Z
Olivierem spędzałam dużo czasu. Okazał się bardzo przyjaznym
człowiekiem. Skończył uniwersytet na kierunku filologia bałkańska,
a pracę jako ochroniarz zaczął dzięki bratu. Był gadatliwy i
pomocny. Delikatnie irytowało mnie, że nie mogłam jeździć czy
wychodzić sama, ale zawsze mógł trafić się ktoś gorszy,
prawda? I wtedy dopiero mogłabym narzekać.
Byłam umówiona z
Jaredem w jednej z małych restauracji na obrzeżach miasta, a
później mieliśmy pojechać do Tomo i Vicky, którzy
zapraszali nas do siebie od kilku tygodni. I tak już byłam
spóźniona bo złapał nas korek. W centrum był wypadek i
główna droga była zablokowana. Musieliśmy zawrócić,
a w gruncie rzeczy krążyliśmy po mieście, próbując
znaleźć jakieś rozwiązanie. Ollie znał skrót, ale to
chyba nie był dobry pomysł. To było totalne pustkowie, wkoło same
drzewa, i dziury na drodze. Nagle poczułam lekki wstrząs, a chłopak
zatrzymał samochód. Modliłam się w duchu, aby to nie było
to o czym myślałam.
-Złapaliśmy gumę.-
Mruknął brunet i widocznie zdenerwowany wyszedł z auta. Zrobiłam
to samo i obeszłam pojazd aby zobaczyć ta felerną oponę. Pięknie!
- Masz zapasową w bagażniku?
-Nie mam w zwyczaju wozić
zapasowych opon, nigdy nawet o tym nie pomyślałam.- Pokręciłam
głową i wyjęłam telefon, aby zadzwonić po jakąś pomoc.
-Lepiej zadzwoń do
Jareda, żeby się nie denerwował, a ja to załatwię. -
Uśmiechnęłam się w jego kierunku i odeszłam kawałek, wybierając
numer Leto. Odebrał za drugim razem. Wytłumaczyłam mu sytuację i
powiedziałam, że przyjadę jak najszybciej, ale on stwierdził, że
sam po mnie przyjedzie, a Olivier zajmie się samochodem. Oczywiście
chwilę się z nim posprzeczałam, ale przerwał nam dźwięk
nadjeżdżającego auta. Kazałam mu zaczekać i odwróciłam
się z jednej strony zdziwiona, że pomoc przyjechała tak szybko, a
z drugiej po prostu zadowolona z tego faktu. Auto jechało z zawrotną
prędkością wprost na Oliviera, krzyknęłam, żeby uważał,
ponieważ stał tyłem, jednak w tym samym momencie kierowca wjechał
w mężczyznę, który z hukiem podleciał i upadł na ziemie.
Rzuciłam telefon, w którym słyszałam krzyki Jareda
dopytującego co się dzieje i pobiegłam w stronę ciała. Byłam
zdenerwowana i przestraszona. To nie wyglądało jak na przypadkowy
wypadek, tylko zamierzony czyn. Samochód, a prawdę mówiąc
furgonetka zatrzymała się kawałek dalej. Byłam zbyt zajęta
sprawdzaniem stanu Olliego, że z nerwów nie zauważyłam, jak
kierowca pojazdu idzie w moją stronę, rozmawiając przez mój
telefon. Trzęsły mi się ręce, oczy zaszły mgłą. Chłopak nie
reagował, miał dużą ranę głowy z której sączyła się
krew. Poczułam jak ktoś złapał mnie za ramie i odskoczyłam na
bok, gdy odwróciłam głowę zamarłam. To był.. Daniel. Stał
nade mną z szyderczym uśmiechem.
„Nie martw się o
nią, jest w dobrych rękach” - to ostatnie słowa, które
usłyszałam zanim zemdlałam? Jedyne co pamiętam to swój
krzyk i szarpaninę. Mężczyzna trzymał mnie, a ja próbowałam
się wyrwać. Następnie przyłożył mi do ust strasznie śmierdzący
materiał i 'odpłynęłam'. Nie wiem po jakim czasie się ocknęłam.
I nie mam pojęcia gdzie jestem. Strasznie bolała mnie głowa.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po owym
miejscu. Było ciemno, jedynie przez wybite dziury w ogromnych oknach
wpadały pojedyncze promienie słońca. Pomieszczenie było duże,
nawet bardzo i przypominało magazyn. Po kątach walały się części
regałów, bądź one same, narzędzia, deski, kartony. W
niektórych miejscach stały kolumny podtrzymujące strop.
