wtorek, 27 sierpnia 2013

#14

     Z Olivierem spędzałam dużo czasu. Okazał się bardzo przyjaznym człowiekiem. Skończył uniwersytet na kierunku filologia bałkańska, a pracę jako ochroniarz zaczął dzięki bratu. Był gadatliwy i pomocny. Delikatnie irytowało mnie, że nie mogłam jeździć czy wychodzić sama, ale zawsze mógł trafić się ktoś gorszy, prawda? I wtedy dopiero mogłabym narzekać.
Byłam umówiona z Jaredem w jednej z małych restauracji na obrzeżach miasta, a później mieliśmy pojechać do Tomo i Vicky, którzy zapraszali nas do siebie od kilku tygodni. I tak już byłam spóźniona bo złapał nas korek. W centrum był wypadek i główna droga była zablokowana. Musieliśmy zawrócić, a w gruncie rzeczy krążyliśmy po mieście, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Ollie znał skrót, ale to chyba nie był dobry pomysł. To było totalne pustkowie, wkoło same drzewa, i dziury na drodze. Nagle poczułam lekki wstrząs, a chłopak zatrzymał samochód. Modliłam się w duchu, aby to nie było to o czym myślałam.
-Złapaliśmy gumę.- Mruknął brunet i widocznie zdenerwowany wyszedł z auta. Zrobiłam to samo i obeszłam pojazd aby zobaczyć ta felerną oponę. Pięknie! - Masz zapasową w bagażniku?
-Nie mam w zwyczaju wozić zapasowych opon, nigdy nawet o tym nie pomyślałam.- Pokręciłam głową i wyjęłam telefon, aby zadzwonić po jakąś pomoc.
-Lepiej zadzwoń do Jareda, żeby się nie denerwował, a ja to załatwię. - Uśmiechnęłam się w jego kierunku i odeszłam kawałek, wybierając numer Leto. Odebrał za drugim razem. Wytłumaczyłam mu sytuację i powiedziałam, że przyjadę jak najszybciej, ale on stwierdził, że sam po mnie przyjedzie, a Olivier zajmie się samochodem. Oczywiście chwilę się z nim posprzeczałam, ale przerwał nam dźwięk nadjeżdżającego auta. Kazałam mu zaczekać i odwróciłam się z jednej strony zdziwiona, że pomoc przyjechała tak szybko, a z drugiej po prostu zadowolona z tego faktu. Auto jechało z zawrotną prędkością wprost na Oliviera, krzyknęłam, żeby uważał, ponieważ stał tyłem, jednak w tym samym momencie kierowca wjechał w mężczyznę, który z hukiem podleciał i upadł na ziemie. Rzuciłam telefon, w którym słyszałam krzyki Jareda dopytującego co się dzieje i pobiegłam w stronę ciała. Byłam zdenerwowana i przestraszona. To nie wyglądało jak na przypadkowy wypadek, tylko zamierzony czyn. Samochód, a prawdę mówiąc furgonetka zatrzymała się kawałek dalej. Byłam zbyt zajęta sprawdzaniem stanu Olliego, że z nerwów nie zauważyłam, jak kierowca pojazdu idzie w moją stronę, rozmawiając przez mój telefon. Trzęsły mi się ręce, oczy zaszły mgłą. Chłopak nie reagował, miał dużą ranę głowy z której sączyła się krew. Poczułam jak ktoś złapał mnie za ramie i odskoczyłam na bok, gdy odwróciłam głowę zamarłam. To był.. Daniel. Stał nade mną z szyderczym uśmiechem.

