - W końcu! Pomyślałem i pierwszy raz od kilku dni szczerze się ucieszyłem. Kiwnąłem głową do blondyna, aby mówił dalej. - Kamery z monitoringu zarejestrowały podejrzaną furgonetkę przed komisariatem. Kierowca - mężczyzna co prawda jest niewidoczny bo ma czapkę i okulary, jednak robił on zdjęcia. Mi i panu. Po tablicach udało nam się dojść, że należy ona do Daniela. Byliśmy także u pana Oliviera, czuł się na tyle dobrze, iż rozpoznał to auto. Zdjęcia, numery tablic i nakazy aresztowania zostały rozesłane już do oddziałów w całym mieście i stanie. Teraz nam nie ucieknie.
-Brawo. Naprawdę się cieszę. Tylko nie schrzańcie tego. Co z nim będzie jak go złapiecie?
-Zostanie poddany badaniom, ponieważ leki i recepty, które znaleźliśmy nie są bezpodstawne. No a potem proces. Zostanie oskarżony o porwanie, przetrzymywanie osoby oraz próby uszkodzenia zdrowia, jeśli nie atak na czyjeś życie.
-Niech zgnije w pierdlu.
-Tak szybko nie wyjdzie. Posiedzi sporo latek, do tego leczenie zamknięte. Nie ma się pan o co martwić.
-Łatwo panu mówić, panu dziewczyny nie porwano! - Znów się zirytowałem, ale to tylko chwilowe. Wypiłem wodę, myśląc o słowach funkcjonariusza. - Przepraszam, nerwy. Jak będziecie na jego śladzie, dajcie mi znać.
-Oczywiście. Do widzenia.
Pożegnaliśmy się z mężczyzną, jednak opuszczenie lokalu nie było takie proste. Ktoś musiał za nami jechać, gdyż na zewnątrz zderzyłem się z fotografem i dwójką reporterów. Wiedząc, że to nic nie da, pokazałem im środkowy palec i przecisnąłem się, nie zwracając uwagi na ich zaczepki i krzyki.
Podjeżdżając pod firmę młodego Kaysona, brata Lizzy czułem, że stanie się coś nieprzyjemnego. Jak się okazało moje przypuszczenia były słuszne. U chłopaka siedział, jego ojciec. Gregory. Widocznie przyleciał z Anglii, gdy dowiedział się, o porwaniu córki. Grzecznie się przywitałem, ale nie otrzymałem tego w zamian. Zamiast tego mężczyzna wyżywał się na mnie, krzycząc, że zawsze wiedział, że nie jestem dla 'jego małej córeczki' odpowiednim partnerem, że jestem za stary i za głupi. Że czuł, że ją skrzywdzę, wcześniej czy później. Nie docierało do niego, że Elizaneth jest dorosła, że jest przy mnie szczęśliwa. Nawet nie dał sobie powiedzieć tego, że policja już jest na tropie sprawcy. Gdyby nie Mike przysięgam, że doszłoby do jakiegoś rękoczynu. Nigdy się nią nie interesował, nigdy. Zawsze był zapatrzony w siebie i swoją pracę. Gdy miała wypadek, jakiekolwiek problemy nie było go, a teraz wielki tatuś? Który zarzucał mi, że źle się nią opiekowałem. Nie mogłem zamknąć jej w domu i nie wypuszczać, bo i tak zrobiłaby co by chciała. Nie moją winą było, że jakiś chory człowiek umyślił ją sobie jako zdobycz. Poza tym nie potrzebowałem jego pieniędzy, detektywów ściąganych z całego świata. Miałem głowę na karku i sobie radziłem. To ja, nie on, nie ojciec, który powinien być najbliżej, załatwiałem sprawy z policją, bo kochałem ją równie mocno jak on, jeśli nie bardziej. Więc niech mnie nie poucza co mam robić, a czego nie. Wręcz gotowałem się ze zdenerwowania na tego mężczyznę, a telefon od Hamiltona był pretekstem do opuszczenia tego miejsca.
  
~
Za bardzo Was rozpieszczam, dwa rozdziały w tak krótkim czasie :P Nie no, śmiecham się. Spięłam poślady i napisałam coś jeszcze przed zakończeniem wakacji. Bo wiecie maturka i te sprawy, mniej czasu na pisanie. Będę się starać! Obiecuję, że będę się starała pisać i dodawać jak najszybciej, gdyż mam dla Was coś specjalnego :)
Pozdrawiam tych, którzy ze mną wytrzymują, a raczej wytrzymują moje długie przerwy i nadal czytają to opowiadanie, oraz nowych 'czytaczy' :* 
Alka.

P.S. CZYTASZ = KOMENTUJESZ 




5 komentarzy:

  1. No cóż, robi się coraz ciekawiej? :) Cała ta scena z jedzeniem i tekstami Daniela. Wrrr... aż mnie ciarki przeszły jak to czytałam. On naprawdę jest nienormalny i mam nadzieję, że szybko wyślą go tam, gdzie jego miejsce. Cieszę się, że policja również wpadła na jakiś trop. Mam nadzieję, że uda im się ich odnaleźć przed tym planowanym wyjazdem, bo aż strach pomyśleć co ten psychopata mógłby jej zrobić.
    Wrócił ojciec Elizabeth? Naprawdę? Przypomniał sobie o córeczce dopiero teraz? I jeszcze bezczelny miał wyrzuty do Jareda. No naprawdę, śmieszne. Bo sam niby taki idealny był? Też bym się na miejscu Leto na niego wkurzyła i bardzo dobrze, że wyszedł. Już ma dość problemów i strapień w życiu!

    Nie wiem czemu, wydaje mi się, że ten rozdział jest nieco chaotyczny. Jakbyś się gdzieś śpieszyła pisząc go, ale sama treść jest jak najbardziej interesująca ;)

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. help jaki swietny rozdzial *o* obys pisala je tak szybko jak teraz, bo inaczej umre z ciekawosci! ;> - adolf :3

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja płakam ;_; Mogłaś moje zakończenie walnąć xDD Muszą być razem ! Muszą :d
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. "-Jest zdrowy na umyśle (wiem, że to nie idzie w parze z Dziadem, no ale xD) nie tak jak Ty." no to dowaliłaś z grubej rury Dziadowi :)
    wiesz, że jestem Twoją największą fanką, więcej nie mam nic do dodania :*

    OdpowiedzUsuń
  5. dzisiaj się nie czepiam, ale musisz wiedzieć, że jak czytałam scenę z karmieniem, to akurat jadłam śniadanie, więc ten tego, to było niesmaczne xD
    ja tam uważam, że Jared powinien strzelić temu ojczulkowi raz a porządnie, to może by się nauczył, że córkę zawsze powinno się wspierać

    OdpowiedzUsuń