Słyszałam szybkie bicie swojego serca i ciężki oddech. Wstałam i
zaczęłam nerwowo rozglądać się chcąc zauważyć kogoś albo
jakieś wyjście, nie chciałam być tam ani minuty dłużej. Coś
jednak uniemożliwiło mi swobodne ruchy. Przy lewej kostce miałam
coś ciężkiego. Była to szeroka na około 6 centymetrów
'bransoleta', do której przyczepiony był łańcuch. Nie był
on długi, szarpnęłam nogą myśląc, że może nie jest on
zamocowany do żadnego przedmiotu czy elementu konstrukcyjnego.
Upadłam i jęknęłam z bólu. Dopiero wtedy zauważyłam w
podłodze hak, z którym połączony był mój
„łańcuszek”. Z bezradności i niewiedzy rozpłakałam się.
Usiadłam skulona w kącie, obejmując kolana ramionami i przymykając
oczy. Przypomniałam sobie samochód, Oliviera leżącego w
kałuży krwi. Daniela.. Czy to on był tym, który mnie
śledził? Który włamał się do mieszkania? Podesłał
zdjęcia? Czy to on? Ale po co? „Nie martw się o nią, jest w
dobrych rękach” czy on chciał mi coś zrobić? Pomyślałam o
Jardzie. Wnioskuję, że Daniel rozmawiał właśnie z nim, więc
wiedział, że coś mi się stało.. Poznał go po głosie? A może
zaraz zjawi się tutaj i mnie zabierze? Poinformował policję? Naraz
skłębiło się w myślach milion pytań, na które nie
miałam odpowiedzi. Tego było za dużo. Schowałam głowę w kolana
mocno zaciskając oczy jakbym chciała po ich otwarciu znaleźć się
w bezpiecznym miejscu, z Jaredem, Mike'em, z bliskimi. Łzy płynęły
powoli po moich policzkach, już ich nie czułam, bo ogarnął mnie
strach.
Jared~
Nie zwracając uwagi
na krzyki policjantów i funkcjonariuszy próbujących
mnie zatrzymać kierowałem się prosto do gabinetu komisarza
Hamiltona. Wpadłem tam jak oparzony, mężczyzna przeglądał jakieś
papiery i aż wstał z krzesła widząc mnie.
-Co pan tutaj robi?! -
Powiedział podniesionym głosem. No tak, rzadko wpada ktoś do niego
robiąc przy tym tyle hałasu.
-Elizabeth została
porwana. - Moje zdenerwowanie dało się wyczuć w każdym
najmniejszym słowie czy oddechu. Miałem ochotę coś rozwalić,
byle by tylko jak najszybciej odnaleźć moją kobietę.
-Niech się pan uspokoi i
usiądzie. - Mężczyzna, wskazał dłonią krzesło naprzeciw
swojego biurka, gdy pokręciłem przecząco głową posłał mi
długie spojrzenie. Usiadłem więc jak mi kazał nie mogąc
zrozumieć jego spokoju. - Teraz proszę mi o wszystkim opowiedzieć.
- Ominąłem wstęp o naszym umówionym spotkaniu i przeszedłem
od razu do szczegółów. Dokładnie z każdą
najmniejszą informacją, którą udało mi się zapamiętać
opowiadałem. Policjant przerwał mi mówiąc, że dostali
jeden telefon o wypadku, jakiś rowerzysta znalazł ciało mężczyzny
obok samochodu ale nie było nikogo innego. Ofiarą był Olivier
Stone, leży w ciężkim stanie w szpitalu. Przejąłem się tym, w
końcu to ja go zatrudniłem i naraziłem na to, ale teraz
najważniejsza była Elizabeth. W końcu dotarłem do końca, czyli
rozmowy z tym chorym człowiekiem. Jedyne co mi powiedział to, że
jej nie skrzywdzi, bo nie tego chce, teraz on będzie jej księciem z
bajki i nie mam jej szukać. Oczywiście poznałem po głosie tego
dupka. Od początku coś mi w nim nie pasowało, a moja matka była
zapatrzona w niego jak w obrazek!
-Mówi pan, że jak
on się nazywa?
-Daniel Conan. Wiem nawet
gdzie mieszka, może od razu tam pojedziecie, co?
-Najpierw muszę spisać
protokół przestępstwa. Następnie moi ludzie sprawdzą czy
widnieje on w naszej bazie danych, dopiero później uzyskując
nakaz od przełożonego możemy go zatrzymać bądź aresztować.