Nie martw się o nią, jest w dobrych rękach” - to ostatnie słowa, które usłyszałam zanim zemdlałam? Jedyne co pamiętam to swój krzyk i szarpaninę. Mężczyzna trzymał mnie, a ja próbowałam się wyrwać. Następnie przyłożył mi do ust strasznie śmierdzący materiał i 'odpłynęłam'. Nie wiem po jakim czasie się ocknęłam. I nie mam pojęcia gdzie jestem. Strasznie bolała mnie głowa. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po owym miejscu. Było ciemno, jedynie przez wybite dziury w ogromnych oknach wpadały pojedyncze promienie słońca. Pomieszczenie było duże, nawet bardzo i przypominało magazyn. Po kątach walały się części regałów, bądź one same, narzędzia, deski, kartony. W niektórych miejscach stały kolumny podtrzymujące strop. Słyszałam szybkie bicie swojego serca i ciężki oddech. Wstałam i zaczęłam nerwowo rozglądać się chcąc zauważyć kogoś albo jakieś wyjście, nie chciałam być tam ani minuty dłużej. Coś jednak uniemożliwiło mi swobodne ruchy. Przy lewej kostce miałam coś ciężkiego. Była to szeroka na około 6 centymetrów 'bransoleta', do której przyczepiony był łańcuch. Nie był on długi, szarpnęłam nogą myśląc, że może nie jest on zamocowany do żadnego przedmiotu czy elementu konstrukcyjnego. Upadłam i jęknęłam z bólu. Dopiero wtedy zauważyłam w podłodze hak, z którym połączony był mój „łańcuszek”. Z bezradności i niewiedzy rozpłakałam się. Usiadłam skulona w kącie, obejmując kolana ramionami i przymykając oczy. Przypomniałam sobie samochód, Oliviera leżącego w kałuży krwi. Daniela.. Czy to on był tym, który mnie śledził? Który włamał się do mieszkania? Podesłał zdjęcia? Czy to on? Ale po co? „Nie martw się o nią, jest w dobrych rękach” czy on chciał mi coś zrobić? Pomyślałam o Jardzie. Wnioskuję, że Daniel rozmawiał właśnie z nim, więc wiedział, że coś mi się stało.. Poznał go po głosie? A może zaraz zjawi się tutaj i mnie zabierze? Poinformował policję? Naraz skłębiło się w myślach milion pytań, na które nie miałam odpowiedzi. Tego było za dużo. Schowałam głowę w kolana mocno zaciskając oczy jakbym chciała po ich otwarciu znaleźć się w bezpiecznym miejscu, z Jaredem, Mike'em, z bliskimi. Łzy płynęły powoli po moich policzkach, już ich nie czułam, bo ogarnął mnie strach.


Jared~

     Nie zwracając uwagi na krzyki policjantów i funkcjonariuszy próbujących mnie zatrzymać kierowałem się prosto do gabinetu komisarza Hamiltona. Wpadłem tam jak oparzony, mężczyzna przeglądał jakieś papiery i aż wstał z krzesła widząc mnie.
-Co pan tutaj robi?! - Powiedział podniesionym głosem. No tak, rzadko wpada ktoś do niego robiąc przy tym tyle hałasu.
-Elizabeth została porwana. - Moje zdenerwowanie dało się wyczuć w każdym najmniejszym słowie czy oddechu. Miałem ochotę coś rozwalić, byle by tylko jak najszybciej odnaleźć moją kobietę.
-Niech się pan uspokoi i usiądzie. - Mężczyzna, wskazał dłonią krzesło naprzeciw swojego biurka, gdy pokręciłem przecząco głową posłał mi długie spojrzenie. Usiadłem więc jak mi kazał nie mogąc zrozumieć jego spokoju. - Teraz proszę mi o wszystkim opowiedzieć. - Ominąłem wstęp o naszym umówionym spotkaniu i przeszedłem od razu do szczegółów. Dokładnie z każdą najmniejszą informacją, którą udało mi się zapamiętać opowiadałem. Policjant przerwał mi mówiąc, że dostali jeden telefon o wypadku, jakiś rowerzysta znalazł ciało mężczyzny obok samochodu ale nie było nikogo innego. Ofiarą był Olivier Stone, leży w ciężkim stanie w szpitalu. Przejąłem się tym, w końcu to ja go zatrudniłem i naraziłem na to, ale teraz najważniejsza była Elizabeth. W końcu dotarłem do końca, czyli rozmowy z tym chorym człowiekiem. Jedyne co mi powiedział to, że jej nie skrzywdzi, bo nie tego chce, teraz on będzie jej księciem z bajki i nie mam jej szukać. Oczywiście poznałem po głosie tego dupka. Od początku coś mi w nim nie pasowało, a moja matka była zapatrzona w niego jak w obrazek!
-Mówi pan, że jak on się nazywa?
-Daniel Conan. Wiem nawet gdzie mieszka, może od razu tam pojedziecie, co?
-Najpierw muszę spisać protokół przestępstwa. Następnie moi ludzie sprawdzą czy widnieje on w naszej bazie danych, dopiero później uzyskując nakaz od przełożonego możemy go zatrzymać bądź aresztować.
-Przecież to będzie trwało wieki! Jeden człowiek leży w szpitalu walcząc o życie, tutaj chodzi o życie kobiety, a wy się bawicie w takie podchody?! - To była chyba jakaś kpina. Nie wiadomo co ten świr mógł zrobić Elizabeth, jak ją traktował, gdzie przetrzymywał, a ten mundurowy najlepiej rozsiadł by się z laptopem na kolanach i postukał w klawisze!
-Proszę się uspokoić! Ja nic nie mogę zrobić szybciej, nie do mnie te pretensje. - Wywróciłem oczami powstrzymując się od puszczenia niezłej wiązanki w jego stronę. W tym czasie wykonał krótki telefon, a po chwili w biurze pojawił się inny mężczyzna. Hamilton kazał sprawdzić mu czy Daniel był notowany, a może jest poszukiwany. - Wie pan coś więcej o tym mężczyźnie?
-Nie, tylko tyle, że jest sąsiadem mojej matki, i od początku dziwnie się zachowywał.
-Co to znaczy?
-Przystawiał się do Elizabeth, zadawał dziwne pytania, patrzył tym swoim mętnym wzrokiem jak na zabawkę.
-Rozumiem. Na tę chwilę odeślę pana do domu i skontaktujemy się wieczorem. Proszę nie robić nic na własną rękę bo to tylko może pogorszyć sprawę. - Zaśmiałem się w duchu. Pogorszyć sprawę? Pogorszyć sprawę może jedynie ich ociąganie się, a nie moja własna ingerencja. To chyba było normalne, że chciałem znaleźć kobietę, którą kochałem tak?
Rzuciłem do mężczyzny krótkie „do widzenia” i wyszedłem. Byłem wściekły i wystraszony. Dopiero w takich chwilach jak ta uświadamiałem sobie ile mogłem stracić. Ile Elizabeth dla mnie znaczyła. Wcześniejsze związki tak naprawdę nie miały znaczenia, młodzieńcze miłości, źle podjęte decyzje albo przelotne romanse. Ona zmieniała moje życie każdego dnia, nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogło by jej nie być. Gdy znalazłem się przy samochodzie wziąłem kilka głębszych oddechów. Chciałem jechać do Oliviera, ale było coś ważniejszego. Jak nie oni to ja odwiedzę Daniela w mieszkaniu. Po dotarciu na miejsce nie zwracałem uwagi jak paruje, pobiegłem do drzwi i zacząłem w nie walić. Nie pukałem, waliłem pięściami i kopałem krzycząc, że ma i otworzyć bo wyważę drzwi. Żadnej reakcji. Ze środka nie dochodziły żadne odgłosy, więc nawet nie miałem pewności czy ktoś tam jest.
-Jared? Co ty wyprawiasz? - Usłyszałem głos matki i odwróciłem się w stronę, z której on dochodził. Kobieta stała przed swoim domem, a za nią Shannon z zakupami. Obydwoje przyglądali mi się ze zdziwieniem. Naprawdę uroczy widoczek.
-Gdzie on jest? Tak się z nim przyjaźnisz to powinnaś wiedzieć!
-Uspokój się! - Odezwał się mój brat stając w obronie matki. Nie powinienem jej o nic oskarżać, ale przecież gdyby nie ona i jej głupi sąsiad teraz Elizabeth byłaby ze mną!
-Daniel wyjechał na jakiś czas. Mówił, że ma chorą matkę. - Prychnąłem kopiąc małe, dopiero co rosnące drzewko tak, że się złamało. On był psychiczny!
-A nie powiedział Ci, że chce porwać Lizzy? - Głos mi się załamywał. Nie pamiętam kiedy byłem tak nerwowy.
-Co, ty opowiadasz? On? On by muchy nie skrzywdził!
-I ty mu wierzysz! Nie znasz swojego kochanego Danielka tak dobrze!
-Jared, może wejdźmy do środka i nam wszystko opowiesz? - Shannon jako jedyny zachowywał spokój. Ja aż podskakiwałem, a matka stała osłupiała nadal nie chcąc mi uwierzyć. No tak, bo lepiej zaufać obcemu człowiekowi niż posłuchać syna.
Kobieta przygotowywała dla mnie mocną kawę, a Shannon próbował mnie jakoś uspokoić. Ale jak ja miałem być spokojny? No jak? Nie mogłem siedzieć w miejscu, powinienem coś robić. Dopiero kiedy wypiłem duszkiem trzy kubki gorącej kawy, opowiedziałem matce i bratu co się stało i o tym, co mi powiedzieli na komisariacie. Przejęli się, a mama zaczęła zrzucać winę na siebie. Jeszcze tego brakowało aby z nadmiaru wyrzutów sumienia coś jej się stało. Poprosiłem Shannona aby z nią został i obiecałem, że będę ich informował, jak tylko sam będę wiedział coś nowego.
Wychodząc natknąłem się na Hamiltona i jego „ekipę”. Widząc mnie mężczyzna pokręcił przecząco głową, chyba chcąc dać mi do zrozumienia, że nic nie ustalili. Olałem to i wsiadłem do samochodu. To teraz kierunek.. Właśnie, zastanawiałem się, gdzie mogę jechać poza szpitalem. Gdzie mogę jej szukać? Los Angeles było zbyt duże, nie miałem żadnej wskazówki. Mike! Przecież on o niczym nie wiedział. Był jej jedynym bratem i jedyną rodziną tutaj. Bo ojciec zaszył się w Wielkiej Brytanii i nawet gdy mu proponowali przeprowadzkę nie przyjmował tego do świadomości.
Znalazłem więc numer do chłopaka i do niego zadzwoniłem. Spotkaliśmy się u niego w biurze, ponieważ tak było najszybciej.
Jestem jasnowidzem czy co? Jego reakcja była dokładnie taka jak sobie wyobraziłem. Wystraszył się i zmartwił, ale o wszystko oskarżył mnie. A jeszcze kilka dni temu, jaki to mój pomysł z ochroną nie był wspaniały. Kurwa, przecież zrobiłbym wszystko aby do tego nie doszło, czy ludzie mogą przestać mnie oskarżać? Stwierdzając, że nie dojdę z nim do jakiegokolwiek porozumienia opuściłem gabinet mocno trzaskając drzwiami. Mam dość. Tak, Jared Leto walczący z uporem do samego końca i nie poddający się miał dość po kilku godzinach. Naprawdę czułem się bezradny. Gdybym chociaż wiedział cokolwiek. Przychodziły mi na myśl najgorsze scenariusze. Lizzy, Lizzy, Lizzy...