-Przecież to będzie
trwało wieki! Jeden człowiek leży w szpitalu walcząc o życie,
tutaj chodzi o życie kobiety, a wy się bawicie w takie podchody?! -
To była chyba jakaś kpina. Nie wiadomo co ten świr mógł
zrobić Elizabeth, jak ją traktował, gdzie przetrzymywał, a ten
mundurowy najlepiej rozsiadł by się z laptopem na kolanach i
postukał w klawisze!
-Proszę się uspokoić!
Ja nic nie mogę zrobić szybciej, nie do mnie te pretensje. -
Wywróciłem oczami powstrzymując się od puszczenia niezłej
wiązanki w jego stronę. W tym czasie wykonał krótki
telefon, a po chwili w biurze pojawił się inny mężczyzna.
Hamilton kazał sprawdzić mu czy Daniel był notowany, a może jest
poszukiwany. - Wie pan coś więcej o tym mężczyźnie?
-Nie, tylko tyle, że jest
sąsiadem mojej matki, i od początku dziwnie się zachowywał.
-Co to znaczy?
-Przystawiał się do
Elizabeth, zadawał dziwne pytania, patrzył tym swoim mętnym
wzrokiem jak na zabawkę.
-Rozumiem. Na tę chwilę
odeślę pana do domu i skontaktujemy się wieczorem. Proszę nie
robić nic na własną rękę bo to tylko może pogorszyć sprawę. -
Zaśmiałem się w duchu. Pogorszyć sprawę? Pogorszyć sprawę może
jedynie ich ociąganie się, a nie moja własna ingerencja. To chyba
było normalne, że chciałem znaleźć kobietę, którą
kochałem tak?
Rzuciłem do mężczyzny
krótkie „do widzenia” i wyszedłem. Byłem wściekły i
wystraszony. Dopiero w takich chwilach jak ta uświadamiałem sobie
ile mogłem stracić. Ile Elizabeth dla mnie znaczyła. Wcześniejsze
związki tak naprawdę nie miały znaczenia, młodzieńcze miłości,
źle podjęte decyzje albo przelotne romanse. Ona zmieniała moje
życie każdego dnia, nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogło
by jej nie być. Gdy znalazłem się przy samochodzie wziąłem kilka
głębszych oddechów. Chciałem jechać do Oliviera, ale było
coś ważniejszego. Jak nie oni to ja odwiedzę Daniela w mieszkaniu.
Po dotarciu na miejsce nie zwracałem uwagi jak paruje, pobiegłem do
drzwi i zacząłem w nie walić. Nie pukałem, waliłem pięściami i
kopałem krzycząc, że ma i otworzyć bo wyważę drzwi. Żadnej
reakcji. Ze środka nie dochodziły żadne odgłosy, więc nawet nie
miałem pewności czy ktoś tam jest.
-Jared? Co ty wyprawiasz?
- Usłyszałem głos matki i odwróciłem się w stronę, z
której on dochodził. Kobieta stała przed swoim domem, a za
nią Shannon z zakupami. Obydwoje przyglądali mi się ze
zdziwieniem. Naprawdę uroczy widoczek.
-Gdzie on jest? Tak się z
nim przyjaźnisz to powinnaś wiedzieć!
-Uspokój się! -
Odezwał się mój brat stając w obronie matki. Nie powinienem
jej o nic oskarżać, ale przecież gdyby nie ona i jej głupi sąsiad
teraz Elizabeth byłaby ze mną!
-Daniel wyjechał na jakiś
czas. Mówił, że ma chorą matkę. - Prychnąłem kopiąc
małe, dopiero co rosnące drzewko tak, że się złamało. On był
psychiczny!
-A nie powiedział Ci, że
chce porwać Lizzy? - Głos mi się załamywał. Nie pamiętam kiedy
byłem tak nerwowy.
-Co, ty opowiadasz? On? On
by muchy nie skrzywdził!
-I ty mu wierzysz! Nie
znasz swojego kochanego Danielka tak dobrze!
-Jared, może wejdźmy do
środka i nam wszystko opowiesz? - Shannon jako jedyny zachowywał
spokój. Ja aż podskakiwałem, a matka stała osłupiała
nadal nie chcąc mi uwierzyć. No tak, bo lepiej zaufać obcemu
człowiekowi niż posłuchać syna.
Kobieta przygotowywała
dla mnie mocną kawę, a Shannon próbował mnie jakoś
uspokoić. Ale jak ja miałem być spokojny? No jak? Nie mogłem
siedzieć w miejscu, powinienem coś robić. Dopiero kiedy wypiłem
duszkiem trzy kubki gorącej kawy, opowiedziałem matce i bratu co
się stało i o tym, co mi powiedzieli na komisariacie. Przejęli
się, a mama zaczęła zrzucać winę na siebie. Jeszcze tego
brakowało aby z nadmiaru wyrzutów sumienia coś jej się
stało. Poprosiłem Shannona aby z nią został i obiecałem, że
będę ich informował, jak tylko sam będę wiedział coś nowego.
Wychodząc natknąłem się
na Hamiltona i jego „ekipę”. Widząc mnie
mężczyzna pokręcił przecząco głową, chyba chcąc dać mi do
zrozumienia, że nic nie ustalili. Olałem to i wsiadłem do
samochodu. To teraz kierunek.. Właśnie, zastanawiałem się, gdzie
mogę jechać poza szpitalem. Gdzie mogę jej szukać? Los Angeles
było zbyt duże, nie miałem żadnej wskazówki. Mike!
Przecież on o niczym nie wiedział. Był jej jedynym bratem i jedyną
rodziną tutaj. Bo ojciec zaszył się w Wielkiej Brytanii i nawet
gdy mu proponowali przeprowadzkę nie przyjmował tego do
świadomości.
Znalazłem więc numer do
chłopaka i do niego zadzwoniłem. Spotkaliśmy się u niego w
biurze, ponieważ tak było najszybciej.
Jestem jasnowidzem czy co?
Jego reakcja była dokładnie taka jak sobie wyobraziłem. Wystraszył
się i zmartwił, ale o wszystko oskarżył mnie. A jeszcze kilka dni
temu, jaki to mój pomysł z ochroną nie był wspaniały.
Kurwa, przecież zrobiłbym wszystko aby do tego nie doszło, czy
ludzie mogą przestać mnie oskarżać? Stwierdzając, że nie dojdę
z nim do jakiegokolwiek porozumienia opuściłem gabinet mocno
trzaskając drzwiami. Mam dość. Tak, Jared Leto walczący z uporem
do samego końca i nie poddający się miał dość po kilku
godzinach. Naprawdę czułem się bezradny. Gdybym chociaż wiedział
cokolwiek. Przychodziły mi na myśl najgorsze scenariusze. Lizzy,
Lizzy, Lizzy...
L. ~
Przebudziłam się
trzęsąc z zimna. Miałam na sobie jedynie cienki sweterek i jeansy,
a w pomieszczeniu było coraz chłodniej. Nadal byłam w tym
obskurnym miejscu, leżałam na brudnym materacu przykuta do łańcucha
jak więzień. Przez okna nie wpadało już żadne światło, więc
musiał być wieczór. Do oczu znowu napłynęły mi łzy, nie
miałam siły nawet na płakanie, ale one jakby żyły własnym
życiem. W drugim końcu sali pojawiła się jasna iskierka, nie
wiedziałam, czy to przywidzenie, czy coś tam jest. Słychać było
kroki, a światło przybliżało się. Automatycznie przesunęłam
się w róg starając się być jak najciszej, jednak łańcuch
mi to uniemożliwiał. Mężczyzna zaśmiał się, wokół mnie
zrobiło się jasno gdyż postawił na ziemi lampkę na baterie i
usiadł na skrzynce stojącej nieopodal. Wpatrywał się we mnie, a
ja starałam się nie patrzeć.
-Spójrz na mnie. -
Rozkazał, a ja natychmiast wykonałam jego polecenie, ze strachu.-
Grzeczna dziewczynka. - Szepnął do siebie i rzucił w moją stronę
grubym kocem. Chwyciłam szybko materiał i się nim owinęłam, w
razie gdyby chciał go zaraz zabrać. - Rozmawiaj ze mną.
-Chyba nie myślisz, że
Ci podziękuje. - Wycedziłam przez zęby, od razu tego żałując.
Gubiłam się w tym co mam robić, jak nie wykonam jego 'poleceń'
będzie źle, jak będę je wykonywała też będzie źle.
-Bądź grzeczna mała
zdziro. Nie mam serca, żeby robić Ci coś złego, ale jak mnie
zdenerwujesz nie ręczę za siebie.
-To po co mnie tu
trzymasz?
-Bo chce cię mieć. Ten
pajac udający gwiazdkę, słaby aktorzyna na Ciebie nie zasługuje.