L. ~

     Przebudziłam się trzęsąc z zimna. Miałam na sobie jedynie cienki sweterek i jeansy, a w pomieszczeniu było coraz chłodniej. Nadal byłam w tym obskurnym miejscu, leżałam na brudnym materacu przykuta do łańcucha jak więzień. Przez okna nie wpadało już żadne światło, więc musiał być wieczór. Do oczu znowu napłynęły mi łzy, nie miałam siły nawet na płakanie, ale one jakby żyły własnym życiem. W drugim końcu sali pojawiła się jasna iskierka, nie wiedziałam, czy to przywidzenie, czy coś tam jest. Słychać było kroki, a światło przybliżało się. Automatycznie przesunęłam się w róg starając się być jak najciszej, jednak łańcuch mi to uniemożliwiał. Mężczyzna zaśmiał się, wokół mnie zrobiło się jasno gdyż postawił na ziemi lampkę na baterie i usiadł na skrzynce stojącej nieopodal. Wpatrywał się we mnie, a ja starałam się nie patrzeć.
-Spójrz na mnie. - Rozkazał, a ja natychmiast wykonałam jego polecenie, ze strachu.- Grzeczna dziewczynka. - Szepnął do siebie i rzucił w moją stronę grubym kocem. Chwyciłam szybko materiał i się nim owinęłam, w razie gdyby chciał go zaraz zabrać. - Rozmawiaj ze mną.
-Chyba nie myślisz, że Ci podziękuje. - Wycedziłam przez zęby, od razu tego żałując. Gubiłam się w tym co mam robić, jak nie wykonam jego 'poleceń' będzie źle, jak będę je wykonywała też będzie źle.
-Bądź grzeczna mała zdziro. Nie mam serca, żeby robić Ci coś złego, ale jak mnie zdenerwujesz nie ręczę za siebie.
-To po co mnie tu trzymasz?
-Bo chce cię mieć. Ten pajac udający gwiazdkę, słaby aktorzyna na Ciebie nie zasługuje. Jedyne na czym mu zależy to kasa. Wcześniej czy później zdradzi cię z jakaś plastikową dziunią i zostawi z gromadką dzieci, a ja? Ja będę przy Tobie zawsze. - Mężczyzna miał dziwny głos, nie potrafiłam go określić, ale przerażał mnie. Usiadł na brzegu materaca i przybliżał się do mnie. Czułam jak mój oddech stawał się coraz szybszy. Wręcz wbijałam się plecami w ścianę za sobą, chcąc być jak najdalej. Daniel położył dłoń na moim policzku, gładząc go kciukiem. Rozpłakałam się i zamknęłam oczy. Próbowałam się odsunąć, ale za każdym razem on robił to samo. Wyrwał koc z moich rąk i przez kilka sekund lustrował wzrokiem. Czując jego obleśną dłoń na kolanie zaczęłam piszczeć i krzyczeć, żeby zostawił mnie w spokoju. - Cii. Spokojnie kochanie. - Szeptał mi wprost do ucha, a ja czułam jak moje ciało drżało ze strachu. To był impuls. Wolną nogą kopnęłam go w żebra. Syknął i odsunął się łapiąc za prawy bok. - Ostrzegałem Cię! - Teraz mogłam spodziewać się wszystkiego. Że mnie zgwałci, pobije, czy cokolwiek innego. Nie miałam żadnej racjonalnej myśli. Modliłam się, aby ktoś tu wszedł i mnie zabrał. Mężczyzna zamachnął się i dostałam w twarz. Głowa odskoczyła mi na bok, policzek piekł, a w kąciku ust pojawiła się stróżka krwi.