Jedyne na czym mu zależy to kasa. Wcześniej czy później
zdradzi cię z jakaś plastikową dziunią i zostawi z gromadką
dzieci, a ja? Ja będę przy Tobie zawsze. - Mężczyzna miał dziwny
głos, nie potrafiłam go określić, ale przerażał mnie. Usiadł
na brzegu materaca i przybliżał się do mnie. Czułam jak mój
oddech stawał się coraz szybszy. Wręcz wbijałam się plecami w
ścianę za sobą, chcąc być jak najdalej. Daniel położył dłoń
na moim policzku, gładząc go kciukiem. Rozpłakałam się i
zamknęłam oczy. Próbowałam się odsunąć, ale za każdym
razem on robił to samo. Wyrwał koc z moich rąk i przez kilka
sekund lustrował wzrokiem. Czując jego obleśną dłoń na kolanie
zaczęłam piszczeć i krzyczeć, żeby zostawił mnie w spokoju. -
Cii. Spokojnie kochanie. - Szeptał mi wprost do ucha, a ja czułam
jak moje ciało drżało ze strachu. To był impuls. Wolną nogą
kopnęłam go w żebra. Syknął i odsunął się łapiąc za prawy
bok. - Ostrzegałem Cię! - Teraz mogłam spodziewać się
wszystkiego. Że mnie zgwałci, pobije, czy cokolwiek innego. Nie
miałam żadnej racjonalnej myśli. Modliłam się, aby ktoś tu
wszedł i mnie zabrał. Mężczyzna zamachnął się i dostałam w
twarz. Głowa odskoczyła mi na bok, policzek piekł, a w kąciku
ust pojawiła się stróżka krwi.
-Jesteś chory. -
Krzyknęłam łapiąc się za policzek i cicho łkając. Ponownie
zawinęłam się w kłębek i czekałam, aż On sobie pójdzie.
~
Ba-dum tss!
Jesteście zaskoczeni? Wiem, że kilka osób domyśliło się, że to chodziło o D. Powiem Wam w małej tajemnicy, że to dopiero początek. Alka ma szatański plan i wcieli go w życie już soon!
Pozdrawiam :)
nooo nie spodziewałam się, że skończysz w takim momencie :)
OdpowiedzUsuńTwoje 'końce' rozdziałów zawsze sprawiają że już chcę czytać kolejny :D akcja wyszła super, szkoda że teraz pewnie znowu będziemy długo czekać na kolejny rozdział, ale szkoła i te sprawy :O
<3
Dwaj następny rozdział :D
OdpowiedzUsuń:< bjedna Lizzy. Jesteś okrutna :DDDD
OdpowiedzUsuńDziadu zawału dostanie przez Ciebie :D
Czekam na kolejny ! :****
jak dla mnie jeden z ciekawszych rozdziałów, chociaż w trakcie czytania zaskoczyło mnie, że Jared tak szybko rozpoznał głos Daniela, albo jak wyszedł z komisariatu i nagle się zorientowałam, że już jest pod jego domem, bo wiesz mogłaś napisać, że po drodze złamał ze 20 przepisów drogowych, czy coś, ale może tylko się czepiam xD poza tym chyba wszystko mi pasowało, rozwijasz akcję w ciekawym kierunku, chcę już wiedzieć jak wszystko potoczy się dalej, no i w jaki sposób wyśledzą tego psychopatę, bo to przecież wielkie miasto, więc nie może być łatwo xD
OdpowiedzUsuńJaka akcja! Z tego całego napięcia latałam wzrokiem bo tekście jak wariatka xD Wypadek, porwanie, policja - aż się w głowie kręci ;p Super!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało, czekam na dalszy ciąg tego wątku i mam nadzieję, że nie skrzywdzisz Lizzy.
Szatański plan nie brzmi optymistycznie xD
Nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji, szczególnie tak szybko. Wiedziałem, że z tym Danielem jest coś nie tak, jednak cały czas łudziłam się, że to będzie ktoś inny. Mam nadzieję, że Oliver wyzdrowieje i nie będzie żadnych tragicznych skutków tego wypadku.
OdpowiedzUsuńJak ja współczuję Elizabeth! Co ona biedna musi tam przeżywać. Aż nie chcę próbować sobie wyobrażać co bym zrobiła na jej miejscu. Mam nadzieję, że Hamilton w końcu zacznie działać, a jak nie, to Jared wpadnie na taki pomysł. Oby tylko szybko się znalazła!