-Jesteś chory. - Krzyknęłam łapiąc się za policzek i cicho łkając. Ponownie zawinęłam się w kłębek i czekałam, aż On sobie pójdzie. 

~

Ba-dum tss! 
Jesteście zaskoczeni? Wiem, że kilka osób domyśliło się, że to chodziło o D. Powiem Wam w małej tajemnicy, że to dopiero początek. Alka ma szatański plan i wcieli go w życie już soon! 
Pozdrawiam :) 

6 komentarzy:

  1. nooo nie spodziewałam się, że skończysz w takim momencie :)
    Twoje 'końce' rozdziałów zawsze sprawiają że już chcę czytać kolejny :D akcja wyszła super, szkoda że teraz pewnie znowu będziemy długo czekać na kolejny rozdział, ale szkoła i te sprawy :O
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwaj następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. :< bjedna Lizzy. Jesteś okrutna :DDDD
    Dziadu zawału dostanie przez Ciebie :D
    Czekam na kolejny ! :****

    OdpowiedzUsuń
  4. jak dla mnie jeden z ciekawszych rozdziałów, chociaż w trakcie czytania zaskoczyło mnie, że Jared tak szybko rozpoznał głos Daniela, albo jak wyszedł z komisariatu i nagle się zorientowałam, że już jest pod jego domem, bo wiesz mogłaś napisać, że po drodze złamał ze 20 przepisów drogowych, czy coś, ale może tylko się czepiam xD poza tym chyba wszystko mi pasowało, rozwijasz akcję w ciekawym kierunku, chcę już wiedzieć jak wszystko potoczy się dalej, no i w jaki sposób wyśledzą tego psychopatę, bo to przecież wielkie miasto, więc nie może być łatwo xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka akcja! Z tego całego napięcia latałam wzrokiem bo tekście jak wariatka xD Wypadek, porwanie, policja - aż się w głowie kręci ;p Super!
    Bardzo mi się podobało, czekam na dalszy ciąg tego wątku i mam nadzieję, że nie skrzywdzisz Lizzy.
    Szatański plan nie brzmi optymistycznie xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji, szczególnie tak szybko. Wiedziałem, że z tym Danielem jest coś nie tak, jednak cały czas łudziłam się, że to będzie ktoś inny. Mam nadzieję, że Oliver wyzdrowieje i nie będzie żadnych tragicznych skutków tego wypadku.
    Jak ja współczuję Elizabeth! Co ona biedna musi tam przeżywać. Aż nie chcę próbować sobie wyobrażać co bym zrobiła na jej miejscu. Mam nadzieję, że Hamilton w końcu zacznie działać, a jak nie, to Jared wpadnie na taki pomysł. Oby tylko szybko się znalazła!

    OdpowiedzUsuń